Po dokładnym rozejrzeniu się po terenie czy nikt mnie nie widzi, delikatnie otworzyłam okno tak, aby nie wydało przy tym żadnego dźwięku. Ostrożnie weszłam do bogato zdobionego salonu. Musiałam uważać, aby nic nie przewrócić w panujących w pomieszczeniu egipskich ciemnościach. Nie mogłam zapalić światła, bo istniało zbyt wielkie ryzyko, że ktoś to zauważy i moja misja spali na panewce, a tego bym nie chciała. Stąpałam cicho po perskim dywanie, dopóki nie doszłam do schodów. Powoli, schodek po schodku, wspinałam się na górę, mając nadzieję, że nikogo tym nie zbudzę. Od zleceniodawcy dowiedziałam się, że właściciel domu ma bardzo delikatny sen i każdy szmer jest w stanie go obudzić. Na moje szczęście sejf z unikatowymi kosztownościami znajdował się w gabinecie, a nie w sypialni biznesmena. Gdy dotarłam na szczyt przystanęłam na chwilę, aby zorientować się, które drzwi są moim celem. Według planów, z którymi zapoznawałam się od tygodnia, powinny być to trzecie drzwi z mojej prawej strony. Minęłam pierwsze, drugie, aż w końcu dotarłam do trzecich, jednak wejście do środka nie było takie łatwe. Okazało się, że drzwi do sypialni, które znajdowały się idealnie na przeciwko tych od gabinetu, są otwarte na oścież, a ze środka wydobywały się ciche dźwięki równomiernego oddechu. Właściciele posesji spali, lecz moje serce przyspieszyło rytm swego bicia. Modliłam się o to, aby ich nie zbudzić. Przyległam plecami do ściany tak, aby mieć widok na przeciwległy pokój, równocześnie sięgając prawą ręką do klamki. Gdy ją nacisnęłam, okazało się, że drzwi są zamknięte na klucz. Kurde! - mimo wszystko nie odważyłam się tego wypowiedzieć na głos. Zamiast tego wypuściłam nagromadzone powietrze i sięgnęłam za pasek moich spodni, skąd wyciągnęłam wytrych. Nie będzie to łatwe zadanie, ale przynajmniej będę miała o czym opowiadać. Kucnęłam przed dziurką od klucza i zaczęłam kręcić gadżetem to w jedną, to w drugą stronę, aby otworzyć zamek. Osiągnięcie celu nie zajęło mi dużo czasu. Wszystko to uhonorowało charakterystyczne kliknięcie, które najwyraźniej w jakiś sposób zakłóciło sen mężczyzny, bo nagle z jego krtani wydobyło się głośne chrapnięcie, które zbudziło jego żonę.
- Kochanie, wstawaj, bo się udusisz - słyszałam jak ich kołdra szeleści, przez co wywnioskowałam, że kobieta musi szturchać swojego męża.
- Mhm - mruknął tylko pod nosem i najwyraźniej przewrócił się na drugi bok, co sugerowało skrzypnięcie łóżka. Uspokoiłam się, myśląc, że to koniec moich męczarni, lecz kolejne dźwięki mnie zaniepokoiły. Zdawało mi się, że słyszę jak ktoś odgarnia kołdrę i wstaje z łóżka. Wciąż przylegając do ściany przesunęłam się w prawo, aby mieć lepszy widok na łoże. Zobaczyłam jak pani domu zakłada ciepłe kapcie na stopy. Kurwa! Miałam dwie sekundy na reakcję, bo kobieta była odwrócona do mnie plecami. Moją jedyną szansą była ucieczka do jednego z pomieszczeń na przeciwko. Z mojej perspektywy na prawo od sypialni były jedyne drzwi, za które mogłam wejść niezauważona, lecz o zgrozo - była to sypialnia ich nastoletniego syna. Wiedziałam, że to jedyna szansa na pozostanie niezauważoną, więc nie mając większego wyboru, podbiegłam tam i weszłam do środka, cicho zamykając drzwi. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Założę się, że gdyby ktoś dał radę w tym momencie zrobić mi zdjęcie, miałabym wytrzeszcz. Przy biurku, centralnie na przeciwko mnie, siedział młodszy ode mnie chłopak, oglądający coś na komputerze, na słuchawkach. Chyba mi zaraz serce wyskoczy. Nigdy jeszcze nie miałam takiej sytuacji, aby być tak blisko osoby, którą zaraz okradnę. Co z nim nie tak? Przecież już dawno jest po trzeciej w nocy. Normalny człowiek o tej porze śpi. Ewentualnie jest na imprezie. No, ewentualnie okrada innych, ale nie ogląda filmy! Póki co, młody mnie nie zauważył, ale nie mogę tak stać na widoku. W każdej chwili może się odwrócić i mnie zobaczyć. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli schowam się pod jego łóżkiem. Powoli, nie odwracając się od niego, stawiałam kroki w stronę mebla. Z każdym krokiem miałam lepszy widok na monitor. Uśmiech wkradł mi się na buzię, gdy zobaczyłam, jak chłopiec ogląda pornosa. Teraz już rozumiem, dlaczego wybrał taką porę na filmy. Jest usprawiedliwiony. Gdy byłam za jego plecami, stwierdziłam, że mogę przyspieszyć swoje tempo, bo nastolatek nie widział świata poza tym, co pojawiało się na ekranie. Ze swobodą wślizgnęłam się pod posłanie i przy dźwiękach masturbacji czekałam, aż chłopak łaskawie położy się spać. Jak się okazało, musiałam jeszcze czekać niecałą godzinę, aż się zmęczy. Cholernie mi się w tym czasie nudziło. Nie mogłam nawet wyciągnąć telefonu, bo wyświetlacz zdradziłby moją obecność. Dopiero gdy usłyszałam chrapanie, wysunęłam się spod materaca. Wróciłam z powrotem do miejsca, gdzie rozpoczynała się moja misja. Tym razem nie napotkałam żadnych przeszkód. Weszłam do pomieszczenia z sejfem. Mój klient twierdził, że skrytka znajduje się na lewej ścianie, za obrazem przedstawiającym zachód słońca. Bez zbędnego marnowania czasu, podeszłam do dzieła sztuki, przyglądając mu się uważnie, szukając jakichkolwiek pułapek. Niczego nie dostrzegłam, więc chwyciłam dzieło za ramę w celu ściągnięcia ze ściany, lecz nic z tego. Było przytwierdzone na amen. Uniosłam brew w akcie zdziwienia. Nie spotkałam się jeszcze z takim przypadkiem. Mój nowy, pierwszy raz. Zaczęłam błądzić dłońmi po krajobrazie w celu znalezienia jakiegokolwiek przełącznika, lecz na nic takiego nie trafiłam. Przyłożyłam pięść do brody - ten gest zawsze pozwalał mi się skupić. Przymrużyłam oczy, dokładnie lustrując maskowanie sejfu, aby znaleźć cokolwiek, co by mi pomogło w otworzeniu go, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Cieszyłam się z takiego wyzwania. W końcu trafił się ktoś z wyobraźnią odnośnie ochrony swoich kosztowności. Owszem, było to dla mnie kłopotliwe, ale uwielbiałam tego typu zagadki, więc z chęcią przyjęłam to wyzwanie. Wycofałam się kilka kroków, aby mieć większe pole widzenia. Oparłam się o blat biurka i przyglądałam się wszelkim szczegółom, które mogłyby mnie doprowadzić do rozwiązania problemu. Było to podobne do zabawy w znajdywaniu różnic na obrazkach. Tylko co mi umyka? W środku nie było żadnego regału z książkami, w których często był ukryty mechanizm z tajemniczymi skrytkami. Poza tym nie wierzyłam, żeby włącznik znajdował się na innej ścianie. Ludzie z natury są leniwi, więc z pewnością nie chciałoby się temu kolesiowi iść z jednego końca pokoju na drugi - i to tak codziennie. Nie widziałam nic podejrzanego na zielonej tapecie w kwiatowy wzór. Nic z niej nie wystawało. Nie było na niej innych ozdób. Poza obrazem, przy ścianie postawione były jedynie fotele dla ewentualnych gości. Nic więcej. Tyle, że jedna rzecz mi nie pasowała. Dlaczego na środku listwy dekoracyjnej od paneli znajdował się element ją łączący? Zabiłabym fachowca na miejscu za takie oszpecenie, nawet, jeśli tylko ja miałabym widzieć ten defekt. Nie wierzę w to, że biznesmen też by coś takiego tolerował. Nie mając lepszego pomysłu, podeszłam do łącznika i go dotknęłam. Bingo! To był przycisk, który przesuwał obraz w taki sposób, że wyglądało to tak, jakby malowidło chowało się w ścianie. Na jego miejscu ukazała się skrytka pancerna. Podniosłam się z kolan, spuszczając rękę z włącznika, przez co krajobraz wrócił na swoje miejsce. Zrozumiałam, że muszę przez cały czas przytrzymywać przycisk, więc wcisnęłam go stopą. Warknęłam cicho, gdy zobaczyłam zamek na szyfr. Z całej mojej roboty, którą kochałam za dostarczanie mi adrenaliny, tej części wręcz nienawidziłam. Ile z tym jest pieprzenia, aż w końcu wszystkie cyfry ci klikną. Szału przez to można dostać, ale musiałam się z tym pogodzić. Założyłam stetoskop, aby szybciej mi poszło. Moi kuzyni zawsze się ze mnie śmiali, że biorę ze sobą "to ustrojstwo", ale mi ono zawsze pomagało. Nawet jeśli jest to obciachowe, jak na tak profesjonalną złodziejkę jak ja. Szyfr był w sumie banalny. Dwa, cztery, pięć, siedem, dziewięć, zero - spotykałam się z bardziej złożonymi, bez ścisłej reguły. Po otworzeniu kasy pancernej, wyciągnęłam ze środka tak rzadko spotykane jajo faberge. W jego środku znajdowała się kurka i szafirowy wisior. Zaparło mi dech w piersi. Pierwszy raz widziałam coś tak pięknego. Z pewnością dziełu urody dodawał fakt, iż na świecie jest uznane za zaginione. Przełknęłam zalegającą w ustach ślinę. To jest warte majątek i nawet ja, Yokina Uchiha pochodząca z najbogatszego klanu złodziei, nie jestem w stanie wyobrazić sobie wartości tego cudeńka. Pierwszy raz poczułam taką żądzę posiadania rzeczy materialnej. Nie chciałam go oddawać i aż dziwię się, że był tak słabo zabezpieczony. System był genialny pod tym względem, że był mało oczywisty. W końcu najciemniej jest pod latarnią, ale takie... takie nic dla Faberge? To było za łatwe w porównaniu do wartości nie tylko pieniężnej, ale i historycznej łupu. Potrząsnęłam lekko głową, aby uwolnić się od niepotrzebnych myśli. Teraz powinnam skupić się tylko i wyłącznie na tym, aby jak najszybciej wydostać się z miejsca zbrodni. Wystarczająco dużo czasu zdążyłam dziś zmarnować. Schowałam jajo do torby i zamknęłam sejf, a następnie ruszyłam do drzwi, do których przyłożyłam ucho. Nie słyszałam żadnych szmerów. Nic. Dla większej pewności schyliłam się, aby zobaczyć cokolwiek przez dziurkę od klucza, ale i tutaj nie było nic podejrzanego. Ostrożnie chwyciłam klamkę i zamknęłam za sobą drzwi, gdy tylko przekroczyłam próg i znalazłam się na korytarzu. Bezszelestnie zeszłam po schodach na dół, do salonu, gdzie było już jasno od wschodzącego słońca. Gdy byłam na środku pomieszczenia, usłyszałam szczęk klucza w zamku. Zapewne służba przyszła do pracy. Szybko przeskoczyłam przez kanapę i pędem ruszyłam do okna, które zostawiłam otwarte. Rozpędzona, wykonałam skok przez dziurę. Zmieściłam się idealnie, nie zahaczając o framugę. Nie bawiłam się już w zamykanie szyby, bo i tak właściciel niedługo się zorientuje, że został okradziony. Do tego czasu zdążę wrócić do swojej kryjówki. O ile mnie jeszcze ktoś nie złapie na terenie jego posesji, co może być możliwe, jeśli zwróci się uwagę na fakt, iż muszę się wspiąć na trzymetrowy mur, który znajduje się dobre czterysta metrów ode mnie. Wszystko zależy od dobrego rozbiegu i skoku. Ruszyłam sprintem w stronę ogrodzenia i dwa metry przed nim, wybiłam się się z ziemi. Wykonałam jeden krok na kamiennej powierzchni i chwyciłam się szczytu. W momencie wybicia, usłyszałam krzyki. Zostałam nakryta przez służbę, ale już nic mi nie groziło. Podciągnęłam się do góry i przeskoczyłam na drugą stronę bariery, po czym przebiegłam dwie alejki, aż dotarłam do swojego auta.
Zanim dotarłam do swojego mieszkania, pojechałam do skrytki, gdzie wszyscy z klanu Uchiha chowają skradzione łupy. Oczywiście każdy posiadał swoją szafkę, do której nikt, poza właścicielem nie miał dostępu. Nie włamywaliśmy się sobie na wzajem do przechowalni. Powstały one tylko po to, aby łupy nie kusiły nikogo do przywłaszczenia, co w przypadku jaja faberge na pewno się przyda. Sama miałam trudności z zostawieniem go tutaj. Choć z drugiej strony bałabym się zabrać je do siebie. Policja zdaje sobie sprawę z tego, że odpowiadamy za większość kradzieży w kraju, lecz nie mają dowodów, które by nas obciążyły. Gdyby tylko znaleźli skrytkę... Z tego też powodu, przy każdej możliwej okazji robią nam naloty na domy, gdzie przeprowadzają rewizję. To drugi powód istnienia skrytki.
Z ulgą oparłam się o wejście do sypialni. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mocno jestem zmęczona. To przez nadmiar emocji. Dawno nie miałam tak ekscytującej misji. Ba! Ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio mnie nakryto. Zdaje się, że tylko wtedy, gdy rozpoczynałam swoją "karierę", a trwa ona już cztery lata.
Usłyszałam cichy jęk, dochodzący z łóżka. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się swojemu narzeczonemu jak śpi sobie w najlepsze. Uwielbiałam widok jego rozsypanych, fioletowych włosów na białej poduszce. I ten spokój na jego twarzy, tak różny od grymasów, które robi, gdy nie śpi. Rin Matsuoka zawsze był nieprzewidywalny. Nigdy nie wiedziałam kiedy będzie się śmiał, czy złościł. Należał do ludzi impulsywnych, ale to dobrze. Lubiłam to, bo był dla mnie niespodzianką. Myślę, że za to go pokochałam. Jak sobie wspomnę nasze początki - nie mogę powstrzymać cichego chichotu. Nienawidziłam go za to, że pochodził z klanu Matsuoka, ponieważ nasze narzeczeństwo zostało zaaranżowane po to, aby połączyć dwa rywalizujące ze sobą rody. Zawsze gdy uczyłam się historii, współczułam kobietom, że nie mogły wybrać męża. Pamiętam jak twierdziłam, że nigdy bym na to nie pozwoliła, że trzeba się żenić z miłości. Wygadywałam dużo takich głupot, a tu spotkał mnie dokładnie taki sam los. Summa summarum nie wyszło mi to na złe, bo naprawdę go pokochałam.
Usłyszałam cichy jęk, dochodzący z łóżka. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się swojemu narzeczonemu jak śpi sobie w najlepsze. Uwielbiałam widok jego rozsypanych, fioletowych włosów na białej poduszce. I ten spokój na jego twarzy, tak różny od grymasów, które robi, gdy nie śpi. Rin Matsuoka zawsze był nieprzewidywalny. Nigdy nie wiedziałam kiedy będzie się śmiał, czy złościł. Należał do ludzi impulsywnych, ale to dobrze. Lubiłam to, bo był dla mnie niespodzianką. Myślę, że za to go pokochałam. Jak sobie wspomnę nasze początki - nie mogę powstrzymać cichego chichotu. Nienawidziłam go za to, że pochodził z klanu Matsuoka, ponieważ nasze narzeczeństwo zostało zaaranżowane po to, aby połączyć dwa rywalizujące ze sobą rody. Zawsze gdy uczyłam się historii, współczułam kobietom, że nie mogły wybrać męża. Pamiętam jak twierdziłam, że nigdy bym na to nie pozwoliła, że trzeba się żenić z miłości. Wygadywałam dużo takich głupot, a tu spotkał mnie dokładnie taki sam los. Summa summarum nie wyszło mi to na złe, bo naprawdę go pokochałam.
Przeciągnęłam się, wyciągając ręce w górę. Przymknęłam oczy delektując się tą chwilą oraz dźwiękiem pstrykających kości, a następnie zaczęłam ściągać ciuchy. Rzuciłam bluzę i spodnie w kąt pokoju, a następnie ściągnęłam skarpetki i biustonosz, które zaniosłam do łazienki, do kosza z brudną bielizną. W samych majtkach, położyłam się obok Rina na brzuchu. Przymknęłam powieki, chcąc zasnąć.
- Hej - mój narzeczony przywitał mnie szeptem i muśnięciem w szyję. Odpowiedziałam mu tylko mruknięciem. Na nic więcej nie miałam siły. Czułam jak odlatuję, a jednocześnie, jak fioletowowłosy całuje mnie delikatnie po plecach. Wiedziałam, czego ode mnie oczekuje, ale swoimi pieszczotami tak mnie rozluźnił, że po chwili zasnęłam.
Zaraz po przebudzeniu rozciągnęłam swoje ciało, wyginając się w każdy możliwy sposób, jaki przyszedł mi do głowy. Delektowałam się tą chwilą. Uwielbiałam wykonywać tę czynność, która dostarczała mi tak wiele przyjemnych doznań. Dopiero teraz zorientowałam się, że Rina nie ma w łóżku. Spojrzałam na zegarek, który stał na szafce nocnej, po mojej lewej stronie. Dwadzieścia po dwunastej. Nie jest źle. Spałam siedem godzin. Usiadłam na łożu i podrapałam się po głowie, po czym wstałam i chwyciłam koszulkę narzeczonego, która leżała na moich starannie ułożonych ciuchach, rzuconych wcześniej przeze mnie w kąt pokoju. Uśmiechnęłam się pod nosem i założyłam t-shirt. Mój kochany pedant. Przeszłam z sypialni do kuchni, gdzie spotkałam mojego mężczyznę.
- Matsuoooooka! - pisnęłam jak mała dziewczynka, skupiając na sobie całą jego uwagę. Postanowiłam wykorzystać ten fakt. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się z podskoku w ramiona. Śmiał się przyjemnie wprost do mojego ucha, łapiąc mnie w odpowiednim momencie i zamykając w silnym uścisku - Zrobisz mi śniadanie? - odchyliłam głowę tak, aby widzieć jego twarz, która wykrzywiła się w zabawnym grymasie. Wiedziałam, że jest lekko naburmuszony, więc musnęłam go delikatnie w czoło, aby poprawić mu humor.
- Leń - skwitował, tym razem się uśmiechając. Zadowolona, choć nieco zdziwiona zeszłam na podłogę i ruszyłam do łazienki. Musiał mieć dobry humor, skoro się zgodził. Zanim jednak wyszłam z pomieszczenia, zatrzymało mnie jego pytanie - Dokąd idziesz?
- Do łazienki. Chcę się wykąpać - odwróciłam się w jego stronę. Właśnie wyciągał deskę do krojenia, odłożył ją na blat stołu i ruszył do lodówki, gdzie przyglądał się jej wnętrzu.
- Więc nalej wody do wanny. Zaraz do ciebie przyjdę - skinęłam głową, lecz zorientowałam się, że tego nie widział. W ramach poprawy wymamrotałam standardowe "mhm" i poszłam przygotować kąpiel.
Wlałam wszelkie możliwe płyny do kąpieli, jakie miałam pod ręką. Lubiłam dużą ilość piany. Dodatkowo sprawdziłam, czy woda jest ciepła. Nie mogła być zimna, ale nie mogła też być zbyt gorąca. W końcu to miała być przyjemna kąpiel. Nie czekałam na fioletowowłosego. Ściągnęłam koszulkę i majtki, po czym weszłam do wody. Zamknęłam powieki i rozkoszowałam się temperaturą cieczy, która ogrzewała moje ciało i mięśnie. Tego właśnie było mi trzeba. Słyszałam, jak drzwi od łazienki zostają otwarte. Przyszedł Rin. Otworzyłam oczy i opierając się o wannę, patrzyłam, jak się rozbiera. Gdy ściągnął koszulkę, zauważyłam, że włosy ma związane w kitkę. Przekrzywiłam głowę.
- Biegałeś? - zapytałam nieco zdziwiona.
- Tak, a co? - widziałam jego pytające spojrzenie. Kompletnie nie wiedział, o co może mi chodzić.
- Przecież nie biegasz w weekendy.
- Niby tak, ale nie miałem co robić, bo spałaś. Nie chciałem cię budzić - posłał mi swój półuśmiech, gestem nakazał, abym przesunęła się tak, żeby miał miejsce przy oparciu, po czym pozbył się reszty odzienia i wszedł do wanny. Gdy tylko zajął miejsce, oparłam się o jego umięśnioną klatkę piersiową. Był twardy, lecz ułożyłam się w wyżłobieniach jego ciała tak, że robił mi za najlepsze oparcie na świecie.
- Yoki, odsuń się na chwilę. Zwiążę ci włosy - wykonałam jego polecenie, w tym samym czasie, on, ściągnął ze swojej głowy gumkę i uwięził w nich moje czarne kudły. Przyciągnął mnie do siebie z powrotem i objął ramionami. Byłam w siódmym niebie. Chyba zaraz znowu zasnę - Jak ci dziś poszło? - spytał, po czym podstawił mi pod nos talerz z kanapkami pociętymi w małe kosteczki.
- Miałam kilka komplikacji, ale jak widać, dałam radę - zjadłam dwie na raz, po czym przymknęłam powieki, czekając na kolejną dawkę snu.
- Opowiedz mi - tak, jak chciał, streściłam mu przebieg misji, robiąc krótkie przerwy na jedzenie. Nie obyło się bez jego śmiechu, gdy wspomniałam o nastolatku oglądającym filmy pornograficzne. Było to tak gwałtowne, że wyrwało mnie z letargu i odebrało wszelkie chęci na dalszy odpoczynek. Obudziłam się. Również jego śmiech był tak zaraźliwy, że sama nie mogłam się opanować, a łzy ciekły mi po policzkach. Potrzebowałam kilku minut, żeby dojść do siebie i skończyć opowieść - I co zdobyłaś? Co było w sejfie? - zamilkłam na chwilę i zaczęłam zastanawiać nad odpowiedzią. Z pewnością nie miałam zamiaru wspominać mu o jaju faberge. Po co kusić los i mówić drugiemu złodziejowi o tak rzadko spotykanym eksponacie? Z pewnością Matsuoka chciałby je zatrzymać lub wspomniałby o nim, moim i swoim krewnym.
- Tak właściwie nie wiem, co to było - skłamałam - Był to jakiś dziwny eksponat sztuki i nie mam pojęcia, co przedstawiał - odwróciłam się do niego przodem, aby spojrzeć mu w oczy - Nie wiem, po co mojemu klientowi to coś, ale bogacze są dziwni i chcą posiadać wszystko, czego nie mają. Żal mi ich - powiedziałam to tylko i wyłącznie po to, aby poczuć się lepiej. Naprawdę tak myślałam, więc cieszyłam się, że powiedziałam mu coś, co jest prawdą. Choć w sumie to trochę śmieszne, bo sama śpię na kasie. Uśmiechnęłam się widząc, że jest zbity z tropu. Powoli przybliżałam swoją twarz ku jego, patrząc w jego fioletowe oczy. Z każdym milimetrem, mój oddech przyspieszał, aż w końcu nasze usta zetknęły się w pocałunku. Zamknęliśmy oczy. Czułam jego ręce na swoich plecach, które przy okazji badania mego ciała, rozprowadzały na nim mydło. Pamiętając, gdzie ono leżało, wyciągnęłam rękę na oślep i nabrałam go trochę na dłoń. Również zaczęłam myć mojego kochanka. Gdy byliśmy odpowiednio namydleni, zaczęliśmy się opłukiwać, starając się jak najrzadziej przerywać pocałunki, w których uśmiechaliśmy się do siebie jak dzieci, które nie wiedzą, co jest powodem ich radości.
- Chodźmy - wychrypiał mi do ucha. Wychodząc z wanny, podał mi dłoń w akcie pomocy. Chętnie ją przyjęłam. Owinął siebie i mnie ręcznikiem, aby choć w pewnym stopniu nas osuszyć - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie lubisz uprawiać seksu w łazience - nie skomentowałam tego, bo wiedziałam, że zaczęlibyśmy debatować na ten temat, co w rezultacie skończyłoby się kłótnią przez pojawiające się poboczne tematy. Zawsze tak było. Zamiast tego, wolałam skupić uwagę na pocałunkach, z którymi przeniósł się na moją szyję. Och, jak było mi cudownie. Droga do sypialni wcale nie była taka łatwa do przebycia. Wiele razy obijaliśmy się o drzwi, ściany i meble, lecz nie zwracaliśmy na to żadnej uwagi. Byliśmy w swoim świecie. Nim się zorientowałam, że jesteśmy na miejscu, Rin popchnął mnie lekko w tył, przez co wylądowałam w szaro-biało-żółtej pościeli. Podparłam się ze śmiechem na łokciach i pociągnęłam mężczyznę za wiązanie jego ręcznika tak, że poleciał wprost na mnie. Mimo, że wiedziałam co mnie czeka, przez krótką chwilę zabrakło mi tchu, przez kilogramy, które nagle się na mnie znalazły. Matsuoka szybko opanował sytuację, bo przeniósł cały swój ciężar na ręce, które oparł po obu stronach mej głowy. Zatopiłam się w jego fioletowych oczach. Dwa, wielkie ametysty. Nawet głęboka czerń Uchihów - których na szczęście nie odziedziczyłam - nie mogła się równać z pięknem oczu mojego narzeczonego. Wpadłam w jego urok i wiedziałam, że jestem jego. Nachylił się nad moimi ustami i pocałował ponownie. Głęboko, niespiesznie, tak, jak tylko to On potrafił. Zatraciłam się na tyle, że ugryzłam go w chwili, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wystraszyłam się, lecz na szczęście nie zrobiłam Matsuoce żadnej większej krzywdy.
- Na początku twoja rodzina mnie ostrzegała, że gryziesz, ale nie brałem ich na poważnie - zaśmiał się tylko, lecz zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam - nie powiedziałam tego tylko za mój wybryk, ale też za to, że wybiłam się z rytmu. Cały ten magiczny nastrój prysł wraz z upierdliwym dźwiękiem mojej komórki. Przyrzekam, że zabiję tego, kto do mnie dzwonił. Do tego czynu chyba będę musiała zmienić profesję. Zdaje się, że Rin nie zwrócił uwagi na moją zmianę, bo dalej oznaczał mnie pocałunkami. W dodatku zaczął badać moje ciało swymi silnymi rękami . Ja natomiast skupiłam się na telefonie. Zastanawiałam się, kto tak uparcie do mnie wydzwania. Objęłam mojego kochanka nogami w pasie i obróciłam się tak, że teraz to ja górowałam. Kto by pomyślał, że lekcje samoobrony przydadzą mi się w łóżku? Spojrzałam w prawo, tam, gdzie na stoliku nocnym leżał telefon. Moje oczy rozszerzyły się, gdy tylko zobaczyłam, czyje imię pojawiło się na wyświetlaczu. Wiedziałam, że fioletowowłosemu to się nie spodoba, pewnie nawet przez to wybuchnie ostra kłótnia, lecz szybko wyrwałam się z jego uścisku i odebrałam połączenie. Widziałam, że mój mężczyzna jeszcze nie wie, co się dzieje, po czym jego twarz tężeje, gdy widzi mnie z aparatem tuż przy uchu.
- Tak? - nie siliłam się na żadne powitanie, tak samo jak mój rozmówca. Nie przejmowałam się też moim przyspieszonym oddechem, który mógłby coś sugerować, no bo w końcu mogłam też szybko biec, aby odebrać to cholerstwo, prawda?
- Twój klient został zamordowany - od razu przeszedł do sedna.
- O kurwa - jak? No ja się pytam, jak to jest kurwa możliwe?
- Natychmiast przyjeżdżaj do dziupli.
- Zaraz będę - rozłączyłam się. Bez zbędnych pożegnań.
- Kto to był? - głos fioletowookiego diametralnie się zmienił. Ciosał moją psychikę swoją ostrością. Nie lubiłam takich sytuacji, lecz sprawa była zbyt poważna, abym teraz miała się przejmować problemami w moim związku. Podbiegłam szybko do szafy i wyciągnęłam z niej ciuchy. Przez cały czas unikałam Jego spojrzenia.
- Madara - zaczęłam się ubierać - Zabili mojego klienta, więc muszę szybko udać się do kryjówki - może to się wydawać dziwne, ale byłam już całkowicie odziana, gdy skończyłam mówić. Niemożliwe? A jednak. Jak kobieta chce, to potrafi się szybko ubrać.
- Aha - tylko tyle miał do powiedzenia. Cholera jasna. Jest wściekły. Nie jest dobrze.
- Rin, obiecuję, że jak wrócę to ci to wszystko wynagrodzę, tylko zrozum mnie. To nie ode mnie zależy. To nie moja wina, że zabili Akimichiego - wyminął mnie tak, jakbym nie istniała. Ruszyło mnie to, choć nie czułam się winna, bo nie miałam na nic wpływu.
- Nie czekaj dzisiaj na mnie. Wrócę późno - świetnie. Po prostu świetnie. Nie miałam zamiaru dalej z nim dyskutować. Wyszłam z naszej sypialni, trzaskając drzwiami z siłą, o którą sama siebie nie podejrzewałam. Nie tylko Matsuoka potrafi się postawić w tym związku. Co to, to nie.
Nigdy nie widziałam Madary tak zdenerwowanego. Nie chodziło tu tylko o złość, lecz o zmartwienie i dumanie, o co może w tym wszystkim chodzić.
- Skąd do cholery Orochimaru wiedział, kto to zlecił? - zastanawiał się na głos - I co ty mu kurwa takiego zabrałaś, że był za to zdolny zabić, hę? - gnój. Tylko tak można było określić sytuację, w jakiej się znalazłam. Dlaczego jestem magnesem na wszelkie problemy? Zrezygnowana usiadłam na biurku mojego kuzyna i oparłam nogi o krzesło, na którym siedział.
- Zaginione jajo faberge z kurką i szafirowym wisiorem - zamknęłam oczy, gdy tylko zobaczyłam, że jego twarz przybiera czerwony odcień. Pierwszy raz widzę, żeby z nerwów zmienił mu się kolor skóry. Mam talent. Nie ma co. Mogłam tylko i wyłącznie czekać na wybuch jego złości.
- Wiedziałaś? - syknęłam, gdy tylko poczułam jego wbijające się paznokcie w moje kolano.
- Że co niby? - wycedziłam przez zęby, starając się ignorować ból, który mi zadał. Przeżyłam o wiele gorsze rzeczy.
- Wiedziałaś, po co idziesz, czy nie? Gadaj! - nie miałam nawet szans na oddech, a się wydarł. Przynajmniej widać, że dzięki temu odrobinę się uspokoił. Niewielkie to pocieszenie.
- Nie, oczywiście, że nie! Nie jestem idiotką i gdybym wiedziała, nigdy bym się tego nie podjęła - w naszym przestępczym świecie każdy znał wartość tego unikatu, choć pewnie nikt nie śnił o jego odnalezieniu. Tymczasem przez cały czas znajdował się pod naszym nosem i akurat padło na mnie, żeby je odnaleźć. Można było się spodziewać, że policja nie zostanie wmieszana w tę całą sprawę, bo istniało ryzyko, że Orochimaru również wszedł w posiadanie tego przedmiotu poprzez kradzież. Tyle, że nie spodziewałam się, że wciągnie w to zabójców. Gdy wynosiłam łup z jego domu w ogóle nie zastanowiłam się nad konsekwencjami. Zaślepiła mnie chciwość, ale jestem pewna, że gdybym wiedziała co mam ukraść, odmówiłabym - Przeklęty Choza, powiedział mi tylko, że to, co mam ukraść, jest dla niego bardzo cenne. Płacił dużo - stop, pomyliłam się i naniosłam poprawkę - Proponował tak wysoką cenę, że nie dopytywałam się co to jest.
- Proś boga, aby Orochimaru się nie dowiedział, kto go okradł. Jeśli Akimichi zostawił u siebie jakąkolwiek wzmiankę o tobie, to oficjalnie wydałaś na siebie wyrok śmierci - zimny pot oblał moje ciało. I co ja mam teraz zrobić? Zapewne będzie szukał jaja, gdzie się tylko da. Zacznie albo od klanu Uchiha, albo od klanu Matsuoka. Nie ma co ukrywać - byliśmy najbardziej uznani w swoim fachu. Stąd też wziął się pomysł na ślub mój z Rinem, aby zakończyć między sobą wszelkie konflikty - Od Zetsu wiem, że jeszcze nie znają tożsamości złodzieja, który ich okradł, więc jest dla ciebie nadzieja. Teraz myśl, jak się z tego bagna wywinąć.
- Faberge jest bezpieczne w naszym schowku. Możemy je podrzucić komuś początkującemu i wyprzeć się wszelkich powiązań z Akimichim. W ostateczności przyznam się i oddam jajo właścicielowi - nie ukrywam, że pierwsza propozycja bardziej mi pasowała, bo teraz cholernie się bałam tego człowieka. To jedyne opcje, które przychodziły mi do głowy. Byłam zła na siebie, bo niemal słyszałam, jak zwoje mojego mózgu przegrzewają się od myślenia, a wpadłam jedynie na dwa plany z wielkimi lukami. Pierwszy sam w sobie brzmi jak bajka fantasy. Działania Uchihów są nie do podrobienia. Jesteśmy perfekcjonistami przez co tak ciężko nas naśladować. Nigdy nie spotkałam się z przypadkiem, który idealnie by nas odwzorował. Ci, którzy próbowali nas kopiować, zawsze zostawiali po sobie jakieś ślady. Nam nie zdarzyło się to nigdy. Przez to ofiary mogą się jedynie zastanawiać, czy to na pewno nasza sprawka. Nie ma śladów, nie ma dowodów, czyli uniewinnienie i same pytania wokół. Jedna wielka niewiadoma. A druga opcja... Najpewniej zostałabym zabita na miejscu bądź dożywotnio musiałabym świadczyć swoje usługi za darmo, a tego bym nie chciała. Orochimaru był na tyle nieprzewidywalny, że sama nie wiedziałam, co by wybrał.
- Lepiej wymyśl coś lepszego, bo jeśli tego nie zrobisz, to wyświadczę ci przysługę i sam cię zabiję - to nie był żart, który miał wywołać uśmiech na moich ustach. Madara miał rację, ale... Ale zaraz. Może jej nie miał?
- Madara zabijesz mnie już tylko za to, co powiem, ale mój plan numer jeden może się udać - Uchiha uniósł swą lewą brew. Wiedziałam, że skupia na mnie całą swoją uwagę. Tak na marginesie - jak on to robi? Nigdy nie potrafiłam unieść lewej brwi. Prawą tak, ale lewą? Nigdy. Muszę zapamiętać, aby po tym wszystkim się go o to spytać - No bo wiesz. Co cechuje nas, klan Uchiha? Perfekcyjność i brak dowodów, tak? - mój słuchacz przytaknął tylko głową, nie racząc mnie swym głosem - No, a ja nie dostosowałam się do tej zasady. Nie zareklamowałam naszej marki, bo zostawiłam po sobie otwarte okno - fakt o nakryciu mnie wolałam zataić. Mimo udzielonych przeze mnie informacji uśmiech przyozdobił przystojną twarz mojego kuzyna, po czym zaczął kręcić głową z niedowierzaniem.
- Wiesz, że jesteś cholerną szczęściarą? - wiedziałam, ale dla świętego spokoju zostawiłam to pytanie bez odpowiedzi - Tak się składa, że nasz serdeczny - oczywiście to słowo wypowiedział z ironią - Przyjaciel, Hiroshi ma jak ty to ujęłaś "swoją markę" i reklamuje ją zostawionym, otwartym oknem, a tak też się składa, że ma u nas spory dług do spłacenia - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie jego imienia. Nigdy nie zapomnę, jak pod wpływem narkotyków próbował zgwałcić Ivy - dziewczynę Madary. Na początku rzucił się na mnie, ale że byłam nastolatką, Ivy próbowała mnie ocalić, niemal sama stając się ofiarą. Na szczęście dałam radę go ogłuszyć i uciekłyśmy mu. Nie obyło się bez kary. Chłopak został solidnie potłuczony. Wylądował w szpitalu na całe dwa miesiące i od tego czasu unika zarówno klan mój jak i mojego narzeczonego niczym ognia. Mimo to, wszyscy nadal żywimy do niego urazę za ten incydent, więc nie będzie mi żal go wrobić. Jeśli zrobią nalot na jego dom i dobrowolnie odda jajo, tylko go poturbują, a jeśli nie... Trudno. Życie to jedna wielka gra - Zbieraj się, jedziemy do schowka i załatwimy tę sprawę od razu - posłusznie wykonałam polecenie.
Szybko uwinęliśmy się z naszym problemem. Zabraliśmy jajo ze skrytki, pojechaliśmy do Hiroshiego, gdzie Madara włamał się do jego mieszkania i podrzucił mój problem, po czym podrzucił trop Zetsu. Podwiózł mnie swoim czarnym porshe panamerą pod budynek, w którym mieszkałam wraz z Rinem. Gdy miałam wysiąść, chwycił moją rękę, w celu zatrzymania mnie.
- To jeszcze nie koniec - warknął - Jesteś zawieszona na pół roku - chciałam się sprzeciwić, lecz nie dał mi szansy zabrania głosu - Tym razem ci się poszczęściło, ale nie licz na to, że skoro wyszłaś z całej tej sprawy czysto, to ominą cię konsekwencje. Naraziłaś nie tylko siebie, ale też cały nasz klan i dziedzica przywódcy klanu Matsuoka. Stawka była zbyt wysoka. Na wszelki wypadek nie wychylaj się zbytnio. Nie wiemy co się może stać. Mając też na względzie twoje bezpieczeństwo, od jutra razem z Rinem przeprowadzicie się do naszej bazy. Wolę cię mieć blisko siebie - nie odpowiedziałam nic, wiedziałam, że nabroiłam, więc nie chciałam dokładać mu więcej zmartwień. Madara najwyraźniej odebrał to jako przejaw złości, bo zaczął się tłumaczyć - Yoki, wiesz, że cię uwielbiam i przykro mi, że musiałem podjąć taką decyzję, która ogranicza twoją swobodę, ale jesteśmy rodziną i chcę, żebyś była bezpieczna. Rozumiesz? - mówił do mnie jak do dziecka, ale nie przeszkadzało mi to. Dzieli nas dziewięć lat różnicy, więc pewnie nadal widzi we mnie dzieciaka. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Rozumiem i nie jestem zła. Będziemy późno. Jestem strasznym śpiochem - przytuliłam się do niego na pożegnanie, po czym poszłam do domu, w którym zastała mnie pustka. Obiecałam mojemu chłopakowi, że wynagrodzę mu moje dzisiejsze zachowanie, a że zawsze starałam się dotrzymać danego przez siebie słowa, wybrałam numer do mojej fryzjerki. Umówiłam się z nią, że przyjdzie do mnie po dwudziestej, gdy zamknie swój salon. Odpowiadało mi to, bo jeszcze musiałam wybrać się do miasta, na zakupy.
Weszłam do pierwszego lepszego sklepu z bielizną i skrzywiłam się na widok ilości towaru. Było tego tyle, że prędzej chyba zdążyłabym umrzeć, niż znaleźć coś, co byłoby idealne. Jak ja nienawidzę zakupów. Zrozpaczona kluczyłam między półkami, zupełnie nie mając pojęcia, czym różnią się jedne biustonosze od drugich. Wszystkie wyglądały tak samo, nie licząc koloru i ceny, ale reszta? M-a-s-a-k-r-a!
- Czy mogę w czymś pomóc? - tak, tak i jeszcze raz tak.
- Wie pani - dopiero teraz przyjrzałam się dziewczynie, która do mnie podeszła. Była śliczna. Jej blond włosy, opalona skóra i niebieskie oczy idealnie ze sobą współgrały, tworząc najpiękniejszą blondynkę, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Uśmiechnęłam się na widok jej ciuchów. Tak skompletowała swoje ciuchy, że z chęcią założyłabym na siebie taki sam zestaw. Błękitny top, przechodzący w biel w połączeniu z wypłowiałymi, dżinsowymi rurkami, wyblakło-niebieskimi trampkami oraz ze złotą biżuterią powalały na kolana. Wiedziałam, że trafiłam na idealną ekspedientkę - Chciałabym znaleźć coś, co sprawi, że mój narzeczony oszaleje na moim punkcie.
- Proponuję gorset - kiwnęłam jedynie głową bo dla mnie to i tak wszystko jedno. Bylebym tylko nie musiała sama wybierać.
Nie minęła chwila, a dziewczyna przyniosła mi trzy czarne komplety, z którymi weszłam do przymierzalni. Powiesiłam je na wieszakach i przyjrzałam się dokładnie. Jeden z nich wyróżniał się delikatnością koronki, która nie była użyta w nadmiarze. Do tego pod spodem znajdowała się delikatna siateczka, która nie ukazywałaby nagiego ciała, tylko jego prześwit. Dodatkiem były również pasy do mocowania pończoch. Ten element przeważył szalę, przy moim wyborze. Przymierzyłam strój, który przylegał do mnie niczym druga skóra. Przejrzałam się w lustrze i aż nie mogłam się napatrzeć. Rzadko kiedy zakładam coś takiego, bo nie lubię być wyuzdana, lecz teraz... Byłam pod wrażeniem swojego wyglądu. Czerń podkreślała moje atuty. Kontrastowała z porcelanową skórą i idealnie współgrała z odcieniem moich włosów. Uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona, że nie muszę nic więcej mierzyć. Moje męczarnie się kończą. Z przymierzalni ruszyłam wprost do kasy, gdzie poprosiłam kasjerkę o pończochy i lekko kiczowaty, czarny, satynowy szlafrok. A jak! Będzie full serwis.
W drodze do mieszkania, przekąsiłam co nieco w knajpce, w ramach obiadu. Jak ja się cieszyłam, gdy otwierałam drzwi do domu. Cały ten dzień mnie wymęczył, więc postanowiłam zająć się moją ulubioną czynnością. Włączyłam muzykę na cały regulator i zaczęłam tańczyć. Układam swoje choreografie, mając z tego niesamowitą radochę. Od malucha byłam wysyłana na lekcje tańca, za co byłam wdzięczna rodzicom. Nudziłabym się jak mops, gdyby nie moja pasja. No i przynajmniej miałam gdzie spożytkować nadmiar mojej energii.
Właśnie leciała jedna z najnowszych piosenek Madonny, gdy przez muzykę przedarł się odgłos dzwonka do drzwi. To z pewnością Trishia, z którą się umówiłam. Wyłączyłam wieżę stereo i zaprosiłam kobietę do środka. Po jej zachowaniu wywnioskowałam, że musi się spieszyć, więc bez zbędnych słów, wyjaśniłam, jaki efekt chciałabym uzyskać.
Gdy fryzjerka opuściła lokum, poszłam do łazienki, aby wziąć orzeźwiającą kąpiel. Musiałam się odświeżyć, uważając na nową fryzurę. Chcąc nie chcąc taniec należy do tych aktywności fizycznych, które wyzwalają z człowieka hektolitry potu i jest to jedyna rzecz, która mi przeszkadza. Na szczęście da się z tym żyć.
Świeża i pachnąca założyłam erotyczną bieliznę i stanęłam przed dużym lustrem, wiszącym na szafie. Moje włosy zebrane były w luźny kucyk, który oparty był o moje prawe ramię. Od nasady włosy były proste, lecz kosmyki wychodzące zza gumki były kręcone. Wiedziałam, jak bardzo Rin uwielbia mnie w lokach, dlatego tak rzadko je nosiłam, aby zachować tę fryzurę na szczególne okazje. Oto taka się trafiła. Teraz też miałam okazję, aby podziwiać strój w całej okazałości. Tak jak już wspominałam, przylegał do mnie niczym druga skóra. Koronka optycznie powiększała mój biust, za co dziękuję z całego serca, bo miseczka B, którą posiadałam, nie zadowalała mnie w pełni. Do tego założyłam czarne stringi i naciągnęłam pończochy podpinając je do pasa. Zauważyłam, że jestem zarozumiała i pyszna, bo podnieciłam się na widok ubierania nylonów, które podziwiałam w szklanej tafli.
- Matsuoka, gdzie ty do cholery jesteś - mruknęłam sfrustrowana. Potrzebuję seksu. Teraz. Zaraz. Oblizałam spragnione pieszczot wargi. Oszaleję. Wyglądałam nieziemsko i chciałam, aby mój narzeczony widział mnie właśnie w tym momencie. Chwyciłam komórkę. Miałam zamiar do niego zadzwonić, lecz oparłam się pokusie. Nie jestem desperatką. Nie pęknę. Wytrzymam, choć muszę zająć się czymś innym. Taniec odpadał, nie chciałam się zmęczyć i pobrudzić. Podeszłam bliżej do lustra i krytycznym spojrzeniem ogarnęłam swoją twarz. Nie miałam makijażu, więc może jakoś się upiększę? Tylko po co? Gdy tylko przyjdzie Rin, całą noc spędzę z nim w łóżku i po wszystkim nie będę specjalnie szła zmazywać kosmetyków. Makijaż to zły pomysł, choć... Pomaluję tylko usta. Szminka szybko zejdzie sama od pocałunków i nie ma ryzyka, że rano będę wyglądać jak straszydło. Wyciągnęłam z torebki burgundową pomadkę, którą pokryłam wargi. Idealnie. Już nie mogę się doczekać, aż obsypię Jego ciało pocałunkami, aż je naznaczę. Stop! Przestań! Znowu się rozpalam. Chciałam przerwać te przyjemne dla psychiki katusze. Narzuciłam na ramiona satynowy szlafroczek przewiązując go w pasie, po czym zmniejszyłam moc lamp do minimum. W mieszkaniu panował teraz półmrok. Idealny nastrój na oglądanie telewizji i czekanie na partnera. Zanim jednak włączę sprzęt, naleję sobie lampkę wina. Tak dla rozluźnienia. Otworzyłam lodówkę. W tym samym momencie usłyszałam charakterystyczne trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zdziwiona spojrzałam na wyświetlacz kuchenki mikrofalowej, według której było dwadzieścia minut przed dziesiątą.
- Rin? - odezwałam się, bo słyszałam ciche szmery dochodzące z przedpokoju.
- Tak? - odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos. Przez krótką chwilę obawiałam się, że to jakiś podejrzany typek od Orochimaru. Nie spodziewałam się, że mój narzeczony zjawi się tak szybko, zwłaszcza po słowach, które rano wypowiedział - Słuchaj Yoki, chciałem cię przeprosić - usłyszałam, jak wchodzi do pomieszczenia, podczas gdy ja stałam w miejscu. Sparaliżowana. Nie żeby mi to przeszkadzało, że mnie przeprasza, ale zdarza się to tak rzadko, że spokojnie mogłoby nosić miano święta - Chyba trochę rano przesadziłem - odwróciłam się do niego przodem i widziałam, że naprawdę jest mu przykro. Nie potrafił spojrzeć mi prosto w oczy. Zamiast tego, spoglądał na kuchenną posadzkę i bezradnie pocierał dłonią kark, jak miał w zwyczaju, gdy czegoś żałował. Nie mogłam opanować uśmiechu, który wkradł się mimowolnie na moją twarz. To było naprawdę urocze. Wyglądał jak świeżo zrugane dziecko. Podeszłam do niego powoli, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał niezwykle seksownie w czarnej bluzce z dekoltem w szpic, pod którymi znajdowały się trzy guziki. Ostatni był odpięty. Dzięki rękawom do łokcia mogłam podziwiać ruch jego mięśni, gdy zaciskał i rozluźniał pięści. Dżinsy lekko mu zwisały z tyłka, ale zatrzymały się na biodrach w taki sposób, jaki lubię. Nabrałam wrażenia, że zrobił to specjalnie, aby mnie udobruchać, bo wiedział, że należy to do mojej słabości. Pogładziłam go delikatnie po policzku. Spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, lecz nie dopuściłam go do słowa, bo wspięłam się na palcach i złączyłam nasze usta w pocałunku. Mruknęłam przeciągle, gdy poczułam jego dłonie na moich pośladkach. Wplątałam dłonie w jego puszyste włosy i przytrzymując się ich, wspięłam się na palcach, pogłębiając słodką pieszczotę. Rozwarłam szerzej usta, zapraszając jego język do wspólnej zabawy. Poczułam dreszcze od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp. Było mi tak dobrze, aż nagle wszystko prysło, bo niespodziewanie się ode mnie oderwał. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, zdyszani. Rin uśmiechnął się do mnie i musnął czubek mego nosa, po czym chwycił w palce pukle moich włosów.
- Tak? - odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos. Przez krótką chwilę obawiałam się, że to jakiś podejrzany typek od Orochimaru. Nie spodziewałam się, że mój narzeczony zjawi się tak szybko, zwłaszcza po słowach, które rano wypowiedział - Słuchaj Yoki, chciałem cię przeprosić - usłyszałam, jak wchodzi do pomieszczenia, podczas gdy ja stałam w miejscu. Sparaliżowana. Nie żeby mi to przeszkadzało, że mnie przeprasza, ale zdarza się to tak rzadko, że spokojnie mogłoby nosić miano święta - Chyba trochę rano przesadziłem - odwróciłam się do niego przodem i widziałam, że naprawdę jest mu przykro. Nie potrafił spojrzeć mi prosto w oczy. Zamiast tego, spoglądał na kuchenną posadzkę i bezradnie pocierał dłonią kark, jak miał w zwyczaju, gdy czegoś żałował. Nie mogłam opanować uśmiechu, który wkradł się mimowolnie na moją twarz. To było naprawdę urocze. Wyglądał jak świeżo zrugane dziecko. Podeszłam do niego powoli, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał niezwykle seksownie w czarnej bluzce z dekoltem w szpic, pod którymi znajdowały się trzy guziki. Ostatni był odpięty. Dzięki rękawom do łokcia mogłam podziwiać ruch jego mięśni, gdy zaciskał i rozluźniał pięści. Dżinsy lekko mu zwisały z tyłka, ale zatrzymały się na biodrach w taki sposób, jaki lubię. Nabrałam wrażenia, że zrobił to specjalnie, aby mnie udobruchać, bo wiedział, że należy to do mojej słabości. Pogładziłam go delikatnie po policzku. Spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, lecz nie dopuściłam go do słowa, bo wspięłam się na palcach i złączyłam nasze usta w pocałunku. Mruknęłam przeciągle, gdy poczułam jego dłonie na moich pośladkach. Wplątałam dłonie w jego puszyste włosy i przytrzymując się ich, wspięłam się na palcach, pogłębiając słodką pieszczotę. Rozwarłam szerzej usta, zapraszając jego język do wspólnej zabawy. Poczułam dreszcze od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp. Było mi tak dobrze, aż nagle wszystko prysło, bo niespodziewanie się ode mnie oderwał. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, zdyszani. Rin uśmiechnął się do mnie i musnął czubek mego nosa, po czym chwycił w palce pukle moich włosów.
- Ślicznie wyglądasz - wyszeptał, zachowując całą intymną atmosferę, która nas otaczała - Nie lubię się kłócić, ale jeśli masz zamiar tak wyglądać po każdej naszej sprzeczce, to chyba się do tego przyzwyczaję - musnął moją brodę, szyję, obojczyk. Jestem w niebie. Nabrałam głośno powietrza do płuc, tymczasem On rozwiązał paseczek szlafroka, aby utorować sobie dalszy szlak. Zanim ściągnął go ze mnie do końca, chwyciłam krawędzie jego koszulki i pociągnęłam w górę, pozbywając się jej, niedbale rzucając na podłogę. Odsunął się ode mnie minimalnie, lecz ze swobodą objął całą moją sylwetkę wzrokiem. Znieruchomiał. Patrzył. Podziwiał. Przeczesał dłonią włosy i głośno wypuścił powietrze. Jego postawa się zmieniła. Momentalnie zmniejszył dystans między nami i wpił się ponownie w moje usta. Nie miałam czasu na myślenie, działałam instynktownie, tymczasem mój kochanek napierał na mnie z taką siłą, że musiałam się cofać. Natrafiłam na przeszkodę, której się uchwyciłam. Był to stół, który zablokował nam dalszą drogę. Poczułam jego dłonie na moich udach, które pieścił okrężnymi ruchami. Westchnęłam, gdy uniósł mnie lekko i usadowił na blacie. Od razu wczepiłam dłonie w jego włosy, ponownie go do siebie przyciągając. Czułam jego ręce błądzące po plecach i biodrach. Oderwał usta od moich warg i powiódł nosem od mojego policzka do szyi. Mój oddech stał się płytki. Matsuoka przycisnął mnie swoją dłonią do powierzchni stołu, dzięki czemu leżałam na nim plecami. Fioletowooki szybko się nade mną pochylił. Nasze ciała stykały się ze sobą i nagle poczułam, jak ściska moją lewą pierś przez gorset. Krzyk wyrwał się z mojej krtani tak niespodziewanie, jak niespodziewany był Jego ruch. Podobało mi się to. Bardzo. Szalałam z rozkoszy i ciepła, które odczułam w podbrzuszu. Dodatkową torturą był jego naprężony penis, który przez materiał spodni i bielizny ocierał się o moje udo. O, słodkie cierpienia. Wysunęłam biodra do przodu, gdy tylko Rin dotknął sznurka od stringów. Chciałam ułatwić mu sprawę z ich ściągnięciem. Robił to powoli, patrząc mi w oczy. Zapewne widział, że odchodzę od zmysłów, bo uśmiechnął się do mnie na swój sposób.
- Sadysta - wydyszałam, lecz chyba zadziałało, bo pozbył się szybko mojej bielizny i wsadził we mnie na raz dwa palce. Nie zamierzałam czekać, aż coś zrobi. Kołysałam się w rytmie, który mi odpowiadał. Aż dziw, że pomimo wszystkich doznań, dałam radę usłyszeć szczęk klamry i rozpinanie rozporka. Nie usłyszałam jednak spadających ciuchów. Zamiast tego poczułam, jak palce znikają.
Matsuoka wbił się we mnie gwałtownie z gardłowym jękiem. Zawtórowałam mu. Utrzymywał stałe, szybkie tempo. Nie powstrzymywaliśmy się od wymawiania przekleństw na głos. Chcieliśmy zaspokoić nasze pożądanie, jak najszybciej tylko się da. W zwierzęcy sposób. Bez większych czułości. Czułam, że spełnienie jest bliskie. Krzyknęłam głośno, niemal zdzierając gardło. Mój świat rozpadł się na kawałki. Umarłam. Odżyłam. Czułam przyjemny ciężar drugiego ciała na swoim. To Rin pokryty mgiełką potu. Wtuliłam się w niego, natomiast on, wyszedł ze mnie, ciężko dysząc. Odchylił lekko głowę, aby spojrzeć mi w twarz. Uśmiechnął się przyjaźnie. Widać było, że jest zadowolony. Schylił się i pocałował mnie czule, namiętnie. Tak. Dopiero się rozkręcaliśmy i mogliśmy przejść do tej części z ekstremalnie długą grą wstępną, pełną słodkich tortur i testowaniem naszej wytrzymałości. Podniósł mnie do pionu, wziął na ręce i zaniósł do sypialni. Wiedziałam, że to będzie długa noc.
Usatysfakcjonowani, spoceni, splątani, walczyliśmy o złapanie oddechu, niczym maratończycy po biegu. Byłam senna, lecz wiedziałam, że miałam coś zrobić. Tylko dlaczego w głowie miałam pustkę? Fioletowowłosy ułożył głowę na moich piersiach oraz przerzucił swoją nogę przez moją tak, że jego kolano stykało się z moim biodrem. Westchnęłam, walcząc ze snem. Rozejrzałam się po pokoju i tuż przy łóżku zauważyłam gorset. No tak!
- Matsuoka?
- Yhm? - więc jeszcze nie śpi.
- Jutro musimy się przeprowadzić do dziupli mojej rodziny. Rozumiesz? - z napięciem czekałam na odpowiedź.
- Mhm - wymruczał, wzmacniając uścisk na moim ciele. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że jego oddech stał się regularny. Spał i nie przyswoił informacji, którą mu przed chwilą wyjawiłam. Wiedziałam to dlatego, że nie znosił mojej rodziny i kontakty z nią ograniczał do minimum, a na informacje tego typu reagował złością. Trudno. Rano będę się z nim użerać. Teraz przynajmniej mogę zasnąć z czystym sumieniem.
Tydzień. Tyle czasu minęło od afery z jajem faberge. Dowiedziałam się, że Hiroshi był cały, ale nie zdrowy. Trafił do szpitala z połamanymi żebrami oraz kośćmi nóg. Doznał krwotoku wewnętrznego, w stanie krytycznym trafił do szpitala. To mogłam być ja. Nie powiem, czułam się winna, ale też bezpieczna. Zetsu poinformował Madarę, że Orochimaru połknął haczyk, więc na chwilę obecną nic mi nie groziło. Mimo wszystko mój kuzyn kazał jeszcze zostać mi i Rinowi, na co ten ochoczo przystał, gdy się tylko o wszystkim dowiedział. Nie obyło się bez opieprzu z jego strony, gdzie dowiedziałam się, że jestem nierozsądna i przyciągam kłopoty. Czy wspomniałam, że powiedział, iż właśnie to go we mnie pociąga? Może nie powinnam, ale jestem z siebie dumna. Dałam radę ukraść Faberge i ujść z tego z życiem. Sprowadziłam tutaj Matsuokę co jest wyczynem graniczącym z cudem, zwłaszcza dlatego, że nie powiedziałam mu wtedy całej prawdy. To Madara, ten papla wszystko mu wygadał, czego chciałam uniknąć.
Jestem tutaj więźniem. Nie mogę nigdzie wyjść - nawet na spacer wokół posesji. Myślę, że jest to elementem kary, którą dostałam. Tak jak głównodowodzący Uchiha zadecydował, jestem zawieszona. Moje zlecenia są rozdawane pomiędzy członkami mego klanu oraz Rinem. Chała. Usłyszałam pukanie do drzwi.
Jestem tutaj więźniem. Nie mogę nigdzie wyjść - nawet na spacer wokół posesji. Myślę, że jest to elementem kary, którą dostałam. Tak jak głównodowodzący Uchiha zadecydował, jestem zawieszona. Moje zlecenia są rozdawane pomiędzy członkami mego klanu oraz Rinem. Chała. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - zdziwiłam się, że ktoś jest tutaj na tyle kulturalny, aby zapukać, więc spojrzałam w tamtą stronę - Itachi? - wyszeptałam, gdy zobaczyłam dobrze mi znanego mężczyznę. Zupełnie tak, jakbym się bała, że głośniejsze tonacje mogłyby spowodować jego zniknięcie, lecz on nadal tu był. Uśmiechał się do mnie.
- Mogę? - spytał, przez co się ocknęłam.
- Itachi! - pisnęłam radośnie niczym dziecko, które dostaje wymarzoną zabawkę. Wstałam z zajmowanego krzesła i rzuciłam się na kuzyna, wskakując mu wprost w ramiona, oplatając go nogami w pasie. Zachwiał się lekko, lecz szybko odzyskał równowagę i odwzajemnił uścisk. Jak ja za nim tęskniłam!
- W coś ty się znowu wpakowała, co? - spytał, odstawiając mnie na podłogę. W tym momencie potrafiłam jedynie uśmiechać się głupkowato. Tak bardzo się cieszyłam, że go widzę, dlatego znowu się do niego przytuliłam - Też się cieszę, że cię widzę, Harley.
- Ej! - krzyknęłam z udawanym oburzeniem i uderzyłam go lekko pięścią w ramię, gdy użył mojego dawnego przezwiska - Nie wiedziałam, że jeszcze to pamiętasz.
- Jakże bym mógł o tym zapomnieć? - wybuchnął śmiechem - Tylko ty byłaś tak walniętym dzieckiem, żeby w kółko oglądać batmana i udawać pomocnicę Jokera. A pamiętasz, jak... - koleś wpadł w totalną głupawkę, bo zaczął się tak śmiać, że aż zgiął się w pół i walczył o oddech, w międzyczasie ocierając łzy. Chciałam do niego podejść i pomóc się uspokoić, lecz sam zdążył się ogarnąć - Pamiętasz, jak chodziłaś na Halloween przebrana za Harley Quinn, kradłaś dzieciakom cukierki i im groziłaś, że wpakujesz je do Arkham?
- Oczywiście, że pamiętam i chciałabym ci przypomnieć, kto jako jedyny zgodził się zostać moim opiekunem, Jokerze - mrugnęłam do niego, uśmiechając się do wspomnienia tamtej nocy. Myślę, że Itachiego kochałam najbardziej z całej rodziny, bo to on spędzał ze mną najwięcej czasu i spełniał moje marzenia i zachcianki. Tak jak wtedy na Halloween, gdy nie było żadnej odpowiedzialnej osoby, z którą mogłabym chodzić od drzwi do drzwi. W każdym razie tak myślałam, aż do moich drzwi nie zadzwonił Łasic w przebraniu Jokera. Byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Nie tylko w tamtym momencie, ale ogólnie. Dlatego, że miałam takiego kuzyna, który zawsze mnie wspierał, we mnie wierzył i kochał nawet wtedy, gdy wykręcałam mu okropne numery. Chyba na świecie nie ma lepszej osoby od niego. Mimo, że jest złodziejem, jest ucieleśnieniem wszystkich możliwie najlepszych cech. To dobry człowiek.
- Nawet nie wiesz ile godzin katowałem się batmanem, aby poznać zachowanie i zapamiętać teksty tego psychopaty - przerwał i przyjrzał mi się wnikliwie. Czułam jak coś we mnie pęka - Ale warto było, oddałbym wszystko, abyś teraz też tak się cieszyła - wiem, że się uśmiechnął. Po prostu to czułam, lecz nie mogłam tego widzieć, bo łzy zalegające w moich oczach stworzyły z otaczającej mnie rzeczywistości mozaikę. Itachi przygarnął mnie do siebie i objął.
- Nie jestem tutaj szczęśliwa - wyjąkałam to zdanie z cudem, bo krztusiłam się własnymi łzami. Czułam się tak, jakbym była w klatce, która nie ma ani wejścia, ani wyjścia. Brakowało mi mojej wolności i to mnie właśnie przytłaczało. Byłam jak nieoswojone, dzikie zwierze. Nie chciałam tu być, zwłaszcza dlatego, że przez miniony tydzień pogorszyło się między mną, a Rinem. Mimo, że zgadzał się z Madarą, co do mojego aresztu, był na mnie wściekły, że zataiłam przed nim prawdę. Przeze mnie musiał też mieszkać z ludźmi, których nie lubił. Jego męska duma również ucierpiała bo głowa naszego klanu stwierdziła, że samodzielnie nie zapewni mi należytej ochrony - Wszystko jest do dupy.
- No już mała, uspokój się - odsunął mnie od siebie na długość swoich ramion, po czym wytarł łzy z mojej twarzy - A teraz się uśmiechnij - nie chciałam. Opuściłam głowę w dół i patrząc na swoje białe skarpetki, nieelegancko pociągnęłam nosem - No nie daj się prosić - postarałam się uśmiechnąć, ten facet tyle w życiu dla mnie zrobił, że powinnam mu się jakoś odwdzięczyć. Uniosłam głowę, aby pokazać mu nieszczery uśmiech, lecz się nie udało. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na bruneta, aby wybuchnąć szczerym śmiechem. Okazało się, że Łasic szczerzył swoje kły jak największy wróg batmana. Czy mówiłam, jak bardzo go kocham? - No i to jest Yoki, którą znam - poczochrał mnie po włosach, które szybko przygładziłam - Chodź - małe światełko pojawiło się w tunelu przez brzmienie tego słowa, lecz szybko zgasło, gdy usłyszałam dalszą część wypowiedzi - Idziemy do mojego pokoju - miałam nadzieję, że poza mury naszej bazy. Nadzieja matką głupich. Mój zapał opadł, przez co zaczęłam człapać nogami - Przykro mi Yokino, wiem, że myślałaś o czymś lepszym, niż mój pokój, ale w tej sprawie trzymam stronę Madary. Najlepiej będzie jak na jakiś czas znikniesz, aż sprawa całkowicie nie zostanie zamieciona pod dywan. Wystarczy, że damy Orochimaru błahy powód, a nas zaatakuje - spojrzałam na jego plecy zdziwiona, nie miałam pojęcia, o czym mówił - Kiedyś wdaliśmy się z nim w konflikt narkotykowy. Omal nie zostałem jego zakładnikiem, lecz się wywinąłem, tak jak ty przed tygodniem. Wolę nie wiedzieć, co by z tobą zrobił, gdyby poznał prawdziwego złodzieja, więc to najlepsze wyjście z sytuacji. Proszę, nie złość się na mnie. Gdy tylko się o wszystkim dowiedziałem, od razu przyjechałem i postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa. Będę również solidarny i nie będę stąd wychodził tak długo, jak długo będzie trwał twój areszt domowy. Zrozumiano? - wskoczyłam mu na plecy i ucałowałam jego policzek.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - szeptałam mu do ucha. Byłam naprawdę wdzięczna.
- Poczekaj z podziękowaniami, aż zobaczysz, jakie atrakcje dla ciebie przygotowałem - widziałam, że jest z siebie zadowolony, dlatego nie mogłam się doczekać nadchodzącej niespodzianki. Gdy weszliśmy do pokoju, w oczy rzucił mi się stolik obładowany czekoladkami, lizakami, żelkami, chipsami, popcornem, sokami oraz alkoholem. Blat był niemal niewidoczny przez cały ten ekwipunek. Moje spojrzenie powędrowało na ekran telewizora. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
- Serio? Batman? - odwróciłam się, z podejrzewam komiczną miną.
- Nie tylko. Wiesz, wybrałem wszystkie odcinki, w którym jest Harley i Joker, a jak już skończymy je oglądać to włączymy Scooby Doo - gdy tylko wymienił nazwę swojej ulubionej kreskówki z dzieciństwa, zaczął wymachiwać rękami oraz kręcić biodrami. Cieszyłam się, że mogłam go takiego zobaczyć, bo nie przy każdym członku rodziny zachowuje się tak swobodnie. Cieszyłam się, że widzę go takim, jakim jest.
- Jesteś głupi - tym razem to ja poczochrałam mu włosy.
- Wiem, ale to jest u nas rodzinne - zachował się tak jakby był to najlepszy komplement, jaki w życiu usłyszał. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i podeszłam do stolika pełnego łakoci. Otworzyłam żelki o smaku i kształcie malin i z niecierpliwością czekałam na seans.
Obudziłam się z potwornym kacem. Głowa pulsowała i tłukła na przemian, w buzi miałam istną Saharę, a moje ciało ważyło chyba z tonę, bo ledwo co mogłam się podnieść z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Nie byłam u siebie, lecz u Itachiego. Telewizor był wyłączony, a wokół panował pedantyczny porządek. Z pewnością jest to cecha charakterystyczna dla Uchihów. Ja jej niestety nie odziedziczyłam, a może i stety? Palcami, zaczesałam włosy do tyłu i usiadłam na brzegu łóżka. Mój wzrok padł na szafkę nocną, na której leżały dwie tabletki i dwulitrowa butelka wody. Cóż za subtelność - Łasic nie przyniósł mi nawet szklanki. Zanim wzięłam prochy, napiłam się łapczywie, opróżniając niemal połowę butli. Moje pragnienie zostało ugaszone. Czas zniwelować ból. Połknęłam medykamenty i poszłam do łazienki, która na szczęście była w pokoju, za drzwiami. Przemyłam twarz, przepłukałam zęby pastą i związałam włosy w kucyk. Ogarnięta poszłam do siebie. Na szczęście nie natknęłam się na nikogo po drodze.
- Gdzie byłaś? - jakże miłe powitanie ze strony mojego narzeczonego. Ocieka romantyzmem.
- U Itachiego - ograniczałam mówienie do minimum. Nie miałam sił na gadanie. Chciałam iść się wykąpać i uniknąć wydzierania ryja. Na samą myśl głowa mi eksploduje. Zupełnie jakbym grała w sapera, gdzie nagle wybucha ci kilkanaście bomb naraz.
- Co robiliście? - zamiast złodziejem powinien zostać agentem FBI. Przesłuchania byłyby jego specjalnością.
- Zapijaliśmy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Z pewnością zdradzał mnie mój wygląd, jak i zachowanie, więc nie widziałam sensu w kłamstwie. Matsuoka nie docenił mojej szczerości, bo zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąską linię. Nie krzycz! Nie krzycz! Nie krzycz!
- Co wy sobie kurwa wyobrażacie? - to było jeszcze gorsze od sapera, zastanawiam się, czy w tym momencie nie czuję się tak samo jak biedne psy, kiedy słyszą irytujące dźwięki, niesłyszalne dla ludzi - Bałem się o ciebie do cholery! Mogło ci się coś stać, a poza tym, powinnaś spać tutaj, nie u niego - i tu cię mam. Tu cię boli.
- Uspokój się - szept. Tylko na tyle było mnie stać - Mogłeś wczoraj ze mną zostać, ale wolałeś pojechać do swoich znajomych, więc nie wmawiaj mi, że się o mnie bałeś. Nie będę siedzieć w tym pokoju i izolować się od rodziny tylko po to, aby sprawić ci komitet powitalny - odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam do łazienki, lecz zatrzymał mnie szarpnięciem za ramię. Miałam tego dosyć, więc użyłam najstarszej, sprawdzonej sztuczki. Wymusiłam łzy, na których widok zostawił mnie w spokoju.
Odświeżona i pełna nowej energii wyszłam spod prysznica. Jak mogłam się spodziewać, w pokoju panowała pustka. Nie przejęłam się tym zbytnio. Zamiast tego wyszłam, aby poszukać Itachiego. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie zastałam go u siebie. Sprawdziłam kuchnię, salon, salę z bilardem. Nic. Ćwok jeden wyszedł na zewnątrz, a obiecał, że tego nie zrobi. Z drugiej jednak strony nie mogę tyle od niego wymagać. To ja miałam karę, nie on. Zrezygnowana postanowiłam wrócić do salonu, aby obejrzeć coś na największym telewizorze w naszej kryjówce, lecz przechodząc obok gabinetu Madary usłyszałam wiele głosów. O nie. Tak dobrze to nie ma. Wszyscy zebrali się w środku i nie pofatygowali się mnie zaprosić? Dobre sobie. Nie bacząc na dobre maniery, weszłam do środka bez pukania. W pomieszczeniu nastała cisza. Wszystkie pary oczu zwróciły się w moim kierunku. Wśród czarnych tęczówek jedne były niebieskie. Nie znałam ich właściciela.
- Kto to? - spytałam, ignorując zdziwienie Madary, Shisuiego, Izuny, Kagamiego, Nakiego, Itachiego, Obito i Sasuke. Swoją drogą, kiedy on tu przybył? Wcześniej go nie widziałam wśród tych tłumów.
- Od dzisiaj jest naszym nowym członkiem załogi. Deidara, podziękuj Yokinie, bo to dzięki jej niesubordynacji znalazłeś tutaj swoje miejsce - przyjrzałam się temu całemu Deidarze. Miał długie, blond włosy, które związał na czubku głowy w kucyk. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe i linię szczęki. Jego oczy miały odcień wiosennego nieba, które kryły w sobie morskie akcenty. Ciężko było mi określić dokładną budowę jego ciała, bo siedział, ale z pewnością był szczupły i wysportowany, co było widać po opinających się na mięśniach rękawach. Był cholernie przystojny i widziałam, że nie ja jedna dokonałam oględzin. Wyszczerzył do mnie swoje idealne, białe zęby. Odwzajemniłam gest, choć nie tak szczerze, bo uniosłam jedynie kąciki ust. Nagle przypomniałam sobie o obeldze mojego najstarszego kuzyna.
- Wal się Madara! Zazdrościsz mi, że sam nie dostałeś tego zlecenia - a co mi tam. W gorszej sytuacji się nie znajdę, a nie mam zamiaru być potulna jak baranek. Niech cierpią razem ze mną, bo na pewno uprzykrzę im ten czas w siedzibie.
- Chodźmy na salę treningową, pokażesz nam, co potrafisz - głupek zignorował moją ripostę, a na dodatek przyjął tego chłopaka bez wcześniejszych testów. Albo zrobił mi to na złość, albo to mężczyzna o wyjątkowym talencie i jego możliwości są mu znane.
Szłam z tyłu razem z Sasuke, wypytując się o nowego.
- Też niewiele o nim wiem. Itachi go tu przyprowadził. Studiowali razem ten sam kierunek, są dobrymi przyjaciółmi, więc jest zaufaną osobą. Znaczy, dostałem zadanie, aby sprawdzić jego przeszłość, ale myślę, że jest czysty - więc niewiele się dowiedziałam.
- Po co nam nowy członek?
- Ostatnio dostajemy tyle zleceń, że nie wyrabiamy się, a sama musisz przyznać, że niechętnie jest odmawiać klientowi i odsyłać do konkurenta. Czysta ekonomia - wzruszył ramionami i przestał zwracać na mnie uwagę. Zamiast tego, patrzył przed siebie, na plecy brata i blondyna. Na samym przedzie szedł nasz szef.
Sala treningowa wielkością i wyglądem przypominała stadion, choć różniła się tym, że miała ściany, dach, oświetlenie, posiadała ścianki i była gęsto porośnięta drzewami. Była zamkniętym, odizolowanym od świata pomieszczeniem. Z przyjemnością patrzyłam, jak nowy biegnie na krótki i długi dystans. Pokonuje przeszkody, wykonuje ćwiczenia obrazujące jego wytrzymałość i kondycję oraz jak walczy wręcz z Łasicem. Nic nie mogłam poradzić na to, że obserwowałam go jak drapieżnik swoją ofiarę. Było coś magicznego w jego ruchach. Ta precyzja, gracja. Mimo że musiał działać szybko, każdy ruch był zaplanowany i przemyślany. Kilka kosmyków uwolniło się z gumki, przysłaniając delikatnie jego oczy. Nadawało to odrobinę dzikości jego aparycji, lecz nie przeszkodziło w wymianie ciosów. Ciągle zachowywał pokerową twarz, przez co ciężko było określić, jaki ruch chce wykonać. Z przyjemnością śledziłam kroplę potu spływającą z jego skroni. Powoli przemieszczała się w dół, naznaczając policzek, zwisając na szczęce. Deidara musiał wykonać unik, odchylając głowę w tył, przez co kropla wylądowała na jego napiętej szyi. Gdy wrócił do pionu, koszulka wchłonęła mój punkt obserwacji.
- Dosyć - z letargu wyrwał mnie donośny głos naszego lidera. Przeciwnicy natychmiast się rozluźnili i z uśmiechami na ustach stanęli obok siebie, przodem do skromnej widowni - Świetnie walczysz, jesteś dobry na długie dystanse. Jesteś wytrzymały, ale gorzej u ciebie z szybkimi ucieczkami i przeszkodami, dlatego przez miesiąc, dwa może trzy razy w tygodniu będziesz ćwiczył te umiejętności pod okiem Yokiny - mężczyzna spojrzał na mnie w tym samym momencie, co ja na niego. Mrugnął do mnie i uśmiechnął się, na co specjalnie uniosłam jedną brew do góry. Podoba mi się, owszem, ale nie mogę się z nim zbyt szybko spoufalać. Najpierw ma mnie szanować, dopiero później kokietować. Mimo wszystko cieszę się z tej decyzji, skoro mam tu gnić, to przynajmniej będę miała jakieś ciekawe zajęcie. Odwróciłam się do wszystkich plecami, dzięki czemu miałam przed sobą drzwi wyjściowe.
- Jutro bądź tu o dziesiątej rano. Ubierz się odpowiednio, bo będziemy się ścigać.
- Gruuubo! - wyszłam w towarzystwie podobnych słów, których autorami byli moi kuzyni. Możliwe, że to dlatego, iż jestem najszybszą i najsprawniejszą osobą w naszej rodzinie, ale to taki szczegół.
Biegliśmy na sto metrów. Popisałam się, bo osiągnęłam czas jedenastu i pół sekundy, podczas gdy Deidara uzyskał wynik dwanaście koma siedem sekundy. To i tak bardzo dobry wynik. Męczyliśmy się tak dziesięć razy. Wiadomo, że nasze czasy się pogarszały, lecz trzeba się przyzwyczaić do tej odległości, aby stopniowo zwiększać dystans. W końcu chodzi nam o to, aby jak najszybciej uciekać z miejsca zbrodni, więc sto metrów nam nie wystarczy. Po morderczych wyścigach przystąpiliśmy do ćwiczeń rozciągających, aby nie mieć zakwasów. Miałam okazję podziwiać pracę jego mięśni, gdy robił pompki. Oblizałam wargi. Mam taki odruch. Nie! Stop! Zapędzam się.
- Dobra, starczy, chyba jesteś już odpowiednio rozgrzany - wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz, aby zorientować się, że wypowiedziane przeze mnie zdanie zawierało podtekst, który był czysto nieświadomy z mojej strony.
- Ja zawsze jestem rozgrzany - mrugnął do mnie. Świntuch.
- Och, w to nie wątpię - uśmiechnęłam się do niego, nie przejmując się wydźwiękiem naszej rozmowy. Było zabawnie - Ale teraz, parkour i freerun.
Zmęczeni i zdyszani umówiliśmy się na następny trening za dwa dni. Muszę wymyślić, co mam z nim robić, aby nie popaść w rutynę.
Chamsko siedziałam przed bieżną, po której biegał Deidara.
- Wiesz, o formę trzeba dbać - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.
- Ja zawsze mam dobrą formę - czy ja mam deja vu?
- Och, w to nie wątpię - odpowiedział mi tak samo, jak przed paroma dniami ja to zrobiłam. Była tylko jedna różnica. Patrzył na mnie przy tym tak, jakbym była ostatnią kobietą na świecie. Jestem z nim sam na sam drugi raz, a ja już nie potrafię trzymać się swoich postanowień. Co z szacunkiem, który chciałam uzyskać? Nie to, żeby jego bezczelność mi przeszkadzała, sama taka jestem, ale chciałam mieć taki autorytet, jaki mają nauczyciele w podstawówce, kiedy to jeszcze dzieciak boi się swoich belfrów.
Nie byłam zbyt kreatywna, bo przez cały czas powtarzaliśmy ten sam schemat treningu. Najpierw biegi i parkour z freerunem na stadionie, a w inny dzień bieżnia lub siłownia. Mimo wszystko nie popadałam w rutynę. Deidara był bardzo intrygującym człowiekiem. Interesował się pirotechniką, tworzył rzeźby z gliny. Był jedynakiem, a rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Od trzynastego roku życia mieszkał u wujostwa, lecz z uzyskaniem pełnoletności usamodzielnił się i odciął wszelkie kontakty z rodziną. Nie wspominał jej dobrze. Było mi z tego powodu przykro. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej pokręconej rodzinki, która jest naprawdę wielka. Często zdarza mi się pomylić imiona moich kuzynów, ale tylko tych, z którymi rzadko się widuję.
- Jesteś wdową? - tego pytania nie zapomnę do końca swego życia. Konkretnie.
- Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? - naprawdę byłam ciekawa, co mi odpowie.
- Bo nosisz nazwisko Uchiha, a w przeciwieństwie do wszystkich masz zielone oczy - teraz rozumiem tok jego rozumowania - Wiem, że nie wszyscy mają u was idealnie czarne oczy, ale nigdy nie spotkałem się z tak jasną barwą u Uchihów. No i masz narzeczonego, więc tak jakoś mi się skojarzyło - zamknął oczy i zaczął nerwowo drapać się po karku. Jak uroczo.
- Moja mama wżeniła się w tę rodzinę i to po niej odziedziczyłam kolor oczu i charakter, a reszta... Wyglądam jak kopia ojca z jego młodzieńczych lat, gdy jeszcze nosił długie włosy - uśmiechnęłam się do siebie na samo ich wspomnienie.
- Masz rodzeństwo?
- Miałam brata, ale zmarł, gdy miał cztery latka - widziałam jak źrenice Deidary się powiększają, a na twarzy pojawia się wyraz współczucia - Nie, nie - chciałam zastopować jego reakcję - Nie znałam, go. Nie było mnie jeszcze wtedy na świecie, więc nie przeżywam tego tak, jak moi rodzice. Miał wadę serca - nie wiem czemu, ale sama ciągnęłam ten temat dalej - Cieszę się, że go nie znałam, bo wtedy gorzej by mi było się pogodzić z tym faktem. Czy to okrutne? - nigdy nikomu tego nie powiedziałam, miałam świadomość, że tak nie wypada.
- Nie, myślę, że na twoim miejscu myślałbym tak samo. Może to nie to samo, ale moi dziadkowie się rozeszli. Babcia odeszła od dziadka, ale zapewniała mamę, że to nie zmieni relacji miedzy nimi. Miała wtedy szesnaście lat i po raz ostatni widziała swoją matkę. Dowiedziała się, że babcia założyła nową rodzinę. Od tamtego momentu babcia była dla niej martwa. Gdy miała dziewiętnaście lat zmarł mój dziadek, dwa lata później urodziłem się ja. Moja babcia zmarła, gdy miałem dziesięć lat, ale nigdy jej nie poznałem, bo tak jak już wspomniałem - dla mamy była martwa i nie chciała jej znać, przez to nie miałem okazji jej poznać. Gdy dowiedziałem się, że babcia umarła, nie przejąłem się tym. Czułem się tak, jakby chodziło o kogoś zupełnie mi nieznajomego - byłam w szoku. Nie spodziewałam się, że usłyszę taką historię. Nie pojmowałam, jak można wyrządzić taką krzywdę swojemu dziecku. Widziałam, że blondynowi nie jest żal, więc nie krępowałam się zadawać pytań.
- Czy kiedykolwiek chciałeś poznać swoją babcię?
- Były takie momenty, ale o jej istnieniu dowiedziałem się przez przypadek, gdy podsłuchałem rozmowy rodziców. Nigdy o niej nie mówiono, a znając uczucia mamy, głupio mi było o to prosić, więc w rezultacie zrezygnowałem z tego pomysłu.
- Żałujesz swojej decyzji?
- Nie, miałem świetnych dziadków od strony ojca, więc to w zupełności mi wystarczyło. W szkole dużo dzieciaków nigdy nie poznało swoich, bo umarli, zanim ci się urodzili. Niektórzy znali tylko jedną babcię lub jednego dziadka, więc wielu z nich zazdrościło mi tego, że miałem ich obu - w sumie racja, ja mam tylko jedną babcię, która też już zdrowiem nie grzeszy. Nie chciałam teraz o niej myśleć, bo bałam się tego, że kiedyś już jej nie będzie.
- Dobra, koniec tych pogaduszek, wracamy do treningu - obydwoje zaczęliśmy robić pompki, lecz zmęczyłam się szybciej od Deidary. Podczas gdy ja się obijałam, blondyn z zaciętą miną wykonywał ćwiczenia. Zapewne jego głowa zalana była wspomnieniami z dzieciństwa, bo kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie. Zostawiłam go w takim stanie i wyszłam z sali. Myślę, że chwila samotności dobrze mu zrobi.
Cieszyłam się, że niebieskooki obdarzył mnie takim zaufaniem, aby opowiedzieć mi tyle szczegółów ze swojego życia, które są tak intymne. Od tej rozmowy zmieniliśmy swój stosunek do siebie. Zaczęliśmy się do siebie przywiązywać. Coraz częściej zwracałam uwagę na jego uśmieszki, które posyłał mi na korytarzu. Oczywiście odwzajemniałam je. Czciłam dni, w których ściągał koszulkę i paradował przede mną w samych spodniach. Niby były to niewinne gesty, ale miałam tą świadomość, że robi to specjalnie. Niekiedy nie panowałam nad sobą i widać było, że wgapiam się w niego jak na najpiękniejszy obrazek. Nie mogłam się go pozbyć z głowy.
- Deidara zrobił postępy, ostatnio nawet ukradł mi bransoletkę, którą miałam założoną na dłoni i się nie zorientowałam - zadowolenie malowało się na twarzy Madary.
- Taka doświadczona złodziejka i dała się okraść? - podpuszczał mnie.
- Jak to mówią najciemniej jest pod latarnią - westchnęłam i przeczesałam włosy dłonią - Nie spodziewałam się tego - przyznałam szczerze, gdyby ktoś zrobił mi zdjęcie, gdy blondyn oddał mi moją własność. Bezcenne - Ale nie tylko ja straciłam czujność - uśmiechnęłam się przebiegle i wyciągnęłam prywatny telefon kuzyna - Zabrał ci to przed godziną.
- Ale jak? - wytrzeszczył oczy i palnął się w czoło - No tak - uśmiechnął się - To musiało być wtedy, gdy wyciągałem dokumenty z biurka.
- Chyba czas najwyższy dać mu jakieś zlecenie - zasugerowałam, wpatrując się w Madarę z nadzieją. Zawsze tak było, że pierwszą misję wykonuje się ze swoim trenerem. To była moja przepustka na wolność. Przełożony zlustrował mnie od stóp do głów. Wiedział, co chodzi mi po głowie i specjalnie przedłużał ciszę. Cwaniak wiedział, jak mnie wkurzyć, ale nie złamię się.
- Zgoda, przyjdź jutro. Do tego czasu powinienem coś znaleźć - wewnętrznie cieszyłam się jak małe dziecko, ale nie dałam nic po sobie poznać. Muszę szybko iść do pokoju Itachiego. Tam się wyszaleję i przy okazji opijemy koniec mojego aresztu domowego. W biegu mijałam członków mojej rodziny, ale nie skupiałam na nich swojej uwagi. Znalazłam się przed drzwiami do pokoju, w które zapukałam.
- Proszę - usłyszałam ciche przyzwolenie Łasica. W środku był również Deidara. Oboje byli wystrojeni jak stróże w boże ciało. Dopasowane, opinające koszulki z podwiniętymi do łokci rękawami, dżinsy, które krojem przypominały rurki, choć nie były tak ciasne, vansy na nogach, wystylizowane włosy, no i oczywiście wyczuwalna w powietrzu woń dwóch kolońskich.
- Wychodzicie? - zapytałam oniemiała.
- Tak, idziemy na imprezę - tak po prostu mi odpowiedział i to jeszcze z uśmiechem od ucha do ucha. Mój najlepszy kuzyn, który zawsze był dla niczym starszy brat. Nie wytrzymam.
- Zdrajca - warknęłam, cała najeżona. Nie obchodziło mnie to, że jestem samolubna. Przecież obiecał mi, że nie będzie nigdzie wychodził, póki kara się nie skończy. Chciałam wyjść, lecz silny uchwyt mnie zatrzymał.
- Oczywiście ty idziesz z nami - co takiego? - To miała być niespodzianka - odwróciłam się przodem do bruneta.
- Naprawdę? - nie potrafiłam jeszcze przetrawić tej wspaniałej wiadomości.
- Naprawdę - odsunął się ode mnie, bo zaczęłam skakać i piszczeć w miejscu z radości.
- Kocham cię Itachi - rzuciłam mu się w ramiona, nogami oplatając biodra - Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Nie dziękuj mi, tylko Deidarze. To on załatwił ci przepustkę - spojrzałam zdziwiona sponad ramienia kuzyna na blondyna. Stał z rękoma wbitymi w kieszenie. Na ten widok zaparło mi dech w piersi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jakim jest przystojnym mężczyzną. Gestem nakazałam mu podejść do siebie. Gdy był w odpowiedniej odległości wychyliłam się tak, że ze swobodą mogłam go cmoknąć w usta, co zrobiłam. Niebieskooki stał oszołomiony, wpatrując mi się prosto w oczy. Krępowało mnie to, dlatego pierwsza odwróciłam wzrok. Cmoknęłam jeszcze Itachiego w policzek i poszłam się wyszykować. Jadę na imprezę!
- Rin, Rin, Rin, Rin! - od wejścia zaczęłam piszczeć radośnie. Mój narzeczony totalnie nie wiedział o co chodzi, więc cierpliwie czekał aż się uspokoję - Madara pozwolił mi jechać na dyskotekę, ubieraj się, bo zaraz wyjeżdżamy - nie zwracałam uwagi na jego prychnięcia i marudzenie pod nosem. Mimo że jest sportowcem, nie lubi tańczyć, ale nigdy nie puszcza mnie samej na dyskoteki z kuzynami. Zawsze mówi, że im nie ufa, więc nie ma innego wyjścia i musi jechać z nami. Założyłam czarne, obcisłe spodnie, które z przodu miały imitację skóry, natomiast z tyłu wyglądały jak zwykłe legginsy. Na górę nałożyłam beżową koszulę mgiełkę, bez rękawów. Nie zapinałam guzików powyżej biustu, ponieważ chciałam go wyeksponować. Dodatkowo, aby podkreślić swoje atuty, na szyi zapięłam gruby, złoty łańcuch. Wyciągnęłam moje cieliste platformy, które nałożyłam na bose stopy. Szybkim krokiem weszłam do łazienki, w której podłączyłam prostownicę. Korzystając z czasu, który jest potrzebny na jej nagrzanie, namalowałam na powiekach czarne kreski eyelinerem oraz kilkakrotnie przeczesałam rzęsy tuszem. Nie nakładałam podkładu ani pudru, są zbyt ciężkie na imprezy. Chwyciłam elektryczne przyrządzenie, którym zaczęłam prostować moje długie włosy. Po żmudnych dziesięciu minutach, związałam wszystkie pasma w kitkę, która górowała na czubku mojej głowy. Przynajmniej nie będą mi się przyklejać do ciała podczas tańca. Zawsze tak było, gdy pozostawiałam je rozpuszczone. Popsikałam się dezodorantem oraz naniosłam na siebie woń perfum. Gotowa i pełna energii wyszłam z pomieszczenia, znajdując się ponownie w sypialni mojej i Matsuoki. Siedział znudzony na naszym łożu, przyglądając mi się uważnie.
- Zostańmy, mam wiele pomysłów, co moglibyśmy robić bez wychodzenia z tego pokoju - mimo, że miał nadzieję na moją zgodę, wymówił to zdanie bez większego przekonania. Wiedział, że jest na straconej pozycji.
- Nie - odpowiedziałam krótko i zwięźle, lecz bez żadnej złości. Tego dnia nic mi nie zepsuje humoru - Chodźmy już. Chłopaki pewnie na nas czekają - chwyciłam w rękę podręczną kopertówkę, do której schowałam kosmetyki i perfum. O pieniądze i telefon nie musiałam się martwić. Rin będzie za mnie płacił, a że bierze swoją komórkę, to nie muszę brać swojej. Jeśli ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować, może to zrobić przez mojego narzeczonego.
Już z daleka słychać było dudnienie muzyki oraz potężne basy. Gdy weszłam do klubu, czułam wszystkie wibracje w swoim ciele. Szczególnie w brzuchu. Uderzyła we mnie fala zaduchu oraz woni tytoniu. W rytm zremiksowanej piosenki Roda Stewarta - Da Ya Think I'm Sexy ruszyłam w stronę baru, co nie było takie łatwe, zważając na obecne tu tłumy oraz na fakt, że trzymaliśmy się z Matsuoką za ręce. Gdy dotarliśmy na miejsce, puściłam go i wepchnęłam się w kolejkę, zamawiając dla siebie dwa shoty i colę do popicia, gdy wychyliłam zawartość kieliszków, wskazałam barmanowi Rina.
- On płaci - nieznajomy spojrzał nad moim ramieniem na fioletowowłosego i skrzywił się nieznacznie, na co ja mrugnęłam do niego zalotnie. Chłopak od razu się rozpromienił. Na moje szczęście narzeczony tego nie zauważył. Piosenka się zmieniła i zakochałam się w niej, gdy tylko się rozkręciła. Rozpoznałam głos Pitbulla i Cee Lo Greena. Te połączenie było niesamowite.
- Zatańczymy? - spytałam się Matsuoki, kierując się w stronę parkietu, jednak ten ani drgnął.
- Zaraz przyjdzie Haru. Posiedzę z nim przy barze, więc weź swoich kuzynów, dobrze? - nie, nie jest dobrze. Mógłby ze mną zatańczyć chociaż raz - Hej, mała - ujął mój podbródek w swoją dłoń - Będę cię przez cały czas obserwować, ok? - zrobiłam naburmuszoną minę, przez co pocałował mnie delikatnie w usta, aby mnie udobruchać. Trudno, nie będę się nim przejmować. Chcę zaszaleć. Odeszłam od baru tą samą drogą, którą przyszłam. Deidara, Itachi i Sasuke znajdowali się na samym końcu kolejki. W sumie to chyba w ogóle nie przesunęli się do przodu.
- Chodźcie - na moje szczęście nie stawiali oporu i od razu znaleźliśmy się na parkiecie. Nie minęła chwila, a dziewczyny, które znajdowały się najbliżej nas, zaczęły mocniej się wyginać i kręcić biodrami. Niektóre nawet wykonywały nieudolne shaki*. Pierwszy z naszego kółka odpadł Sasuke, który zaczął tańczyć z jakąś laską, która miała czerwone włosy. Dziwny kolor, ale jej sprawa, co ma na głowie. Trzeba było jej oddać, że ruchy ma świetne, choć lekko wyuzdane, bo ciągle ocierała się tyłkiem o krocze gbura. Swoją drogą, to jestem w szoku, że pojechał z nami na imprezę. Zawsze twierdził, że woli towarzystwo swoich znajomych, niż rodziny. Avicii! I to jeszcze Addicted To You. Od razu zaczęłam śpiewać tekst, próbując go zobrazować moimi ruchami. Zwracałam się to raz w stronę Itachiego, to w stronę Deidary, którzy odwzajemniali moje gesty z uśmiechami na twarzy. Blondyn zaczął wprowadzać kiczowate, aczkolwiek najbardziej znane ruchy, jak na przykład przesłanianie oczu literką V, utworzoną z palców, czy wystawianie przed siebie wyciągniętą rękę i falowanie nią od lewej do prawej strony. Stwierdziłam, że nie będę gorsza i wykonałam ruch na nurka, co chłopacy ochoczo kopiowali. Po serii wygłupów tańczyliśmy w rytm muzyki tak, jak nam pasowało. Gdy trafiały się wolniejsze partie, zwalnialiśmy, natomiast przy szybszych zwiększaliśmy nasze tempo. Poleciała kolejna piosenka. Na początku było słychać samą melodię bez wokalu i ciężko było mi ją zidentyfikować, lecz po chwili poznałam, że jest to Milky Chance i Stolen Dance, tyle że w wersji z saksofonem. Na drugi ogień poszedł Itachi, tyle że to on sam od siebie podszedł do dziewczyny. Była śliczna. Dzięki neonowym światłom widziałam jej ciemną karnację, nie była czarnoskóra. Określiłabym, że jest mulatką o białych włosach i jasnych oczach, choć tego ostatniego nie byłam na sto procent pewna. To tylko moje przypuszczenia. Spojrzeliśmy na siebie z Deidarą w tym samym momencie i robiąc głupie miny wzruszyliśmy ramionami na tą całą sytuację. Widziałam, że niektóre kobiety mają chrapkę na Deia, lecz nie są pewne czy podejść, czy nie. Wolałabym tą drugą opcję, ponieważ sama tańczyć nie miałam zamiaru. Co to, to nie. Aby zapobiec takiej sytuacji, przybliżyłam się do blondyna i oplotłam jego szyję rękami. Pewna, że nie stracę równowagi, stanęłam na palcach, żeby powiedzieć mu coś do ucha. Nie oszukujmy się. Ciężko jest przekrzyczeć muzykę w klubie.
- Jeśli zostawisz mnie tu samą, to cię uduszę i załatwię ci areszt domowy, zrozumiano? - chciałam się odsunąć, lecz powstrzymała mnie jego ręka na moich plecach.
- Kurde, ale fajnie. Moje zwłoki będą miały areszt domowy. Nawet na pogrzeb mnie nie wypuścisz, co? - zażartował, śmiejąc się przy tym - Ale tak serio, to nie miałem takiego zamiaru. W końcu przyszedłem tu z tobą, czyż nie? - dlaczego w jednej chwili zrobiło mi się bardzo gorąco, serce zaczęło tłuc tak, jakby miało zaraz wylecieć z mojej klatki piersiowej na parkiet, a w brzuchu lata stado motyli? Nigdy wcześniej nie czułam nic takiego. Poza tym dlaczego to zabrzmiało jak jakaś pieprzona deklaracja? Czułam się, jakbym robiła coś bardzo niegrzecznego, a przecież tak nie było, prawda?
- No właśnie - przytaknęłam, choć głos mi się łamał. Dziewczyno, weź się w ogarnij - Aleś ty wysoki - palnęłam pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Wcześniejsza wypowiedź blondyna sprawiła, że poczułam się inaczej. Chyba. Sama nie wiem, jak to określić. Jednak to nieważne. Mężczyzna faktycznie był wysoki. Na boga, przecież ja jestem w szpilkach, a i tak muszę się wspinać na palcach, aby móc mu cokolwiek powiedzieć do ucha!
- To chyba dobrze?
- Tak, to z pewnością atut u mężczyzny - odsunęłam się od niego, zaciągając się jego perfumami. Dlaczego do cholery mam takie wyostrzone zmysły? Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jego zapach. Na moje szczęście puścili nową piosenkę, której nie znałam, ale porwała mnie do tańca. Chciałam się pokazać z jak najlepszej strony, więc wykonywałam ruchy i gesty, w których - według mnie - wyglądałam najlepiej. Wykorzystałam kilka kroków z choreografii, których się kiedyś uczyłam i o dziwo blondyn dotrzymywał mi kroku. Nie miał problemu z powtarzaniem moich ruchów. Wspominał mi w jednej rozmowie, że uczył się tańczyć, ale myślałam, że powiedział to specjalnie, aby mnie poderwać i pocieszyć. Pamiętam, jak mu się wyżalałam, że Rin nie lubi tańca i nie akceptuje mojej pasji, choć ja sama nie byłam lepsza, bo miałam takie samo zdanie na temat jego pływania. Piosenka błyskawicznie się zmieniła. Tym razem królowało Flume z przebojem Holdin On. Kocham ten utwór. Nim zdążyłam jakoś zareagować, wszyscy zebrani zaczęli tworzyć krąg. Miałam to szczęście, że stałam w pierwszej linii, bo w środku koła rozpoczęła się taneczna bitwa. Odbywała się ona na innych zasadach, niż w filmach typu Step Up. Tutaj każdy miał okazję pokazać swój talent, bez żadnego obsmarowywania się. Większość tańczyła break dance, choć zdarzali się tacy, którzy pokazywali elementy klasyczne bądź całkowicie mieszali style. Ja jedynie klaskałam i bujałam się w rytm muzyki, podziwiając każdego tancerza. Zazdrościłam im tej wolności i radości, nie wiem czemu, ale miałam opory przed takim występem.
- Idź tam. Chcę zobaczyć jak tańczysz - poczułam oplatające mnie ręce Deidary na swoich biodrach, oparł swoją głowę na moim lewym ramieniu, przez co czułam jego nierówny oddech. Odchyliłam delikatnie głowę, aby mógł mnie słyszeć.
- Pójdę, jeśli zrobisz to ze mną - obstawiałąm, że tego nie zrobi, dlatego rzuciłam tą propozycją.
- Maleńka, chętnie zrobię z tobą wszystko, czego tylko zapragniesz - cmoknął mnie w szyję, na co się zarumieniłam. Dziękuję jedynie za to, że w klubie jest na tyle ciemno, że nikt tego nie zauważy. Nie miałam też czasu, aby cokolwiek odpowiedzieć, bo niebieskooki pociągnął mnie za rękę wprost w środek kółka. I co? Zmienili piosenkę! Nie dość, że nie wiem, kiedy mi to tak szybko przeleciało, to jeszcze puścili Nicole Scherzinger, na moje szczęście znałam ten utwór, choć w sumie nie wiem, czy to dobrze, bo znałam jej sens. A tam! Raz się żyje. Zaczęłam kręcić biodrami i schodzić w dól do parteru, tymczasem Deidara zaczął mnie okrążać niczym zwierzyna ofiarę, aż w końcu podszedł do mnie od tyłu, chwycił za biodra tak, że między nami nie było żadnej przerwy i zaczął ze mną schodzić w dół. Oderwałam się od niego energicznie do przodu i na ugiętych nogach zaczęłam przenosić ciężar z jednej nogi, na drugą, nie zapominając przy tym o ruszaniu biodrami. Nie mam pojęcia, co blondyn wyczyniał za moimi plecami, ale publika żywo na nas reagowała. Poczułam szarpnięcie za rękę, więc odwróciłam się w stronę niebieskookiego. Wykonaliśmy kilka kroków, które zahaczały o tańce towarzyskie. Ja szłam na przód - on w tył. Wzmocniłam uścisk na jego ręce i odchyliłam się do tyłu. Dei załapał aluzję, bo szybko chwycił moje zgięcie pod lewym kolanem, dzięki czemu uzyskaliśmy efektowne odchylenie. Nie minęła sekunda, a już przyciągnął mnie z powrotem. Gwałtownie na niego wpadłam, lecz nie zachwiał się pod wpływem mojego ciężaru.
- W dół - usłyszałam jego krzyk, na który przytaknęłam głową. Jedną rękę ulokowałam na jego karku, natomiast drugą trzymałam nad swoją głową, kręcąc nią w rytm muzyki. Tym razem poczułam jego ciepłe dłonie na swoich pośladkach. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Wolałam czerpać przyjemność z tańca. Ściśle do siebie przylegając, zaczęliśmy powoli schodzić w dół, zwiększając odległość między sobą. Niemal usiadłam mu na kolanie, gdy zeszłam do maksymalnej odległości dzielącej mnie od parkietu. Tym samym tempem zaczęliśmy piąć się w górę. Będąc na szczycie, chwycił moją gumkę do włosów, którą ściągnął. Długie pasma, spadły mi kaskadą na plecy, lecz nie na długo tam zostały, bo Deidara zaczął mnie okręcać, więc posłusznie próbowały dogonić moje ciało. Korzystając z obrotów, w końcu chwycił mnie w swoje objęcia tak, że plecami przylegałam do jego klatki piersiowej. Zaczęliśmy się wić w tej pozycji to w lewą, to w prawą stronę. Blondyn wypuścił mnie ze swoich objęć, co wykorzystałam na wprowadzenie własnych ruchów. Gdy wyginałam dolną część w prawą stronę, tułów starałam się przekrzywić w lewo, energicznie przy tym machając rękoma naprzemiennie lewą i prawą w górę i dół, po czym zmieniałam ułożenie ciała w przeciwne strony. Okazało się, że mój partner od tańca kopiował moje ruchy, uśmiechając się do mnie głupio. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Chciałam również wykorzystać fakt, że mam rozpuszczone włosy, więc zaczęłam nimi wymachiwać na wszystkie strony, wykręcając się przy tym atrakcyjnie. Oczywiście wszystko zgodnie z rytmem piosenki. Nie zabrakło również skakania, wymachiwania kolanami, czy ponownego przytulania się do siebie. Po skończeniu utworu dostaliśmy głośne owacje, na co niebieskooki pocałował mnie z uśmiechem w policzek. Brakowało mi oddechu przez ten cały wysiłek fizyczny, choć przez ten gest omal się nie udusiłam. Chciałam powstrzymać uśmiech, naprawdę, ale nie potrafiłam. Walczyłam z mięśniami z całych sił. Nie miałam zamiaru mu pokazywać, jak na mnie działa, ale nijak uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy, nad którą kompletnie nie panowałam. To mój drugi raz w życiu, gdy mi się to zdarza. Pierwszy raz tak miałam, gdy wygrałam konkurs taneczny, dzięki któremu mogłam jechać na warsztaty z choreografem gwiazd. Atmosfera zelżała odrobinę, gdy z głośników wydobył się głos Elli Henderson w piosence Ghost zremiksowanej przez Olivera Nelsona. Krąg zniknął. Zewsząd otaczały nas tańczące pary. Spojrzeliśmy sobie w oczy, choć na krótko, bo zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Deidara dołączył do mnie i tak zleciały nam kolejne godziny, gdzie to niby przypadkiem stykaliśmy się ciałami. Niejednokrotnie nasze ręce lądowały na miejscach, w których nie powinny się znaleźć. Ile razy nasze dłonie były złączone ze sobą? Ile razy chciałam go pocałować? Wiele, choć kilka razy próbował to zrobić, ja niby to przypadkiem, niczego nie widząc, wykonywałam unik, który był świetnym ruchem tanecznym, a który on od razu kopiował. Nie był wściekły, w takich momentach uśmiechał się do mnie. W sumie był uśmiechnięty przez cały czas. Ja też. Cieszę się, że nie przekroczyliśmy tej granicy. To, co było między nami wydawało mi się być magiczne. Poza tym mam narzeczonego. Tyle tylko, że przy Rinie nigdy się tak nie czułam. Byłam zmęczona. Przytuliłam się do blondyna.
- Muszę się napić - wykrzyczałam w górę, nie miałam sił, aby unieść się do jego ucha. Na moje szczęście usłyszał mnie. Przytaknął mi jedynie głową i po chwili, trzymając się za ręce, przedzieraliśmy się przez tłum klubowiczów. Zamówił nam po koli z whiskey. Drink wypiłam duszkiem. Nawet nie miałam pojęcia, że jestem aż tak spragniona.
- Idę do toalety. Zaraz wracam - szczerze, to mimo moich największych chęci nie dałabym rady załatwić swoich potrzeb w łazience. Moim jedynym pragnieniem jest wypełnienie pęcherza, bo jest tak pusty, że nie ma go z czego wypróżniać. Mogłabym ewentualnie iść poprawić swój wygląd, choć niewiele by mi to dało. Pot ściekał ze mnie litrami, więc może to nawet i lepiej, że nie zobaczę siebie w lustrze, bo bałabym się wyjść z powrotem do ludzi.
- W takim razie ja idę do Rina - blondyn jedynie przytaknął i zniknął w przeciwnym kierunku do tego, gdzie zmierzałam. Z daleka widziałam fioletową czuprynę. Obok mego lubego stał Nanase-kun, jego kolega z pływalni. Musiałam przyznać, że chłopak miał w sobie to coś. Mógłby mieć dziewczyn na pęczki, gdyby nie jego osobowość, bo wyglądem powalał na kolana. Miał ciemne krótkie włosy, delikatne rysy twarzy, wąskie usta i przecudne, morskie oczy. Nigdy nie widziałam tak intensywnej barwy tęczówek. Nawet Deidara nie miał się z nim co równać. Jeśli chodzi o Harukę, to trzeba też wspomnieć o jego idealnej sylwetce. Pięknie wyrzeźbiony w każdym calu, ale co się dziwić, musi non stop trenować, skoro pływa. Tak samo jest z Rinem. Podeszłam do mężczyzn, choć czarnowłosy był odwrócony do mnie tyłem. Skorzystałam z okazji i zasłoniłam mu oczy dłońmi.
- Czyżby Yoki? - ściągnął moje ręce i uśmiechnął się delikatnie. Przywitaliśmy się ze sobą, wymieniliśmy pytania grzecznościowe typu "Co u ciebie słychać", po czym zwróciłam się do Matsuoki z prośbą o zakupienie jakiegokolwiek napoju niegazowanego. Gdy tylko skupiłam swoją uwagę na drogocennym dla mnie napoju, chłopacy całkowicie zignorowali moją obecność i zaczęli rozmawiać o swoich zainteresowaniach, co całkowicie wykluczyło mnie z konwersacji. Jak miło. Z wielką ulgą przyjęłam powrót blondyna. To było dla mnie wybawienie. Przetańczyliśmy może dwie piosenki, po czym zgodnie stwierdziliśmy, że wyjdziemy na dwór się przewietrzyć.
- Kurde, ale ty masz dużo energii, gdzie ty to mieścisz? - zaczął mnie powolutku okręcać, przyglądając mi się dokładnie z każdej strony. Zaśmiałam się głośno na jego stwierdzenie.
- A ty? Też nieźle wywijałeś na parkiecie - oparłam się o mur ściany, natomiast niebieskooki stanął naprzeciwko mnie - Gdzie uczyłeś się tańca? - zapytałam zaintrygowana.
- Och, czyli teraz już mi wierzysz? Wcześniej nie było widać po tobie takiej ciekawości - zbliżył się do mnie odrobinę, patrząc mi w oczy. Atmosfera między nami się zmieniła, zaczęłam gwałtowniej nabierać powietrze. Z każdą sekundą robiło się coraz cieplej, goręcej wręcz. Mimo wszystko nie chciałam dać po sobie znać, że coś się ze mną dzieje.
- A czego się spodziewałeś? Że zacznę piszczeć, a po sali zaczną latać biustonosze? - uniosłam lewą brew.
- Oczywiście, że tak. Na naszej sali ćwiczeń mieli się jeszcze pojawić moi poukrywani fani, którzy skandowaliby moje imię. Kobiety miały mdleć, a w tle huczeć fajerwerki, ale zawiodłaś mnie. Nie przygotowałaś się, jedynym usprawiedliwieniem był twój szok, choć wiem, jak możesz to naprawić - powoli zmniejszał dystans między nami, naszymi ustami. Nie patrzył mi już w oczy, lecz na wargi. Pochylał się nade mną. Swoją prawą rękę opierał o mur, tuż przy mojej głowie, natomiast lewą ręką uniósł mój podbródek - Jesteś piękna - ledwie usłyszałam jego szept przy mojej buzi. Patrzyłam na niego oczarowana i czekałam na dalszy rozwój sytuacji, lecz on, zamiast mnie pocałować lekko się odsunął - I wtedy jej powiedziałem, jak bardzo jej nienawidzę - powiedział to tak głośno, że nie wiedziałam co się dzieje. Ogarnięcie sytuacji w rzeczywistości zajęło mi sekundę, choć w głowie rozkładałam to na czynniki pierwsze. Deidara odsunął się ode mnie z żalem w oczach.
- Serio? - domyślił się o co mi chodzi. Przytaknął niemo głową. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, przy okazji poklepując blondyna po ramieniu - Nie wierzę, że jej to zrobiłeś, że to powiedziałeś - zachowywałam się tak, jakbym obejrzała najlepszą komedię na świecie. Może to dziwne, ale cała ta sytuacja zamiast mnie wystraszyć, bawiła mnie. Rin złapał nas niemal na gorącym uczynku, a ja się śmieję jak głupi z bateryjki. Chyba mam w sobie jakieś pozostałości po Harley Quinn.
- Hej - Matsuoka chciał skupić na sobie naszą uwagę - Jedziemy.
- Co? Ale... - próbowałam ugrać jeszcze godzinę, lecz fioletowowłosy całkowicie mnie zignorował. Wrócił na salę i z pewnością poszedł już do samochodu. Nie patrząc na Deidarę, z miną zbitego psa poszłam w ślady narzeczonego.
Po powrocie do naszej kryjówki poszłam się wykąpać. Gdy wyszłam z łazienki okazało się, że mój narzeczony już śpi. Coś było z nim nie tak. W drodze powrotnej w ogóle się nie odzywał. Kurde, no! To ja tu jestem od strzelania fochów, nie on! Przecież nic złego nie zrobiłam. Jeszcze.
Następnego dnia udałam się do Madary po misję. Na jej wykonanie mieliśmy tydzień, bo nie była zbyt skomplikowana. No, może przesadziłam. Są dwa problemy, ponieważ zadanie musimy wykonać za dnia, około godziny szesnastej, a ulica, na której znajduje się obiekt należy do ruchliwych o tej porze. Co to dla nas? Już z nie takich rzeczy wychodziło się cało i zdrowo, nieprawdaż? Razem z blondynem studiowaliśmy rozkład budynku oraz układaliśmy przeróżne scenariusze kradzieży. Po wielu kłótniach, ustaliliśmy wspólną taktykę i wybraliśmy się na przejażdżkę do danej dzielnicy, aby nie mieć żadnej wpadki. Nie byliśmy nigdy sami. Zawsze ktoś nam towarzyszył. Tym razem padło na Itachiego, więc świeciliśmy przykładem. Sytuacja z imprezy już się nie powtórzyła.
Dzień przed skokiem udałam się do pokoju blondyna. Nie weszłam do środka, staęłam w progu.
- Bądź na jutro gotowy - rzuciłam i miałam odejść, ale zatrzymało mnie jego pytanie.
- Na co? - oczywiście, że miało drugie dno. A jakżeby inaczej. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam głowę w jego stronę.
- Na wszystko - boże! On oblizał wargę. Poczułam dreszcze na całym ciele. Musiałam przełknąć zalegającą ślinę. Właśnie zaczęłam się bać jutrzejszej misji.
Była równo czternasta, gdy wyjechaliśmy. Tak jak mu kazałam, założył dżinsy i kurtkę z tego samego materiału, buty najmodniejsze w tym sezonie - połowa miasta takie miała. W ręce odzianej w gumową rękawiczkę trzymał czapkę z daszkiem oraz okulary. Idealnie, dzięki takiemu strojowi nie wyróżniał się z tłumu, bo wszyscy teraz tak się noszą. Również założyłam dżinsy i buty według panującego trendu. Na tylnym siedzeniu leżała moja czapka, torebka i okulary - zerówki. Zamiast kurtki narzuciłam marynarkę, która jest dwustronna. Czekałą nas godzina jazdy, więc aby uniknąć niezręcznych rozmów włączyłam radio i udawałam, że śpię.
Całą godzinę przesiedzieliśmy w aucie, na parkingu, nim właściciele opuścili mieszkanie. Możliwe, że wybrali się razem na obiad do jednej z pobliskich restauracji, bo z tego co zdążyłam zauważyć przez lornetkę, nie jedli niczego, co przypominałoby środkowego posiłku dnia. Wraz z Deidarą rozumieliśmy się bez słów. Wyszliśmy z auta w tym samym momencie. Niby czapki są elementem rzucającym się w oczy, lecz nie dziś, bo słońce dawało niemiłosiernie po oczach. Blondyn miał dodatkowo założone okulary przeciwsłoneczne. Ja ze swoich zrezygnowałam. Nie mieliśmy większych problemów z dostaniem się do środka. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych sąsiadów bądź innych niepotrzebnych świadków. Dodatkowo dostaliśmy klucz wraz ze szczegółami zlecenia. Mieszkanie było bardzo niepozorne. Z zewnątrz zakrawało o ruinę, przez odpadający od ścian tynk, natomiast w środku roiło się od mebli i dekoracji z najwyższej półki, lecz nie to było naszym celem. Naszym zadaniem było zabranie rubinowego naszyjnika, którego nie zostawia się w zwykłej szkatułce na biżuterię, tylko w niepozornej skrytce, ponieważ błyskotka ta pochodzi z okresu rządów Elżbiety Wielkiej. Tym razem musieliśmy wszystko dokładnie przeszukać, aby odnaleźć kryjówkę przedmiotu. Dei zajął się sypialnią, natomiast ja garderobą. Z pewnością jest to królestwo pani domu. Pomieszczenie to było utrzymane w pedantycznym porządku. Ciuchy jak i buty ułożono w kolejności kolorystycznej, a na półkach nigdzie nie było kurzu, co jest wielką zaletą w moim zawodzie. Ofiary od razu się nie zorientują, że cokolwiek było tu sprawdzane, co było istną swobodą w działaniu. Szybko, lecz bez zbędnej ostrożności przesuwałam palcami po blatach, szukając czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na tajny schowek. Niestety przy butach nic nie znalazłam. Przesuwałam wieszaki z żakietami, lecz za nimi również nie było żadnego śladu. Sukienki - nic. To samo przy spódnicach i spodniach. Zaczęłam się odrobinę stresować, jestem tu już od dwudziestu minut.
- Sypialnia czysta, idę sprawdzić salon - usłyszałam głos mojego partnera, na co mruknęłam pod nosem ciche "ok". Słyszałam, jak odchodzi, więc kontynuowałam swoją pracę. Przejrzałam szkatułki z kosmetykami i biżuterią, lecz nie zawierały przedmiotu, którego szukałam. Na koniec zostały mi szufladki z bielizną. Zaczęłam od najniższej. Jak się okazało - z rajstopami i pończochami - nic. Z podwiązkami - nic. Paski do spodni - nic. Majtki - pustka. Została najwyższa - biustonosze. O dziwo - bingo! Szczena mi opadła. Żadnego zabezpieczenia. Naszyjnik leżał sobie od tak, wśród staników. Nie wierzyłam w to, co widzę, dopóki nie usłyszałam Deidary wchodzącego do garderoby. Podszedł do mnie i wyjął z ręki eksponat, któremu przyglądał się z bliska.
- Ładnie by na tobie wyglądał - dla sprawdzenia efektu przyłożył mi kolię do szyi, na co się uśmiechnął.
- Chyba nie mam żadnej sukienki, do której by pasował - zaśmiałam się - Choć czekaj, w końcu jestem złodziejką. Czemu nie wezmę, którejś z tych sukienek? - blondyn nie zaczaił aluzji bo zrobił zdziwioną minę. Myślał, że naprawdę to zrobię - Dosyć tych żartów, wrzucaj to cudeńko to torby - podsunęłam mu papier śniadaniowy, do którego złożył naszyjnik, a następnie wzięłam od niego zawiniątko i schowałam do swojej torebki. Wyszliśmy z obcego domu, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Co nawiasem okazało się błędem. Akurat sąsiad wyszedł na klatkę, gdy wyciągałam narzędzie z zamka. Pięknie.
- Ej, co wy robicie? - stał w miejscu i przechylał głowę, aby zobaczyć, co się dzieje. Spojrzałam na mojego partnera i dałam znak do ucieczki. Pędziliśmy co sił do wyjścia, w towarzystwie krzyków namolnego sąsiada. Gonił nas. Wybiegliśmy na dwór. Byłam pierwsza, więc zdążyłam zauważyć straż miejską, która odwróciła się w stronę hałasu. Szybko załapali o co chodzi i na nasze nieszczęście, całkiem nieświadomi, odcięli nam dostęp do naszego samochodu, bo ruszyli na nas z jego kierunku. Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy skręcić w lewo, wprost do parku. W trakcie biegu zdążyłam się odwrócić, aby skontrolować sytuację. Mieliśmy miażdżącą przewagę nad stróżami prawa, a część parku, w której się znaleźliśmy świeciła pustkami, ponieważ była gęsto porośnięta drzewami, co również działało na naszą korzyść. Ludzie woleli być w miejscach, gdzie było więcej światła.
- Dei, zdejmujemy kamuflaż - na szczęście wcześniej obmyśliliśmy awaryjny plan na wypadek niewypału.
- Ok - usłyszałam tuż zza swoich pleców, gdy wpadliśmy za zasłonę ułożoną z drzew i krzewów, dzięki której mieliśmy niecałe dwie minuty, aby zmienić wygląd. Ściągnęłam żakiet i przewróciłam go na drugą stronę, ponownie go na siebie narzucając. Czapkę schowałam do torebki i rozpuściłam włosy, a na nos założyłam zerówki. Dei również odwrócił kurtkę na lewą stronę, która kryła pod sobą czarny dżins, ściągnął czapkę i okulary przeciwsłoneczne, a to wszytko zrobiliśmy w biegu. Pociągnęłam chłopaka za sobą na ziemię. Ja miałam miękkie lądowanie, ponieważ Dei obrócił nas w ostatniej chwili, przyjmując na siebie zderzenie z ziemią. Wziął głębszy wdech, lecz nie narzekał. Obrócił nas jeszcze raz, dzięki czemu górował nade mną.
- Rękawiczki - wydyszałam spanikowana przez wspomnienie konsekwencji mojej ostatniej roboty oraz przez pościg. Dosłownie w ostatniej sekundzie zdążyłam schować je do torebki, na której leżałam, nim służbiści wybiegli z zarośli. Poczułam delikatny dotyk na swoim policzku. Spojrzałam na blondyna zdziwiona.
- Uspokój się, jesteśmy już bezpieczni - zaufałam mu, gdy się uśmiechnął. Niespodziewanie nachylił się nade mną i pocałował. Na początku delikatnie, abym mogła się oswoić z sytuacją. Zamknęłam oczy, nie przejmując się już więcej funkcjonariuszami straży miejskiej, ani Rinem, ani czymkolwiek innym. Istniała tylko ta chwila i myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy z piersi. Położyłam swoją dłoń na jego karku, który od razu zaczęłam masować. Żądna jeszcze większej bliskości rozwarłam usta, zapraszając jego język do środka. Kurwa! Podoba mi się to. Bardzo. Cholernie. Mocno. Chcę więcej, więcej, więcej! Poczułam, jak łapie moją wolną dłoń w swoją i delikatnie ją ściska. Westchnęłam mu prosto w usta, nie zaprzątając sobie głowy donośnymi chrząknięciami. Wolałam skupić swoją uwagę na ręce niebieskookiego, która znalazła się pod moją bluzką i delikatnie pięła się w górę od pępka. Tak, dotknij mnie tam - błagałam w myślach, nie chcąc przerywać pocałunku.
- Przepraszam bardzo - usłyszałam nieznany sobie głos. Deidara oderwał się ode mnie. Oboje dyszeliśmy i potrzebowaliśmy chwili, aby dojść do siebie. Blondyn odsunął się i usiadł obok na trawie. Spojrzałam na obcego, którym był strażnik. Wraz z nim obecna była jego koleżanka z pracy. Na oko mogli mieć około trzydzieści lat, ale nie skupiłam się na tym, ponieważ karcący wzrok tego mężczyzny deprymował mnie - Czy nie widziało może państwo biegnącej tędy dwójki ludzi? - och, czyli nawet nie znali płci sprawców. To zdecydowanie działa na naszą korzyść.
- Niestety nie. Mieliśmy inne, ciekawsze zajęcia - Dei specjalnie podkreślił słowo "ciekawsze", na co się zarumieniłam. Czułam się jak licealistka, której rodzice wchodzą do pokoju, podczas obściskiwania się ze swoim chłopakiem. Miałam tak i to nie raz, i faktycznie jest to bardzo porównywalne uczucie.
- Cóż, zmykajcie do domu. Publiczne mizdrzenie się nie jest dopuszczalne. W normalnej sytuacji dostalibyście mandat, ale mamy ważniejsze sprawy na głowie - wydukaliśmy razem "przepraszam", po czym funkcjonariusze pobiegli w głąb parku.
- Udało nam się - westchnęłam z ulgą, jakbym od początku w to nie wierzyła, choć podświadomie wiedziałam, że misja zakończy się sukcesem.
- Chyba zasłużyliśmy na nagrodę - nie wiedziałam, co ma na myśli, lecz przytaknęłam na propozycję. Obdarzając niebieskookiego całkowitym zaufaniem, splotłam nasze dłonie i ruszyłam z nim w miejsce, do którego mnie prowadził. Nie wsiedliśmy do samochodu tak, jak przypuszczałam. Zamiast tego szliśmy w ciszy przez kilka ulic. Przechodziliśmy obok restauracji "Mama Mia", w której zauważyłam Rina. O dziwo nie był sam. Siedziała z nim Terumi Mei - jego była. Nigdy nie zapomnę, jak wyzywała mnie od złodziejek chłopaków, gdy musieli się rozstać. Nie żeby słowo "złodziejka" mnie wtedy uraziło, bo faktycznie nią byłam, ale całe stwierdzenie wyprowadziło mnie z równowagi. Dobrze wiedziała, że między mną a Matsuoką nie jest dobrze. Oboje nie chcieliśmy tego związku, lecz cała wina spadła na mnie. Zaskoczyło mnie to, że trzymają się za ręce, a po chwili, Rin od tak, po prostu... odrzuca jej dłoń? Myślałam, że ją pocałuje, ale odrzucić? Cholera jasna! Dlaczego nie mógł jej pocałować? Poczułam, jak zaczynają mnie atakować wyrzuty sumienia. Gdyby ją pocałował, wtedy bylibyśmy kwita, a tak? Zdążyłam jeszcze zobaczyć oburzenie mojej "rywalki", dzięki czemu fioletowowłosy skupił całą swoją uwagę na niej. Nie zauważył nas. Zniknęliśmy za kolejnym zakrętem.
Pięliśmy się w górę po schodach w całkowitej ciszy. Otworzył przede mną drzwi mieszkania, gestem zapraszając do środka. Jak kultura nakazuje, ściągnęłam buty w przedpokoju, który z ledwością mieścił dwie osoby. Po pozbyciu się obuwia postąpiłam o krok w przód, dzięki czemu znalazłam się w pomieszczeniu, które robiło za salon i sypialnię. Domyśliłam się tego po wielkim, zasłanym łóżku. Ze wszelkich stron atakowała mnie burgundowa barwa ścian. Kolor był tak intensywny, że zaczął oddziaływać na moje zmysły. Nabrałam powietrza w płuca i podczas wydechu skupiłam się na innych szczegółach pokoju. Wielkie okno z lewej, przy przyległej ścianie stało biurko, obok łoże i regał z książkami. Na przeciwko znajdował się telewizor i szafa. Za moimi plecami znajdowały się drzwi zapewne do łazienki, przejście do kuchni i jeszcze jeden regał. Oraz On.
Nie ruszałam się. Czekałam. Nasłuchiwałam.
Pierwszy szelest. Musiał zrzucić kurtkę. Podłoga skrzypnęła. Raz. Drugi. Trzeci. Zgodnie z powolnym rytmem jego kroków. Oddychaj - upominałam siebie w myślach. Zatrzymał się za mną. Dzieliła nas odległość może jednego kroku? Kto wie. Był bardzo blisko. Wiem to, bo czułam jego ciepły oddech na moich włosach. Przymknęłam oczy, rozkoszując się wszelkimi doznaniami. Bez żadnego słowa chwycił moje włosy, które nagle szarpnął. Gwałtownie nabrałam powietrza. Pociągnięcie nie było bolesne, lecz musiałam się cofnąć do tyłu. Wpadłam na jego twardą klatkę piersiową. Wykonał gest jeszcze raz, przez co musiałam trzymać głowę wygiętą do tyłu. Nachylał się powoli nade mną, patrząc na moje usta. Zatrzymał się dosłownie milimetr od mojej twarzy.
- Wkurza mnie różnica naszego wzrostu - czułam ruch jego warg na swoich - Przez to nie mogę zrobić z tobą tego, co zaplanowałem - nie obchodziło mnie co mówi. Choć z trudem, to cierpliwie czekałam na pocałunek, który nie nastąpił. Deidara wyprostował się, przez co ponownie ściśle do siebie przylegaliśmy. Wypuścił moje włosy na prawe ramię. Zrobił minimalną przerwę między nami. Chwycił poły mojego żakietu, który powoli zsunął. Jego palce delikatnie muskały skórę moich ramion przy wykonywanej czynności. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Krople deszczu odbijały się od okna. Ile bym dała, aby choć jedna z nich spadła na moje rozgrzane ciało. Westchnęłam głośno, gdy poczułam Jego język na mojej szyi. Chciałam być cierpliwa, ale nie potrafiłam. Chwyciłam go za kitkę i odwróciłam się do niego przodem. Widziałam, że jest zaskoczony, co wykorzystałam, bo wpiłam się chciwie w jego usta. Byłam w takim stanie, że nie sprawiało mi to trudu.
O słodka rozkoszy, tyle na ciebie czekałam. Myślałam, że oszaleję, gdy blondyn znaczył sobie palcem szlak po moim ciele. Od brody przez szyję, zagłębie piersi, brzuch, pępek do szlufki spodni, za którą pociągnął. Nie wiedziałam, na co mam zwracać uwagę, ponieważ jego język przedostał się do mojej buzi. Powoli, dokładnie badał moje wnętrze. Brakowało mi tchu, musiałam się oderwać od kochanka, jednak ten nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Musnął wargami moją żuchwę i obsypywał szyję pocałunkami. Chwyciłam rogi jego koszulki, którą zaczęłam ciągnąć w górę. Dałam jedynie radę podciągnąć ją ponad jego głowę, więżąc w niej ręce. Miałam chwilę władzy dla siebie. Jedną dłonią błądziłam po jego umięśnionym torsie, drugą natomiast wbiłam w jego biodro. Przyssałam się do jego szyi. Spodobało mu się to, bo zamknął oczy przygryzając wargę. Cholera. Wyglądał jak bóg seksu. Zachęcona tym widokiem, zeszłam z pieszczotami niżej. Błądziłam językiem wokół jego sutka, aż wzięłam go do buzi ssąc i przygryzając delikatnie. Nawet nie zauważyłam kiedy uwolnił swoje ręce. Ściągnął ze mnie bokserkę i biustonosz. Blondyn napawał się widokiem mego półnagiego ciała. Efekty odbiły się przy jego spodniach. Przyciągająca spojrzenie litera V utworzona z mięśni, której połowa chowała się w jeansach straciła na znaczeniu, gdy zauważyłam wypukłość jego krocza. Czułam się jak najseksowniejsza kobieta świata. Zostałam popchnięta na łóżko. Jedną dłonią przytrzymywał moje ręce nad głową, uniemożliwiając mi dotykanie go. Dreszcze przeszły przez moje ciało, gdy do krocza przyłożył mi kolano, ciągle nim ruszając. Z mojej krtani wydobył się głośny jęk, a to za sprawą jego silnej ręki, która pieściła moją pierś. Jego dłoń była na tyle duża, że całkowicie nakrył moją kulę. Ściskał ją delikatnie, aby następnie dobrać się do sutka, który lekko szczypał i okręcał w dłoniach. Nieraz ciągnął lekko w górę. Pod wpływem pieszczot zaczęły twardnieć, natomiast ja wyginałam się w łuk, ocierając się o jego kolano. Spomiędzy palców, wziął mojego sutka do buzi. Ruch jego języka doprowadzał mnie do szału. Całe napięcie kumulowało się w moim podbrzuszu.
- Uwolnij moje ręce - wystękałam niewyraźnie. Mój głos był tak zachrypnięty, że zniekształcił słowa. Mimo to, Deidara pozostał głuchy na moją prośbę, którą powtórzyłam dwukrotnie. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy chciał odpiąć pasek moich spodni. Kilkoma szarpnięciami ściągnął je ze mnie wraz z bielizną. Byłam kompletnie naga, lecz nie czułam wstydu. Z niecierpliwością czekałam na kolejne pieszczoty, dobierając się przy okazji do paska jego spodni. Niestety nie poradziłam sobie z klamrą. Moje dłonie drżały zbyt mocno. Mężczyzna w ogóle się tym nie przejął. Obsypywał pocałunkami mój brzuch, zniżając się coraz bardziej. Był bliski przekroczenia granicy do mojego miejsca intymnego. Gdzieś w podświadomości, w całym tym szaleństwie dopuszczałam do siebie myśl, że może zrobi coś nieprzyzwoitego, lecz gdy faktycznie pocałował mnie Tam, gdy poczułam jego język na moich wargach sromowych. Ach! Jęczałam tak głośno, jak nigdy dotąd. Z pewnością blondyn dostanie upomnienie od swoich sąsiadów za hałasy, ale na boga, było mi tak dobrze. Przeżywałam to pierwszy raz. Z Rinem nigdy nie uprawialiśmy seksu oralnego, przez co teraz odczuwałam lekki wstyd. Nigdy nie uważałam się za osobę pruderyjną, lecz znam siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że cała się rumienię.
Walczyłam o każdy oddech, co nie było łatwe. Doznania stawały się intensywniejsze. Orgazm był bliski. Czułam to. Zacisnęłam pięści na posłaniu, po czym zawyłam z rozkoszy. Doszłam. Słyszałam, jak spodnie wraz paskiem spadają na podłogę. Dźwięk ten był jak obietnica czegoś wspaniałego. Ekscytacja na nowo zagościła w moim umyśle. Poczułam na sobie ciężar ciała blondyna. Wpił się łapczywie w moje usta. Poczułam lekko słonawy smak. Mój smak. Ponownie ścisnął mój biust, po czym wbił się we mnie jednym, mocnym pchnięciem. Wygięłam się w łuk i wbiłam paznokcie w jego ramiona. Westchnął mi do ust, po czym zaczął się ruszać powoli. Również zaczęłam ruszać biodrami, dostosowując się do tempa, które narzucił. Dłońmi badałam jego umięśnione plecy, zadrapując od czasu do czasu ich nieskazitelną skórę. Przez chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy, które zamglone były pożądaniem, po czym schylił się, aby pieścić moją szyję. Przyspieszył doprowadzając mnie niemal do szaleństwa. Ugryzłam go delikatnie w ramię, dokładnie tam, gdzie został ślad moich pazurów. Mężczyzna zaczął jęczeć. Byliśmy na skraju spełnienia. Szybciej. Mocniej. Szybciej! Mocniej! Nasze krzyki przemieszały się ze sobą. Nic nie widziałam. Nic nie słyszałam. Rozdygotana, zawieszona między niebem a ziemią, oddychałam. Całą sobą skupiłam się na uczuciu spełnienia. Nie chciałam go wypuścić, lecz tak szybko się ze mnie ulatniało. Cieszyłam się chwilą, aż wróciłam do pokoju. W pomieszczeniu panowała pozorna cisza, która szybko minęła.
Kap, kap, kap. Deszcz obijał się o taflę szyby.
Aaach, aaach, aach. Stabilizowaliśmy nasz oddech.
Łóżko zaskrzypiało, gdy mój kochanek postanowił ze mnie wyjść i położyć się obok. Zanim jednak to zrobił, ściągnął prezerwatywę. Całe szczęście, że o tym pomyślał. Ja byłam tak zamroczona swoim pragnieniem, że nie myślałam o takich szczegółach.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nasze więzi stawały się coraz silniejsze. Widziałam w jego tęczówkach bezgraniczne zaufanie, całkowite uwielbienie, bezkresną ciekawość i dziecięcą radość, która znajdowała odzwierciedlenie w grymasie twarzy. Uśmiechał się tak pięknie, że grzechem byłoby nie odwzajemnić tego gestu. Gdy tak leżał, zauważyłam efekty swoich działań. Nieświadomie drapnęłam go również po szyi. Przybliżyłam się do niego, po czym musnęłam ranę ustami. To samo uczyniłam z resztą obrażeń. Nie przepuściłam ani jednej. Na końcu pocałowałam go w policzek.
- Idę do łazienki - przez chwilę próbował mnie namówić na jeszcze chwilę lenistwa, lecz byłam nieugięta. Wiedziałam, że ta chwila, przedłużyłaby się aż nadto, na co nie mogłam sobie pozwolić. Zebrałam po drodze bieliznę i zamknęłam się w pomieszczeniu. Pierwsze co zrobiłam, to sprawdzenie, czy Deidara nie pozostawił na moim ciele jakichkolwiek śladów podczas seksu. Patrzyłam to na przód, to na tył, lecz nic nie przyciągnęło mojej uwagi. Na szczęście. Rozgościłam się. Z szafki wyciągnęłam ręcznik i wskoczyłam pod prysznic, aby opłukać ciało. Uważałam też przy tym, aby nie zmoczyć włosów. Szkoda, że nie wzięłam frotki. Kąpiel była ekspresowa. Nie używałam żelu, bo nie chciałam "obco" pachnieć. Wolałam uważać na każdy szczegół. Wolałam, aby mój romans nie wyszedł na jaw. Wyszłam z łazienki, po czym chwyciłam ciuchy, które na siebie nałożyłam. Usłyszałam krzątanie się po kuchni, więc się tam skierowałam.
- Co robisz? - spytałam, opierając się o łuk ściany.
- O, już wyszłaś? - blondyn był w samych bokserkach. Miałam idealny widok na jego umięśnione plecy, które zostały przeze mnie naznaczone. Zrobiło mi się gorąco, więc odwróciłam głowę, aby tego nie widzieć. Nie ufałam sobie. Bałam się, że zaraz się na niego rzucę - Chciałem przygotować coś do jedzenia, ale nie spodziewałem się, że tak szybo się ogarniesz - kątem oka widziałam, że mi się przygląda.
- Cóż, lubię zaskakiwać - zaczęłam się drapać po karku. Kompletnie nie wiedziałam, jak mam się zachować - To co? Może teraz ty idź się ogarnij i zjemy coś na mieście? Kiepska ze mnie kucharka - cóż za niedopowiedzenie. Jestem beznadziejna w kwestiach związanych z domem.
- Nie może być aż tak źle - wierzył we mnie. Jak miło.
- Niewiele brakowało do tego, abym dwukrotnie spaliła dom - spojrzałam na jego twarz i nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zrobił wytrzeszcz, a to dopiero początek historii. Mimo wszystko odwróciłam wzrok. Wolałam nie utrzymywać dłuższego kontaktu wzrokowego - Raz, gdy zostawiłam frytki na gazie, bo podczas obierania ziemniaków skaleczyłam się w palec i musiałam iść to opatrzyć, więc pamiętaj - kobiety nie zawsze są perfekcyjne w wykonywaniu dwóch czynności na raz.
- A drugi? - dzielnie powstrzymywał śmiech, choć był na granicy wybuchu.
- Kojarzysz te wszystkie szybkie dania do przygotowania w mikrofali? - w odpowiedzi kiwnął mi jedynie głową - Pomyliłam ustawienia i zamiast na trzysta volt ustawiłam mikrofalówkę na siedemset pięćdziesiąt. Minuta dłużej, a ustrojstwo by mi wybuchło. Oczywiście kanapka się sfajczyła i zostałam bez obiadu.
- Yoki - wypowiedział moje imię z lekkim politowaniem, ale w głównej mierze był rozbawiony. Może to nie był dobry pomysł, aby dzielić się z nim tymi przeżyciami - Szaleję za tobą - moje źrenice powiększyły się, a serce zaczęło tłuc w piersi tak mocno, że aż mnie to bolało. Zupełnie jak po zażyciu energetyka - Naprawdę, ale proszę, nie próbuj niczego gotować pod moją nieobecność, dobrze? - nie zwróciłam uwagi, że żartuje sobie z mojej osoby. Nie robił tego, żeby mnie obrazić. Chciał mnie rozbawić. Przy okazji stanął przy mnie, opierając się jedną ręką o ścianę, tuż nad moją głową. Drugą dłonią chwycił mój podbródek, który delikatnie uniósł. Nie miałam wyboru. Musiałam na niego spojrzeć - Ale chętnie się tobą zaopiekuję - wyszeptał mi wprost do ust, w które się wpił. Rozwarł moje usta za pomocą kciuka. Pocałunek był delikatny, romantyczny. Byłoby idealnie, gdyby nie mój brzuch, w którym niespodziewanie zaczęło burczeć. Pięknie. Deidara oderwał się ode mnie z głośnym śmiechem - Idę się wyszykować, obiecuję, że się pospieszę i od razu pójdziemy coś zjeść - cmoknął mnie w czoło, poczochrał włosy i zniknął w łazience. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Z całych sił starałam się opanować nerwy mojej twarzy, lecz to nie działało. Gdy tylko zrobiłam podkówkę, kąciki ust od razu unosiły się w górę. Nie miałam szans na wygraną. Byłam tak mocno szczęśliwa.
Zanim wyszliśmy z jego mieszkania, przyparł mnie mocno do drzwi wyjściowych. Położył swoje ręce na moich biodrach i pocałował delikatnie, krótko. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i uśmiechnęliśmy się jak dzieci. W moim brzuchu latały stada motyli, które trudno było ignorować. Z żalem opuściłam przystań blondyna. Chętnie zostałabym dłużej, lecz nasza zbyt długa nieobecność mogłaby być podejrzana. Schodząc kilka pięter w dół trzymaliśmy się za ręce, Puściliśmy się dopiero przy wyjściu z kamienicy. Nie poszliśmy na obiecany obiad. Zamiast tego wsiedliśmy do auta. Nie pojechaliśmy prosto do siedziby. W drodze zahaczyliśmy o kilka miejsc widokowych, przy których robiliśmy sobie zdjęcia. Nie rozmawialiśmy dużo. Zamiast tego wspólnie śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Myślę, że nie odzywaliśmy się do siebie, bo chcieliśmy się nacieszyć swoją obecnością. Słowa były niewskazane. W końcu musielibyśmy zejść na ziemię i wrócić do rzeczywistości, w której jestem nieosiągalnym dla Deidary celem. Mam narzeczonego, którego nie kocham. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Nie raz powiedziałam Rinowi te dwa ważne słowa, lecz nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, co i jak wiele one znaczą. Owszem, wydawało mi się, że darzę go tym uczuciem, ale tak ja już mówiłam - wydawało. To, jak czuję się przy Rinie, a przy Deidarze - to zupełnie tak, jakby porównać dzień do nocy. Myślę, że przy Matsuoce trzymało mnie przyzwyczajenie. Owszem, lubiłam go, ale nie byliśmy sobie przeznaczeni. On nie lubił tańca, ja pływania. Ilość niezręcznej ciszy, która zapadła między nami jest wręcz nie do policzenia. Przy blondynie nie muszę planować rozmowy, mówię co chcę. Z narzeczonym mam odwrotnie, bo w przeciwnym razie zawsze zapadnie ta cholerna cisza bądź wybuchnie kłótnia. Nie zawszę mogę być sobą - aby naszym klanom żyło się dobrze, muszę się korzyć przed Rinem, czego nienawidzę. To ja jestem osobą, wokół której powinno się skakać nie na odwrót. W tym przypadku byłam całkowicie zdominowana, a ja kocham mieć władzę. Czuję, że spotkanie z Deidarą otworzyło mi oczy. W ciągu tych czterech lat związku z Matsuoką bardzo się zmieniłam. Z chamskiej, ambitnej i pewnej siebie kobiety przeobraziłam się w potulną, zgadzającą się na wszystko dziewuchę, która nie potrafi o siebie zawalczyć. Przez Uchihów straciłam możliwość na swoją młodzieńczą, prawdziwą miłość, lecz spoglądając na blondyna, który ze skupieniem patrzył na drogę, czułam, że nadrabiam zaległości.
- Co jest maleńka? - spytał, gdy zauważył, że mu się przyglądam. Położył mi rękę na kolanie, które delikatnie pomasował okrężnymi ruchami.
- Nie chcę wracać - zmarszczył brwi i siedział cicho. Po jego twarzy przebiegło wiele grymasów, jakby przypomniał sobie kilka rzeczy na raz.
- Więc ucieknijmy razem - odpowiedział po chwili, jakby z nadzieją. Chwyciłam jego rękę, którą przybliżyłam do warg i ucałowałam. Odłożyłam ją na kolano, lecz dalej mieliśmy splecione dłonie. Chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie brzmiał jego pomysł.
Z bólem serca wyszłam z auta, poszłam zdać Madarze raport, po czym poszłam do siebie. W pokoju zastała mnie pustka. Niepotrzebnie się spieszyliśmy. Rin wrócił trzy godziny po mnie. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Udawałam, że śpię.
Cholera, jak ja bardzo żałuję, że poszłam z nim do łóżka. To istna katorga przechodzić obok niego, lecz nie móc go pocałować, dotknąć. Moje ciało i dusza usychały z tęsknoty za nim. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mieszkamy dwa pokoje od siebie. Tak blisko, a tak daleko. Za każdym razem, gdy dochodzi do sytuacji, gdzie mamy zostać sam na sam w siedzibie - uciekam. Nie ufam sobie na tyle, aby pozwolić sobie na tak ryzykowne posunięcie. Gdybym została z nim sama, rzuciłabym się na niego, a istniało prawdopodobieństwo, że ktoś nas nakryje. Po pozytywnych opiniach, jakie wystawiłam Deidarze u Madary, nie byliśmy na żadnej misji razem. Tak minął mi miesiąc. Wszystko mnie wkurzało, byłam wiecznie rozdrażniona. trochę jak tykająca bomba - nigdy nie było wiadomo, kiedy wybuchnę. Przez moje humorki pokłóciłam się z Rinem raz, a porządnie. Oczywiście całą winę zwaliłam na niego. Na jego potajemne spotkania z Mei. Triumfowałam, bo po raz drugi to on przepraszał mnie, nie na odwrót. Powracałam do swojego dawnego wcielenia. Stawałam się zimną suką walczącą o siebie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia z powodu zdrady, wręcz przeciwnie. Czekałam na moment, w który uda mi się wyrwać sam na sam z Deidarą poza siedzibą, aby oddać się w jego objęcia - aby ugasić pragnienie, którego Rin nie jest w stanie ze mnie wydobyć, lecz jak na złość, nigdy nie ma takiej sposobności. Dostawaliśmy misje osobno, choć słyszałam, że ma się to zmienić, ponieważ ostatnio mieliśmy problemy z policją. Większość naszych ludzi niemal została aresztowana. Na szczęście dali radę uciec, choć mówili, że wyglądało to tak, jakby gliny wcześniej wiedziały, gdzie mają się udać. Mnie na szczęście to nie spotkało, ale żeby zwiększyć nasze szanse mamy pracować w parach. Jedna osoba będzie robiła za "zwiadowcę". Nie nastawiam się jakoś optymistycznie na tę propozycję - Madara pewnie przydzieli mi Matsuokę. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Dostałam sms'a.
"Rusz swoje cztery litery i łaskawie przyjdź do mnie. Mam dla ciebie misję" - elokwencja mego kuzyna potrafi nie raz powalić na kolana. Zwlekłam się z łóżka i powłócząc nogami dotarłam do gabinetu szefa. W środku znajdował się również - ku memu zaskoczeniu - Deidara. Również się mnie nie spodziewał, bo uniósł brwi do góry. Szok szybko minął, bo uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Czuję, że to będą dla mnie tortury. Pragnę go.
- Mam dla was misję. Nie należy ona do łatwych, bo macie na nią mało czasu - już mi się podoba - Na początku mieli ją wykonać Kagami i Naki. - może mi się wydawało, ale Deidara wyglądał na zdenerwowanego po tym, jak usłyszał imiona moich kuzynów. Nie wiem... Wolałam słuchać dalej - Niestety z pewnych przyczyn musieli z niej zrezygnować. Mieli na nią dwa tygodnie, natomiast wy macie niecałe dwadzieścia cztery godziny - wybałuszyłam oczy. Nie spodziewałam się tak małej ilości czasu - Wiecie, nasz klient, nasz pan - rozłożył bezradnie ręce, wręczył papiery i zaczął czytać inne dokumenty. Rozmowę uważał za zakończoną. Bez zbędnych komentarzy wyszliśmy z gabinetu. Kurde! Tam czułam się bezpiecznie, a teraz jesteśmy całkowicie sami. Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam do przodu.
- Chodźmy do kuchni - rzuciłam, lecz nie usłyszałam za sobą żadnych kroków. Ku memu zaskoczeniu, poczułam szarpnięcie za rękę. Blondyn przyciągnął mnie do siebie. Zacięcie unikałam jego spojrzenia. Skupiłam się na czubkach swoich butów, w wyniku czego uniósł mój podbródek w górę. Spoglądałam przez to na ścianę. Bałam się zobaczyć, co kryją jego oczy.
- Spójrz na mnie - nie zareagowałam - Proszę - cholera, ta prośba była tak nacechowana emocjami, że nie sposób było jej nie wypełnić. Z miną zbitego psa, skierowałam na niego swój wzrok - Nie traktuj mnie tak, jakbyś mnie nie znała. Dłużej tego nie zniosę - zdziwiłam się, nie sądziłam, że mnie tak odbiera. Poczułam wyrzuty sumienia tak wielkie, że byłabym w stanie się rozpłakać.
- Ja nie... - zaczęłam, lecz nie było dane mi skończyć, ponieważ mnie pocałował. W sumie nie wiedziałam, co chcę powiedzieć. Do diabła z tym. Błękitnooki całował mnie tak nachalnie, agresywnie. Przelał na mnie wszystkie swoje emocje. Od złości i irytacji aż po czułość. Mury stawiane prze ze mnie od miesiąca powoli się rozsypywały i wiedziałam, że jeśli zaraz tego nie skończę, to runą całkowicie. Co prawda czułam się wyjątkowa, dreszcze przechodziły przez całe moje ciało, a w podbrzuszu budziło się bolesne pożądanie, które od ostatniego miesiąca nie było zaspokojone. Traciłam nad sobą kontrolę. Nie mogę sobie na to pozwolić. Z trudem otworzyłam oczy i próbowałam go od siebie odepchnąć, lecz trzymał mnie zbyt mocno. Westchnęłam mu wprost do ust, po czym uszczypnęłam mocno w ramię. Nie spodziewał się tego posunięcia z mojej strony. Dalej był zamroczony i widać było, że nie wie, co się dzieje. Byłam roztrzęsiona. Nie wiem co mam kurwa robić.
- Czekam w kuchni - nie wytrzymałam napięcia. Pobiegłam do wymienionego pomieszczenia. Tak po prostu. Uciekłam. Nie zwracałam uwagi na to, że chłopak mnie woła. Nie mogę. Nie, nie możemy tak ryzykować. Tu już nawet nie chodzi o mnie, ale o niego. Nie wiem, co by mu zrobili, gdyby nasz romans wyszedł na jaw.
Wszedł do środka po kilkunastu minutach. Widocznie musiał ochłonąć, co było mi na rękę. Przynajmniej zdążyłam zapoznać się ze zleceniem i obmyślić plan. Wyjaśniłam jego zadanie. W sumie niewiele miał do roboty, bo musiał tylko wypatrywać, czy w pobliżu nie ma policji. Brudna robota należała do mnie.
- Maleńka - zwrócił na siebie moją uwagę - Zamiast się dąsać lepiej się uśmiechnij - całe szczęście nie był na mnie zły za wcześniejszą sytuację. Wykonałam jego polecenie - Tak lepiej - w dobrym nastroju wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Zaparzyłam sobie kawę i zaczęłam analizować całą sytuację. W sumie wina leżała po jego stronie, nie po mojej. To on mnie pocałował, a nie na odwrót, więc niepotrzebnie tak się zamartwiałam. No i miał dobre podejście do sprawy. Spodziewałam się, że będzie wściekły, czy coś, tymczasem zachował się dojrzale. Nie miał do mnie pretensji, za co byłam wdzięczna, bo zostałam z czystym sumieniem. Prawie.
Udawaliśmy parę, co wcale nie było takie trudne, zważając na otaczające nas warunki. Szliśmy przy plaży, nocą, gdy na niebie panowała połowa księżyca. Dodatkowym oświetleniem były uliczne lampy. Nasz cel znajdował się w kamienicy tuż przy drodze, którą spacerowaliśmy. Nie widząc nikogo wokół, weszliśmy do środka. Mieszkanie znajdowało się na parterze, więc obyło się bez zbędnych hałasów, które wydawałyby schody. Jedynym dźwiękiem był szczęk zamka. Dla niepoznaki, Deidara wszedł ze mną do środka i czatował przy oknie, sprawdzając czy nie ma żadnych patroli policyjnych. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że nie jest sobą. Chodził rozkojarzony, nie zawsze reagował, gdy coś do niego mówiłam. Może jednak nie mógł się pogodzić z dzisiejszą sytuacją. Martwiłam się, lecz teraz musiałam się skupić na zleceniu. Mam za zadanie zgrać pliki odnośnie projektu budowy centrum handlowego. Jedna z firm, która bierze udział w przetargu chce wiedzieć, co planuje ich najgroźniejszy przeciwnik. Znalazłam komputer stacjonarny, który odpaliłam. Oczywiście wymagane było hasło. Nie znałam go, ale współpracujemy ze świetnym hakerem, który wgrał na pendriva odpowiednie programy, które zapewniały mi dostęp do potrzebnych dokumentów. Pliki zaczęły się zgrywać. Według okienka, które wyskoczyło, zajmie to trzy minuty. Byłam w innym pomieszczeniu niż blondyn, więc podeszłam do przejścia, skąd miałam na niego dobry widok. Coś z nim było naprawdę nie tak. Kompletnie nie wyczuł mojej obecności, co było wręcz niedopuszczalne. Na tego typu akcjach powinien być maksymalnie skupiony i wyczulony, a ten bujał w obłokach, przyglądając się widokom zza okna. Wyglądał jak posąg, więc nieco się przestraszyłam, gdy gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
SKYFALL
- Szybko, spadamy. Gliny przyjechały - zimy pot oblał moje ciało. Na usta cisnęły mi się pytania typu: ale jak? jak to jest możliwe? Nie powiedziałam jednak nic. Zastygłam dosłownie na kilka sekund patrząc na Deidarę jak na debila. Nieraz miałam takie zawiechy i teraz mi się taka trafiła. W najgorszym możliwym momencie. Oprzytomniałam i pobiegłam po przenośną pamięć, wyłączając komputer głównym guzikiem. Nie bawiłam się w prawidłowe wyłączanie systemu. Podbiegłam do partnera, który już wyskakiwał przez okno. Ruszyłam w ślad za nim. Gdy byłam na parapecie, drzwi do mieszkania zostały wyważone. Wykonałam skok i biegłam tuż za blondynem, a za nami pościg wrzeszczących policjantów. Nie powiem, lubię adrenalinę, ale po ostatnich przeżyciach nie jest mi ona na rękę. Poza tym, po raz pierwszy jestem tak bliska więzienia, więc muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby się tam nie znaleźć. Dogoniłam Deia. Biegliśmy ramię w ramię, po czym zaczęłam go wyprzedzać. Znałam tę okolicę, więc lepiej, abym to ja wyznaczyła szlak. Odwróciłam się jeszcze i zobaczyłam, że mamy miażdżącą przewagę nad policjantami.
- Stój bo strzelam! - usłyszałam groźbę, lecz nie wzięłam jej na poważnie. Wbiegłam w zakręt, gdy usłyszałam wystrzał. Mimowolnie krzyknęłam, a serce zaczęło wybijać szalony rytm. Z ulgą zobaczyłam blond czuprynę i już miałam biec dalej, gdy mężczyzna nagle się przewrócił, jęcząc z bólu. Podbiegłam szybko do niego, aby sprawdzić obrażenia.
- Gdzie? Gdzie dostałeś? - z ledwością wypowiedziałam pytania przez ataki dławiącego szlochu.
- W nogę - warknął przez zaciśnięte zęby. Pościg był coraz bliżej - Uciekaj!
- Nie, nie, nie, nie, nie zostawię cię - nie mam pojęcia jakim cudem dałam radę powtórzyć tyle razy to samo słowo, ale nie chciałam go puścić. Bałam się o jego obrażenia.
- Uciekaj kurwa! Rozumiesz? Uciekaj natychmiast! - był w amoku. Nikt nigdy tak się na mnie nie wydarł. Wystraszyłam się jego krzyków oraz odgłosów policji. Nie potrafiłam opanować łez. Z bólem serca puściłam jego ramię i pędem pognałam przed siebie, w ciemną uliczkę. Niewiele brakowało, a policja zauważyłaby, gdzie się schowałam. Dla większego bezpieczeństwa wdrapałam się na murek, a z niego na dach, aby mieć widok na blondyna. Byłam niewidoczna dla większości par oczu. Tylko jedna z nich bacznie skanowała okolicę, aż natrafiła na moje, zielone. Chciałam, aby wiedział, że jednak go nie opuściłam, że go wspieram. Widziałam jak dwóch funkcjonariuszy zostaje z Deidarą. Reszta poszukiwała mnie. Ciężko było mi patrzeć na to, co ma nastąpić. Kajdanki i te sprawy. Szykowałam się na tradycyjną regułkę, jaką się wymawia przy aresztowaniu, lecz to, co usłyszałam było jeszcze gorsze.
- Deidara, nic ci nie jest? - przecież policjanci nie powinni go znać, prawda? - Cholera, celowałem w tego drugiego, ale nasunąłeś się na linię ostrzału - jeden z funkcjonariuszy odszedł na bok i zadzwonił po pogotowie - Cholera i pomyśleć, że byliśmy tak blisko, aby dorwać kogoś z Uchihów. Za poświęcenie dla pracy na pewno dostaniesz podwyżkę - patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Blondyn był wtyką? Przez ten cały czas nas oszukiwał? Wykorzystał mnie, a ja głupia wierzyłam, że być może mnie kocha. Nie mogłam powstrzymać zaprzeczającego ruchu głowy. Przykryłam dłonią usta, aby nie wydać żadnego dźwięku. Nowa fala łez napłynęła mi do oczu, od razu wypływając na twarz. Moje serce rozleciało się na kawałeczki. Zupełnie jak lustro, które roztrzaska się o podłogę. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował. Cała zdrętwiałam. Nie mogłam znieść tego, że ten oszust patrzy się teraz na mnie. Nie wiem, czemu mnie jeszcze nie wydał, ale nie mam zamiaru czekać, aż sobie o tym przypomni. Może to infantylne, ale pokazałam mu środkowy palec. Nie obchodziła mnie jego reakcja. Z trudem zeszłam z dachu tak, aby nie wydać jakiegokolwiek dźwięku i jakimś cudem mi się to udało. Szybkim marszem oddaliłam się od miejsca wypadku. Nie biegłam, aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Wystarczyło już to, że byłam cała zaryczana. Nie wiedziałam, co zrobić. Deidara miał kluczyki od samochodu, więc nie miałam jak wrócić do dziupli.
W bezpiecznej okolicy, gdzie nie powinno być policji, zadzwoniłam po Rina. Słysząc jak bardzo jestem roztrzęsienia, musiał od razu wsiąść do samochodu i złamać wszystkie zasady ruchu drogowego, bo był na miejscu już po piętnastu minutach, gdzie normalnie zajmuje to dobre pół godziny. Nie pamiętam jak wgramoliłam się do samochodu. Nim się obejrzałam, już byliśmy w połowie drogi. Zasnęłam.
Za każdym razem gdy się budziłam, wybuchałam niekontrolowanym płaczem. Dusiłam się, krztusiłam i trzęsłam. Nikt nie mógł mnie uspokoić, więc za którymś już z kolei razem wstrzyknęli mi środki usypiające. Po kilku przespanych godzinach obudziłam się na dobre. Rozejrzałam się dookoła. Byłam u siebie. Na stoliku nocnym stał zegarek, który wskazywał kwadrans po jedenastej. Przespałam ponad dziesięć godzin. Do pokoju weszli Rin z Itachim.
- Jak się czujesz? - beznadziejnie zagubiona. Nie wypowiedziałam jednak tego na głos. Fioletowowłosy usiadł za moimi plecami i przyciągnął do siebie, więżąc mnie w swoim uścisku, natomiast kuzyn usiadł w moich nogach, kładąc dłoń na moim kolanie w akcie współczucia. Gdybym mogła, płakałabym, ale nie miałam już czym - Co się stało? - usłyszałam szept tuż przy uchu, który sugerował, że nie od razu muszę odpowiadać. Obaj mężczyźni byli wyrozumiali i nie domagali się od razu odpowiedzi. Nie mogłam im powiedzieć prawdy. Na samą myśl wkopania Deidary zrobiło mi się niedobrze. Nagle poczułam do siebie odrazę. Jestem w objęciach świetnego faceta, który też musiał wiele się wyrzec dla naszego związku, a ja nie potrafiłam tego docenić, bo zakochałam się w innym. Odsunęłam od siebie narzeczonego. Widziałam, że jest zaskoczony i lekko zawiedziony, ale lepiej będzie, jeśli zacznę się od niego izolować. Nie chciałam ich okłamywać, lecz nie mogłam wszystkiego powiedzieć.
- Oni... - wyjąkałam - Oni, go złapali - strasznie pociągałam nosem podczas mówienia - I postrzelili w nogę. Zostawiłam go, bo kazał mi uciekać - nie dałam rady nic więcej wykrztusić, bo na nowo zaniosłam się płaczem. Trzęsłam się w ponownym uścisku Matsuoki. Czułam jego zapach. Nie potrafiłam go od siebie odepchnąć. Potrzebowałam wsparcia i bliskości drugiej osoby, lecz jedna myśl nie dawała mi spokoju. To blondyn powinien być na miejscu Rina. To z nim chciałam dzielić swoje życie, a on wykorzystał mnie w tak bezczelny sposób.
- Ciii, uspokój się - próbował uspokoić mnie szeptem, gładząc moją głowę i kołysząc mną jak dziecko. Ponownie zapadłam w głęboki sen.
Przez blisko dwa tygodnie spałam. Budziłam się jedynie tylko po to, aby skorzystać z łazienki lub żeby coś zjeść i wypić. Byłam wrakiem człowieka, lecz nikt nie zwracał mi uwagi, że powinnam wziąć się w garść. Wszyscy myśleli, że obwiniam się o to, że złapano blondyna, oraz że go zostawiłam. Nic bardziej mylnego. Próbowałam pielęgnować w sobie nienawiść do tego dupka. Nie mogłam przeżyć tego, że dałam się tak oszukać. Wydawało mi się, że byłam dla niego kimś wyjątkowym. Przysłowiowym pępkiem świata. Tymczasem chodziło o wkupienie się w łaski naszego klanu. Przy okazji dobrze się zabawił. Tyle, że przy wspomnieniu wszystkich spędzonych wspólnie chwil cała złość ulatniała się. Pozostawał tylko żal. Nie potrafiłam go nie kochać. Pierwszy raz czułam coś takiego, lecz chciałam się tego pozbyć. Potrząsnęłam głową. Ni chcę się już tym więcej zadręczać. Wstałam, poszłam się wykąpać i ogarnąć. Z nowymi, choć nikłymi siłami wyszłam do swojej rodziny, która znajdowała się w salonie. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na ducha. Nie spodziewali się mnie zastać na nogach.
- Co robicie? - zadałam pytanie w przestrzeń. Wśród obecnych wyłapałam postać Madary, na której postanowiłam się skupić - I jak tam ogarnęliście wszystko beze mnie?
- Było ciężko, ale dawaliśmy radę - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco - Dobrze cię widzieć w takim stanie - widziałam, że martwił się o mnie. Wielokrotnie mnie odwiedzał, lecz udawałam, że śpię. Wolałam uniknąć przesłuchania z jego strony, bo niechcący mogłabym udzielić zbyt wiele informacji.
- Taaa - westchnęłam - Dosyć z użalaniem się nad sobą - kłamałam, ale uświadomiłam sobie, że leżenie w łóżku nic mi nie da. Muszę żyć dalej.
- Jesteś gotowa na misję? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie spodziewałam się, że od razu mnie gdzieś puści. Widać moje zdanie podzielało wielu Uchihów, bo większość wlepiła w niego swoje ślepia.
- O niczym innym nie marzę. Już mam dosyć tego lenistwa - uśmiechnęłam się do niego sztucznie - Wynudziłam się jak mops - im więcej gadałam, tym bardziej byłam przekonywująca. Słynęłam z niezamykającej się buzi, więc zbyt mała ilość słów byłaby podejrzana.
- To dobrze, bo w przyszłym tygodniu wszyscy bierzemy udział w zespołowej misji - o! To nowość. Dobrze, że ogarnęłam się na czas.
- Jakieś szczegóły?
- Dowiedzieliśmy się z pewnych źródeł, że policja posiada w swoich szeregach tajne służby. Ludzie, którzy do niej należą, praktycznie nie istnieją, ponieważ jedyne dokumenty na ich temat, to ręcznie zapisane karty z dołączonymi zdjęciami. Nie ma o nich żadnych zapisów w komputerach. Wszystko to znajduje się w najmniej przypuszczalnym miejscu. Na posterunku policji, gdzie nikt nie ma dostępu do środka, poza najwyżej postawionym gliną - no jasne, najciemniej jest zawsze pod latarnią - Służby te mają za zadanie przenikać do zorganizowanych grup przestępczych i rozpracować ich. Żeby uniknąć przyjęcia do swoich szeregów wtyki, chcemy zdobyć te akta. Wiesz, strzeżonego i tak dalej - mrugnął do mnie. Nie zauważył mojej zmiany nastroju. Teraz przynajmniej wiem, jak Deidarze udało się do nas dołączyć. Każdy kandydat spoza rodziny jest sprawdzany w bazie danych. Przeszłość, powiązania z policją - czy był notowany, czy nie.
Stałam przed drzwiami mieszkania z zawieszoną w powietrzu ręką. Bałam się zapukać. Niby miałam dużo czasu na przemyślenia, ale nie wiedziałam czy podejmuję słuszną decyzję. Przegryzłam wargę i zaśmiałam się w duchu. Przecież to tylko rozmowa, prawda? Nie potrafiłam się jednak wyluzować przez świadomość, że od tej właśnie rozmowy będzie zależeć całe moje życie. W końcu tu przyszłam, czyż nie? Kości zostały rzucone. Moja pięść zetknęła się z drewnianą powierzchnią, wydając charakterystyczny dźwięk. Powtórzyłam czynność dwa razy po czym odwróciłam się na pięcie. To nie ma sensu. Chciałam uciec, lecz silne ramiona objęły mnie od tyłu. Moje serce na nowo zaczęło krwawić. Musiałam opanować duszności, co nie było łatwe, przez czucie ciepła drugiej osoby.
- Wytłumacz mi się - rzuciłam w przestrzeń, lecz zdawałam sobie sprawę z tego, że mężczyzna to słyszy. Wciągnął mnie do swojego mieszkania. Poddałam się bez żadnego "ale". Bez protestu. Usłyszałam szczęk zamka. Zaczęłam się zastanawiać, czy podjęłam dobrą decyzję przychodząc tutaj. Pocałował mnie w kark, na co włosy stanęły mi dęba. Było to dla mnie zbyt gwałtowne dlatego, że wykonał ten gest bez żadnego uprzedzenia. Mimo wszystko, dzięki temu oprzytomniałam - Puść mnie.
- Nie - zaprotestował, czym mnie zdziwił. Nie spodziewałam się nieposłuszeństwa z jego strony. Nie po tym, co mi zrobił.
- To nie była prośba, Deidara. Puść mnie - uniosłam głos, choć do krzyku wiele mi jeszcze brakowało.
- Dobrze, ale obiecaj mi najpierw, że mnie wysłuchasz - gdyby nie to, że więzi mnie w objęciu, pewnie zaśmiałabym mu się w twarz. Musiało mi wystarczyć jedynie parsknięcie.
- Przecież tu jestem - włożyłam w to nieco więcej jadu, niż zamierzałam.
- Przyjść to jedno, ale faktycznie wysłuchać, to drugie - w sumie ma racje, czego na głos nie przyznam. Zaczęłam nastawiać się bojowo, więc większość istotnych szczegółów bym pominęła. Mogłabym się skupić na tych rzeczach, które nadałyby mi inne światło na całą sprawę, choć trudno być w tej sytuacji obiektywnym. Cóż, spróbuję.
- Obiecuję - puścił mnie, po czym pokuśtykał przodem do salonu. Weszłam do środka zaraz za nim. Stał tyłem do mnie, tuż przy łóżku.
- Przepraszam - do cholery! Nawet nie potrafił mi tego powiedzieć prosto w oczy.
- Za co? Za to, że mnie wykorzystałeś? - niech cierpi, tak, jak cierpiałam ja - Czy może za to, że mnie okłamałeś, wystawiłeś moją rodzinę, udawałeś kogoś, kim nie jesteś? - wyliczałam - Dobrze się bawiłeś?
- Myślisz, że to było takie łatwe? - wkurzył się, choć to ja jestem poszkodowana. Nie on - Dostałem rozkaz przeniknięcia do waszego klanu. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufaliście, lecz przez to zacząłem się do was przywiązywać. To z tobą spędzałem najwięcej mojego czasu - odwrócił się do mnie przodem - Nie robiłem tego dla misji, tylko dlatego, że chciałem przebywać jak najdłużej w twoim towarzystwie. Minęło kilka dni, a zapomniałem o swoim zadaniu. Najgorsze było to, że czułem się tak, jakby moje miejsce było właśnie przy was. Przy tobie - byłam w szoku, nie spodziewałam się takiego wyznania. Całą siłą woli musiałam się powstrzymywać, aby nie rzucić mu się w objęcia. Szybkie bicie serca oraz motylki w brzuchu wcale mi zadania nie ułatwiały - Później trafiła nam się pierwsza wspólna misja. To było niesamowite, tyle emocji. Pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć i gdy leżeliśmy chwilę w moim łóżku, czułem, że to właśnie jest to. Chcę się z tobą budzić, zasypiać, dzielić najważniejsze chwile mojego życia - chciałam coś powiedzieć, lecz na to nie pozwolił - Wiem, że to wydaje ci się nierealne, że po tak krótkim czasie można się w kimś zakochać, ale trafiło mnie. Nigdy nie spotkałem kogoś tak zadziornego, odważnego, lubiącego adrenalinę, a przy tym pięknego, wrażliwego, miłego no i nie raz wrednego - zaśmiałam się przez łzy. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać - I gdy było tak dobrze, to nagle ściągnięto mnie na ziemię. Szefowie się odezwali, musiałem wrócić do swojego zadania. Dowiadywałem się kto i kiedy ma misje. Wszystkie te informacje udostępniałem policji z wyjątkiem tych o tobie i szlag by to trafił, bo podałem wszystkie szczegóły o napadzie Kagamiego i Nakiego, który jednak przypadł nam. Nie miałem jak tego cofnąć, więc przyjąłem na siebie kulkę, która była przeznaczona dla ciebie. Tylko tak mogłem odpokutować.
- Dlaczego więc się do mnie nie odezwałeś?
- Przez to, jak na mnie wtedy spojrzałaś. Myślałem, że nie mam szans. Uważałem, że mnie nie wysłuchasz, ale cieszę się, że przyszłaś - milczałam, zastanawiając się, co powinnam zrobić - Powiedz coś proszę. Ta cisza mnie dobija.
- Czyli to prawda, że należysz do tajnych służb policji?
- Tak.
- I to, że nie ma o was żadnych danych w komputerach to też prawda? Wszystkie akta są zapisane ręcznie i trzymane w jednym z zamkniętych na klucz pomieszczeń komendy, do którego dostęp ma najwyżej postawiony glina na posterunku, tak? - blondyn ewidentnie był zdziwiony.
- Tak, ale jakim cudem zdobyłaś te informacje? - odwróciłam się do tyłu, aby oprzeć się o szafkę i pomyśleć. To wszystko komplikowało sprawę. Przychodząc tutaj, miałam nadzieję, że jednak nie jest tajniakiem. Skoro to prawda, to moje kłamstwo o pojmaniu niebieskookiego wyjdzie na jaw, gdy tylko Madara dorwie się do policyjnych plików. Z góry wiedziałam, że żadna akcja odbicia Deidary nie będzie realizowana, więc nie bałam się o to, że ktoś pozna prawdę. Teraz jednaj jest inaczej. Muszę się włamać do środka, przed moją rodziną, aby ochronić mojego ukochanego. Zemsta Uchhów jest potworna i istnieje mało osób, którym bym jej życzyła. Westchnęłam i otworzyłam oczy, aby znaleźć jakąkolwiek inspirację na pomysł, lecz na wysokości moich źrenic znalazło się coś, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi.
- Więc nie tylko ty jesteś zdrajcą, co? - cofałam się powoli w tył. Zupełnie tak, jakby zdjęcie miało mnie zaraz zaatakować. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie chciałam im zaufać. Ile bym dała za to, aby móc to wszystko zwalić na jakąkolwiek wadę wzroku, lecz nie mogłam. Zdruzgotana przeczesałam włosy szukając jakieś innej rzeczy, której mogłabym się uczepić.
- Nie wiń go za jego wybór - byłam na tyle blisko, że przyciągnął mnie do siebie. Usiadł wraz ze mną na łóżku, tyle że ja umiejscowiona byłam na jego kolanie - Nie powiedział ci tylko dlatego, że nie chciał, abyś była rozdarta między nim, a rodziną. Nie byłabyś obiektywna znając prawdę. Albo byś nim gardziła, albo wspierała i poszła w jego ślady, a tego wolał uniknąć - starł krople z mojego policzka. Zauważyłam, że przez ostatni czas stałam się bezradną beksą - Wiesz, nie raz życie w niewiedzy jest lepsze, niż mieć świadomość rzeczy, które postawiłyby cię przed trudnymi decyzjami. Chciał ci ich zaoszczędzić.
- Zrobił to bez mojej zgody! Oczywiście, że stanęłabym po jego stronie - kurde! Zorientowałam się, że niezła ze mnie hipokrytka. Deidarze nie przebaczyłabym tak od razu - Jeśliby mnie poprosił, to nie zrobiłabym tego co on.
- Ale chcąc nie chcąc, nie wiedziałabyś, jak masz się zachowywać względem rodziny - nie. W tym przypadku byłabym wierna, bo kocham go bardziej niż resztę rodziny.
- Ale nie rozumiem. Dlaczego to zrobił?
- Bo nie chciał być taki, jak wszyscy. Chciał coś zmienić. Dobrze go znasz i wiesz, że jest wyczulony na ludzką krzywdę. Poza tym nie było dnia na uczelni, aby nie wspominał o tobie czy Sasuke. Chciał was chronić, dlatego też wybrał sobie za pomocnika mnie. Z góry powiedział, że jesteście jedynymi osobami, o których działalności nie wolno mi wspominać.
- Nigdy nie chciałam takiego poświęcenia od Itachiego. Nie prosiłam go o to. Rozumiesz?
- Rozumiem, a czy ty rozumiesz, że właśnie dlatego ci nie powiedział? Spójrz prawdzie w oczy. Jest utalentowany, ale nie nadaje się na złodzieja. Jest zbyt dobry na to, a waszą rodzinę traktuje tak tylko dlatego, że nie dają wam wyboru. Z góry wam narzucono to, że musicie kraść. A tobie? Tobie wmusili narzeczonego. Rodzina tak się nie zachowuje - blondyn miał rację. Mimo wszystko jestem zła na siebie, że nic nie zauważyłam. Przecież tyle rzeczy na to wskazywało. No i jeszcze sami się przyznali, że studiowali razem, gdy Deidara był werbowany w nasze szeregi. Przez targające mną emocje nie myślałam logicznie, więc nie skojarzyłam faktów. Widocznie razem uczyli się na tajniaków. O nie!
- Czyli akta Itachiego też się tam znajdują? - przez te wyjaśnienia trochę zeszliśmy z głównego tematu. Całkowicie zapomniałam o misji. Blondyn jedynie przytaknął - To niedobrze - odpowiedziałam przerażona - Za kilkanaście godzin Madara chce się włamać na policję i wykraść wszystkie dokumenty o was. Przyszłam do ciebie, aby się upewnić, czy należysz do tych służb, bo chcę zabrać stamtąd pliki twoje i teraz też Itachiego. On nie może się o was dowiedzieć. Tyle, że najpierw muszę wykraść klucz od... - zacięłam się. Nie pamiętałam imienia policjanta, który ma potrzebny mi przedmiot.
- Od Hidana - podsunął na co tylko przytaknęłam - Pomogę ci - nie byłam co do tego przekonana.
- Na pewno?
- Jesteśmy dobrymi kumplami, więc nie będę się musiał specjalnie wysilać, aby wykraść mu klucz. Poza tym nie chcę, abyś wykorzystywała na nim swoich wdzięków - uśmiechnął się do mnie, po czym ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi. Miło było czuć jego zapach, obecność i wsparcie. Ucałowałam czubek jego głowy.
- Dzięki.
- Co zrobimy po napadzie?
- Nie wiem, nie zastanawiałam się - bo nie wiedziałam, jak potoczy się nasza rozmowa. Wolę jednak to przemilczeć.
- Może gdzieś wyjedziemy? - jego ciepły oddech łaskotał moją skórę, co nie pozwoliło mi się całkowicie skupić.
- Dokąd? - to nie był zły pomysł. W Konoha nie będziemy mieli zbyt wielkiej swobody, zważając na to, że zamierzam przerwać zaręczyny. Praca blondyna też nie jest nam na rękę.
- Może Ame?
- Ale tam ciągle pada deszcz - zaprotestowałam.
- Suna?
- Na początek może być - podejrzewam, że to z radości, bo wessał się w moją szyję, przy czym jedną wolną ręką zaczął delikatnie masować moją pierś przez ciuchy. Drugą trzymał na moim biodrze. Westchnęłam, lecz póki potrafiłam zachować zdrowy rozsądek oderwałam go od szyi, przy czym schwytałam go za włosy, wyginając jego głowę w tył - Najpierw klucz, kochanieńki, potem nagroda - pocałowałam go, gdy zrobił minę na obrażonego chłopca. Udobruchałam go tym, więc ze spokojem mogliśmy się udać do samochodu. W drodze uzgodniliśmy, że wykonamy tylko kopię klucza, zamiast go zabierać. W końcu to ma być cicha robota.
Musiałam przyznać, że Deidara okazał się bardzo przydatny. Zdobył i odbił klucz w piance w niecałe piętnaście minut. W sumie nie ma się co dziwić. Skoro potrafił ukraść telefon Madary, to to musiała być bułka z masłem. Czego ich uczą na tych szkoleniach tajniaków? Nieważne. Teraz moja kolej. Wystarczyło wejść do komisariatu i otworzyć odpowiednie drzwi. Z tego co się dowiedziałam, to pomieszczenie z aktami znajdowało się na zakręcie, więc nie było monitorowane, ani jakoś specjalnie strzeżone. Wszystko zrobione jest tak, aby nikt się nie domyślił, że w środku znajduje się coś naprawdę wartościowego. Z ręką na sercu mogę przyznać, że jest to jedna z najlepszych metod na złodzieja, bo zawsze spodziewamy się nie wiadomo czego - pułapek, alarmów, straży, więc omijamy to, co mamy podane na tacy. Jedynym ryzykiem jest to, że nagle ktoś wyjdzie zza zakrętu. Każda próba włamania się do tego pomieszczenia karana jest natychmiastowym aresztowaniem, gdzie można dostać od ośmiu lat więzienia. Bez zawiasów. Ryzyko jest wielkie i nie chciałabym być przyłapana. Poza tym trochę się obawiam, bo posterunek to budynek, który nigdy nie jest pusty. Co jeśli nagle jakiś pijaczyna pomyli korytarze i mnie wyda? Nie mogę też założyć rękawiczek, bo będę podejrzana. Na dworze jest za ciepło na tego typu dodatki. Musiałam przykleić plastry fizjoterapeutyczne na opuszki palców, aby nie zostawić żadnych śladów po sobie. Włosy związałam w kucyk, którego końcówkę włożyłam za kołnierz, aby żaden niechciany kosmyk nie zdradził mojej tożsamości. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na tarczę kieszonkowego zegara. Za siedem siedemnasta. Idę za cztery minuty - jak się okazało, trzy minuty przed siedemnastą to godzina najmniejszego ruchu, aż do siedemnastej jedenaście. Mam czternaście minut na włamanie się, znalezienie odpowiednich papierów i przejście w dwie strony. Serce waliło mi jak szalone. Jak wiadomo człowiek to nieprzewidywalna bestia. Nigdy nie wiesz, co nagle strzeli mu do łba, co będzie potrzebować i gdzie pójdzie. Wbrew pozorom, ta misja nie jest tak łatwa, jaką mi się wydawała być na początku.
- Dasz sobie radę - poczułam lekki uścisk na nadgarstku, który miał mi dodać otuchy. Kiwnęłam jedynie głową, po czym wpiłam się w usta blondyna. Nie dotykałam go przez wzgląd na plastry na palcach. Bolało mnie to, bo nie miałam pewności, czy jeszcze kiedyś go pocałuję. Wszystko zależało od tego czy mi się uda, czy nie. Oderwałam się szybko, aby nie przegapić czasu. Westchnęłam, po czym wyszłam z auta, trzaskając drzwiami.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na wejście powitała mnie recepcja, której ni jak nie da się ominąć. Bez zgody dyżurującego nie wejdę w głąb budynku.
- Dzień dobry - w dyżurce znajdował się mężczyzna w średnim wieku, więc uśmiechnęłam się od ucha do ucha - Czy mogłabym skorzystać z toalety? To pilne.
- Oczywiście, tylko musi pani zostawić tutaj torebkę. Na oddział, do którego się pani wybiera, nie wolno wnosić cywilom takich rzeczy.
- Oj - westchnęłam, choć byłam na to przygotowana - No bo tu tkwi problem. Wie pan - udawałam zawstydzoną, czułam, że nawet udało mi się wymusić rumieniec, choć to pewnie przez powstrzymywanie nerwowego śmiechu - No bo ja w torebce mam tylko podpaski - pokazałam mu wnętrze torby, aby potwierdzić swoje słowa - I wstydzę się iść do łazienki trzymając je w ręce. Tak na widoku - mężczyzna od razu się zaczerwienił i przeprosił. Oczywiście pozwolił mi zachować worek, wytłumaczył drogę i życzył miłego dnia. Uff....
Skręcałam kilka razy, aż trafiłam na przedsionek, który znajdował się między dwoma zakrętami, gdzie były jedne, jedyne drzwi bez żadnego podpisu. Bingo. Nasłuchiwałam czy nikt nie idzie. Nie byłam pewna, czy cisza była idealna, bo odbiór zakłóciło mi moje mocno bijące serce. Drżącymi rękoma wsadziłam klucz do zamka, który prędko przekręciłam. Zamek ustąpił. Chciałam delikatnie uchylić drzwi, lecz to był zły pomysł, bo wydały ciche skrzypnięcie. Dla mnie oczywiście brzmiało to jak najgłośniejszy hit z pobliskiej dyskoteki. Szybko weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Ze stanika wyciągnęłam malutką latareczkę. Nie mogłam zapalić światła. Jeszcze tego by brakowało żeby jakaś łuna wydobyła się ze szpary drzwi. Odpaliłam przedmiot i o mało nie krzyknęłam, gdy oświetliłam manekina. W odpowiednim momencie ugryzłam się w język. Poczułam metaliczny smak i mrowienie mięśnia. Nie przejęłam się tym zbytnio. Pamiętałam, że mam mało czasu, więc od razu podeszłam do szufladek. Dokumentów było więcej niż się spodziewałam. Bo ja wiem. Myślałam, że tak elitarna jednostka będzie miała góra dwudziestu członków, tymczasem na oko było ich ponad sto, jak nie dwieście. Na moje szczęście akta były posegregowane alfabetycznie, więc szukanie nie zajęło mi wiele czasu. Gdy miałam schować dokumenty do torebki, na jednej z teczek zauważyłam kroplę krwi. Szlag by to! Pewnie zleciała mi z ust. Nie miałam wyjścia. Musiałam zapalić na kilka sekund duże światło, aby sprawdzić, czy nie zostawiłam nigdzie swojego śladu DNA. W pomieszczeniu zapanowała jasność. Rozglądałam się wszędzie, lecz nigdzie nie widziałam czerwonych kropel. Głupi ma szczęście. Zgasiłam lampę, schowałam informacje o Deidarze i Itachim do torebki, gdzie miałam ukrytą przegrodę. Teraz już tylko musiałam nasłuchiwać czy nikt nie idzie. Byłam tak bliska powodzenia misji, że bałam się, iż ją spieprzę. Uchyliłam delikatnie drzwi, przez które nasłuchiwałam i wypatrywałam zagrożenia. Nic takiego jednak się nie pojawiło. Wyszłam na zewnątrz i już miałam włożyć klucz, aby zamknąć drzwi, lecz zza zakrętu wyłonił się cień, a później postać. Zdążyłam schowaćnarzędzie za paskiem spodni, udając, że idę przed siebie. Wyminął mnie białowłosy mężczyzna, który dokładnie mi się przyjrzał, po czym przystanął i uśmiechnął szelmowsko.
- A dokąd to panienka się wybiera, co? - stanął tak, że zablokował mi przejście na wprost. Cofnąć też się nie mogłam. Byłoby to podejrzane.
- Do toalety - uświadomiłam sobie, że na zębach muszę mieć krew, więc szybko przejechałam po nich językiem. W duchu modliłam się, aby mężczyzna nie zauważył tego szczegółu.
- Ale to nie w tę stronę. Pomyliłaś jeden zakręt - o kurwa! - Chodź, zaprowadzę cię - kurwa do kwadratu! Nie mając innego wyjścia, ruszyłam za nim - Jak masz na imię? - nie byłam przygotowana na to pytanie. Jak na złość nie mogłam wymyślić żadnego kobiecego imienia.
- Ja? - grałam na zwłokę.
- Tak, ty - uśmiechnął się. Pewnie myślał, że jestem debilką. To nawet dobrze. Odsuwało podejrzenia od mojej osoby.
- Yumi, a ty?
- Hidan - serio? Ze wszystkich ludzi trafiłam akurat na kolesia, któremu miałam ukraść klucz? Ale w sumie to przydatna informacja.
- Miło mi - nie ma to jak dobra mina do złej gry.
- Mnie też - zastanawiam się czy od tego uśmiechania się nie bolą go twarz i szczęka - To tutaj - wskazał mi odpowiednie drzwi - Poczekam tu na ciebie - że co proszę?!
- No wiesz - próbowałam go jakoś spławić - To trochę krępujące - idź sobie. Sio!
- Nie, no co ty. Daj spokój. Nawet nie wiesz ile razy to przerabiałem - hę?
- No dobra - skapitulowałam. Im szybciej coś wymyślę, tym lepiej. Wyciągnęłam komórkę i wystukałam szybkiego sms'a do Deidary:
RATUJ! Zadzwoń do Hidana. Spraw, żeby gdzieś poszedł. Czeka na mnie, a ja nie zamknęłam drzwi.
Czekałam i czekałam. Mijały sekundy, a ja czułam się tak, jakby mijała któraś już z kolei godzina. Zejdę na zawał. Naprawdę. Już miałam wychodzić zrezygnowana, bo nie miałam innego pomysłu, gdy zza drzwi doszedł do mnie dzwonek komórki. Nie wiem z kim Hidan rozmawiał, ale usłyszałam jedno zdanie, na które tak długo czekałam:
- Tak już idę - doszło do mnie pukanie z zewnątrz - Yumi? - nie zareagowałam od razu, bo zapomniałam, że zmyśliłam to imię.
- Yhm - wystękałam zażenowana swoją głupotą.
- Przepraszam, ale muszę iść. Wierzę, że sama trafisz do wyjścia - tak, tak, tak, tak!
- Spoko, nie przejmuj się - chyba tego nie słyszał, bo gdy wyszłam na zewnątrz to już go nie było. Biegiem rzuciłam się do korytarza, z którego wyprowadził mnie białowłosy. W ekspresowym tempie zakluczyłam drzwi. Byłam niemal jak Bruce Lee. Z lekkim sercem ruszyłam do wyjścia. Pożegnałam dyżurnego i z uśmiechem przywitałam świeże powietrze.
Odwiozłam Deidarę do jego mieszkania i umówiłam się, że będę u niego o świcie. Z walizkami. Podczas gdy moja rodzina będzie się włamywać na policję, ja wyjadę do Suny. Martwiłam się, że ktoś odkryje mój plan i powstrzyma przed jego realizacją, choć byłby to niezły wyczyn, skoro wszyscy żyją teraz zdobyciem tajnych akt. Zapukałam do gabinetu Madary.
- Wejść - usłyszałam jego donośny głos. W przeciągu najbliższych lat pewnie go nie usłyszę, bo będę musiała się przed nim ukrywać ze względu na klan Matsuoki. Zrobiło mi się żal. Będę tęsknić za moim kuzynem. To naprawdę świetny facet, który zawsze mnie wspierał.
- Proszę - z uśmiechem położyłam klucz na mahoniowym biurku.
- Jak go zdobyłaś?
- No wiesz - usiadłam na brzegu jego biurka - Faceci mają to do siebie, że kochają ten widok - nachyliłam się specjalnie, aby było widać rowek moich piersi. Szef zaśmiał się głośno. To bardzo przyjemny dźwięk. Powinien to robić częściej. Odchyliłam się z powrotem i kontynuowałam - No i kompletnie nie wiedzą, co zrobić z kobietą, gdy płacze. Traktujecie nas wtedy jak tykającą bombę, od której zależy to czy przeżyjecie, czy nie. Na szczęście Hidan jest podręcznikowym mężczyzną, więc zachowywał się tak, jak przypuszczałam - mrugnęłam do niego. Zapytałam czy potrzebuje czegoś jeszcze. Zaprzeczył, więc wyszłam z gabinetu. Oparłam się o drzwi, przymknęłam powieki i westchnęłam głośno. Nie spodziewałam się, że będę za nim tęsknić skoro jeszcze jestem w dziupli. No nic. Chciałam znaleźć Itachiego. Nie było go w swoim pokoju, salonie, kuchni ani na siłowni, czy sali do ćwiczeń. Zrezygnowana ruszyłam do swojego pokoju, w którym o dziwo siedział brunet. Wstał z łóżka, na którym siedział, gdy tylko mnie zobaczył. Podszedł bez słowa i mnie przytulił.
- Już wiesz? - zapytaliśmy w tym samym momencie, gdy uznaliśmy, że czas przerwać ciszę. Odsunęliśmy się delikatnie, ale tylko tak, aby siebie widzieć. Przytaknęłam głową. Zrobił to samo.
- Przepraszam - usłyszałam jego piękny baryton.
- Chciałeś dobrze. Nie mogę cię za to winić - skoro dziś wyjeżdżam, nie chcę się kłócić.
- Jesteś pewna, że będziesz z nim szczęśliwa?
- To twój przyjaciel. Nie pozwoliłbyś mi z nim jechać, gdybyś nie był pewny, że mi z nim dobrze.
- Tak. Masz rację - uśmiechnął się do mnie, po czym znowu przygarnął do siebie - Odzywaj się do mnie. Dobrze?
- Ok.
- Dziękuję ci za wszystko. Powodzenia - odsunął się ode mnie i podszedł do drzwi.
- Nawzajem - w tym samym momencie do pokoju wszedł Rin. Itachiego już nie było.
- Jak tam? Gotowy na misję? - nie wiem. Może byłam zbyt życzliwa, bo ewidentnie był zdziwiony moim zachowaniem.
- Tak - mruknął, po czym wpił się w moje usta wlekąc mnie za sobą na łóżko. Skończył pieszczotę, po czym przygarnął mnie do siebie. Wtulony w moje ciało, zasnął. Obserwowałam go dość długo. Widziałam, jak marszczy brwi, kręci nosem, przygryza wargę, uśmiecha się lub szczerzy kły. Wystarczyło pogłaskać go delikatnie po głowie, aby się uspokoił i leżał w bezruchu z miną dziecka. Pierwszy raz zrobiło mi się go żal. Pierwszy raz pomyślałam o tym, że skrzywdzę go swoim zachowaniem, ale nie chciałam odwoływać swojej decyzji. To z Deidarą chcę dzielić swoje życie, nie z Rinem. Po godzinie dwudziestej trzeciej zasnęłam.
Słyszałam krzątanie się mojego narzeczonego. Leniwie uchyliłam powieki. Była czwarta trzydzieści siedem. No nieźle. Nie mogłam udawać, że śpię, bo faktycznie bym zasnęła i nie spotkała z blondynem. Wstałam więc i się przeciągnęłam. Poszłam do łazienki, aby ochlapać twarz zimną wodą.
- Po co wstajesz tak wcześnie? Mogłaś spać dalej - w lustrze odbiła się podobizna fioletowowłosego.
- Martwię się - to była prawda. Nie bałam się tylko o siebie, ale również o moją rodzinę. Co jeśli ktoś wpadnie? Żaden adwokat nie będzie w stanie mu pomóc.
- Daj spokój. Nic nam nie będzie. Trochę więcej wiary - przytaknęłam.
- Odwróć się - zdziwiony wykonał moją prośbę. Kopnęłam go symbolicznie w tyłek na szczęście - Uważaj na siebie.
- Yhm - musnął moje czoło i wyszedł zostawiając mnie samą. Wykonałam poranną toaletę, pomalowałam się i spakowałam wszystkie ciuchy do walizki. Dokładnie sprawdziłam, czy czegoś nie zostawiłam. Po upewnieniu się, iż wszystko mam, wyjęłam dwa zdjęcia. Jedno z Rinem, drugie z Madarą. Na odwrocie obrazków napisałam to samo:
Przepraszam. Nie wściekaj się na mnie, proszę. Bądź zawsze szczęśliwy.
Zdjęcie dla Matsuoki zostawiłam na naszym łóżku. To dla kuzyna musiałam zanieść do jego gabinetu. Wyciągnęłam rączkę walizki, którą pociągnęłam za sobą. Starałam się iść szybko, lecz zdążyłam postawić góra pięć kroków, nim zorientowałam się, że nie jestem sama w kryjówce.
- Ja... Ja... - jąkałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wyczerpałam już wszystkie wymówki.
- Rozumiem - ton głosu ewidentnie przeczył wypowiedzianemu słowu - Byłaś... Nie. Byliśmy - poprawił się - Do tego zmuszeni. Czuję się trochę oszukany, że mi nie powiedziałaś o tym, że uciekasz, ale jakoś to chyba przeżyję, nie? - fioletowooki pocierał kark ręką, gdy do mnie mówił. Nagle zaczął się do mnie zbliżać. Byłam sparaliżowana poczuciem winy. Nie mogłam się ruszyć. Spuściłam wzrok na buty - Hej, mała - zwrócił się do mnie, unosząc mój podbródek. Drugą ręką chwycił mój nadgarstek - Nie przejmuj się. Każdy ma prawo do szczęścia - na ręce poczułam zimno metalu i charakterystyczny dźwięk zamykania kajdanek.
- Co do...? Rin, wypuść mnie. Natychmiast! - całkowicie był głuchy na moje prośby i rozkazy.
- Tak się składa, że teraz to Ty jesteś moim szczęściem. Nie tylko Ty byłaś stroną, która musiała wiele poświęcić. Należysz do mnie i nie pozwolę ci odejść - wpił się brutalnie w moje usta, przygniatając do ściany. Próbowałam się wyszarpać, ale był ode mnie o wiele silniejszy. Wykorzystywałam każdą przerwę w pocałunku, na nakłonienie go do zaprzestania swoich czynów.
- Rin, puść mnie proszę. Ja nie chcę... - zupełnie jakbym mówiła do ściany. Masował moje udo. Całkowicie skupił się na moim ciele. Płakałam jak mała dziewczynka, powtarzając w kółko swoje prośby. Łzy nie leciały mi przez to, że robił mi krzywdę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie podoba, lecz wiedziałam, że to moja jedyna szansa na ucieczkę, która umiera. Skoro Rin mnie złapał, z pewnością powie o wszystkim rodzinie. Ślub zostanie przyspieszony. Znowu dostanę "szlaban" - będę pilnowana na każdym kroku, a moja przyszłość z blondynem legnie w gruzach. Chciałam być po prostu szczęśliwa, a nie osiągnę tego w Konoha, wśród rodziny. Traciłam już nadzieję na poprawę sytuacji do momentu, gdy ciało Matsuoki osunęło się na podłogę. Poleciałam razem z nim przez wiążące nas kajdanki.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam zmartwiony głos Deidary. Serce zaczęło bić szybszym tempem. Uratował mnie.
- Nie, nie. Zupełnie nic. Po prostu się bałam, że nam się nie uda - dopiero po czasie zrozumiałam, że przyznałam się do tego, że obłapianie mnie, nawet mi się podobało, lecz niebieskooki raczej nie zwrócił na to uwagi. Rozkuł mnie i wziął moją walizkę. Poszedł przodem do samochodu. Ja pobiegłam jeszcze do gabinetu Madary, aby wsunąć mu pod drzwi zdjęcie. Z doświadczenia wiem, że jest on zawsze zamknięty pod nieobecność właściciela, więc nawet nie próbowałam wejść do środka.
- Gotowa?
- Tak - odpowiedziałam, gdy tylko zapięłam pasy. Ruszyliśmy w kierunku, którym jeszcze nigdy się nie poruszałam. Jak się zastanowić, to w sumie nigdy Konohy nie opuściłam. To mój pierwszy raz, gdy mam przekroczyć granice miasta i Kraju Ognia. Po kilku godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na stacji, aby coś przegryźć i się napić. Nieopodal znajdował się strumień rzeki. Wybraliśmy się tam i spaliliśmy dokumenty na temat Itachiego i Deidary. Cały popiół rozmył się w nurcie wody, więc nie musieliśmy się obawiać o to, że jakiekolwiek szczątki zostaną znalezione. Ni stąd, ni zowąd, blondyn przyssał się do mojej szyi. Trochę mnie to łaskotało.
- Co ty robisz? - zapytałam, chichocząc.
- Malinkę, w końcu mogę na tobie zostawić ślady po sobie - zaśmiałam się, po czym z miejsca wskoczyłam na niego i pocałowałam namiętnie.
- Szybki numerek na łonie natury? - zapytałam cała rozpalona. Zbyt długo czekałam na jego dotyk.
- Pani jest bardzo perwersyjna i bezpruderyjna - udawał oburzonego - Bardzo mi się to podoba - byłam cholernie szczęśliwa. W końcu mogłam cieszyć się tym, co jest teraz i bez obaw czekać na lepsze jutro.
- Proszę - usłyszałam ciche przyzwolenie Łasica. W środku był również Deidara. Oboje byli wystrojeni jak stróże w boże ciało. Dopasowane, opinające koszulki z podwiniętymi do łokci rękawami, dżinsy, które krojem przypominały rurki, choć nie były tak ciasne, vansy na nogach, wystylizowane włosy, no i oczywiście wyczuwalna w powietrzu woń dwóch kolońskich.
- Wychodzicie? - zapytałam oniemiała.
- Tak, idziemy na imprezę - tak po prostu mi odpowiedział i to jeszcze z uśmiechem od ucha do ucha. Mój najlepszy kuzyn, który zawsze był dla niczym starszy brat. Nie wytrzymam.
- Zdrajca - warknęłam, cała najeżona. Nie obchodziło mnie to, że jestem samolubna. Przecież obiecał mi, że nie będzie nigdzie wychodził, póki kara się nie skończy. Chciałam wyjść, lecz silny uchwyt mnie zatrzymał.
- Oczywiście ty idziesz z nami - co takiego? - To miała być niespodzianka - odwróciłam się przodem do bruneta.
- Naprawdę? - nie potrafiłam jeszcze przetrawić tej wspaniałej wiadomości.
- Naprawdę - odsunął się ode mnie, bo zaczęłam skakać i piszczeć w miejscu z radości.
- Kocham cię Itachi - rzuciłam mu się w ramiona, nogami oplatając biodra - Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Nie dziękuj mi, tylko Deidarze. To on załatwił ci przepustkę - spojrzałam zdziwiona sponad ramienia kuzyna na blondyna. Stał z rękoma wbitymi w kieszenie. Na ten widok zaparło mi dech w piersi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jakim jest przystojnym mężczyzną. Gestem nakazałam mu podejść do siebie. Gdy był w odpowiedniej odległości wychyliłam się tak, że ze swobodą mogłam go cmoknąć w usta, co zrobiłam. Niebieskooki stał oszołomiony, wpatrując mi się prosto w oczy. Krępowało mnie to, dlatego pierwsza odwróciłam wzrok. Cmoknęłam jeszcze Itachiego w policzek i poszłam się wyszykować. Jadę na imprezę!
- Rin, Rin, Rin, Rin! - od wejścia zaczęłam piszczeć radośnie. Mój narzeczony totalnie nie wiedział o co chodzi, więc cierpliwie czekał aż się uspokoję - Madara pozwolił mi jechać na dyskotekę, ubieraj się, bo zaraz wyjeżdżamy - nie zwracałam uwagi na jego prychnięcia i marudzenie pod nosem. Mimo że jest sportowcem, nie lubi tańczyć, ale nigdy nie puszcza mnie samej na dyskoteki z kuzynami. Zawsze mówi, że im nie ufa, więc nie ma innego wyjścia i musi jechać z nami. Założyłam czarne, obcisłe spodnie, które z przodu miały imitację skóry, natomiast z tyłu wyglądały jak zwykłe legginsy. Na górę nałożyłam beżową koszulę mgiełkę, bez rękawów. Nie zapinałam guzików powyżej biustu, ponieważ chciałam go wyeksponować. Dodatkowo, aby podkreślić swoje atuty, na szyi zapięłam gruby, złoty łańcuch. Wyciągnęłam moje cieliste platformy, które nałożyłam na bose stopy. Szybkim krokiem weszłam do łazienki, w której podłączyłam prostownicę. Korzystając z czasu, który jest potrzebny na jej nagrzanie, namalowałam na powiekach czarne kreski eyelinerem oraz kilkakrotnie przeczesałam rzęsy tuszem. Nie nakładałam podkładu ani pudru, są zbyt ciężkie na imprezy. Chwyciłam elektryczne przyrządzenie, którym zaczęłam prostować moje długie włosy. Po żmudnych dziesięciu minutach, związałam wszystkie pasma w kitkę, która górowała na czubku mojej głowy. Przynajmniej nie będą mi się przyklejać do ciała podczas tańca. Zawsze tak było, gdy pozostawiałam je rozpuszczone. Popsikałam się dezodorantem oraz naniosłam na siebie woń perfum. Gotowa i pełna energii wyszłam z pomieszczenia, znajdując się ponownie w sypialni mojej i Matsuoki. Siedział znudzony na naszym łożu, przyglądając mi się uważnie.
- Zostańmy, mam wiele pomysłów, co moglibyśmy robić bez wychodzenia z tego pokoju - mimo, że miał nadzieję na moją zgodę, wymówił to zdanie bez większego przekonania. Wiedział, że jest na straconej pozycji.
- Nie - odpowiedziałam krótko i zwięźle, lecz bez żadnej złości. Tego dnia nic mi nie zepsuje humoru - Chodźmy już. Chłopaki pewnie na nas czekają - chwyciłam w rękę podręczną kopertówkę, do której schowałam kosmetyki i perfum. O pieniądze i telefon nie musiałam się martwić. Rin będzie za mnie płacił, a że bierze swoją komórkę, to nie muszę brać swojej. Jeśli ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować, może to zrobić przez mojego narzeczonego.
Już z daleka słychać było dudnienie muzyki oraz potężne basy. Gdy weszłam do klubu, czułam wszystkie wibracje w swoim ciele. Szczególnie w brzuchu. Uderzyła we mnie fala zaduchu oraz woni tytoniu. W rytm zremiksowanej piosenki Roda Stewarta - Da Ya Think I'm Sexy ruszyłam w stronę baru, co nie było takie łatwe, zważając na obecne tu tłumy oraz na fakt, że trzymaliśmy się z Matsuoką za ręce. Gdy dotarliśmy na miejsce, puściłam go i wepchnęłam się w kolejkę, zamawiając dla siebie dwa shoty i colę do popicia, gdy wychyliłam zawartość kieliszków, wskazałam barmanowi Rina.
- On płaci - nieznajomy spojrzał nad moim ramieniem na fioletowowłosego i skrzywił się nieznacznie, na co ja mrugnęłam do niego zalotnie. Chłopak od razu się rozpromienił. Na moje szczęście narzeczony tego nie zauważył. Piosenka się zmieniła i zakochałam się w niej, gdy tylko się rozkręciła. Rozpoznałam głos Pitbulla i Cee Lo Greena. Te połączenie było niesamowite.
- Zatańczymy? - spytałam się Matsuoki, kierując się w stronę parkietu, jednak ten ani drgnął.
- Zaraz przyjdzie Haru. Posiedzę z nim przy barze, więc weź swoich kuzynów, dobrze? - nie, nie jest dobrze. Mógłby ze mną zatańczyć chociaż raz - Hej, mała - ujął mój podbródek w swoją dłoń - Będę cię przez cały czas obserwować, ok? - zrobiłam naburmuszoną minę, przez co pocałował mnie delikatnie w usta, aby mnie udobruchać. Trudno, nie będę się nim przejmować. Chcę zaszaleć. Odeszłam od baru tą samą drogą, którą przyszłam. Deidara, Itachi i Sasuke znajdowali się na samym końcu kolejki. W sumie to chyba w ogóle nie przesunęli się do przodu.
- Chodźcie - na moje szczęście nie stawiali oporu i od razu znaleźliśmy się na parkiecie. Nie minęła chwila, a dziewczyny, które znajdowały się najbliżej nas, zaczęły mocniej się wyginać i kręcić biodrami. Niektóre nawet wykonywały nieudolne shaki*. Pierwszy z naszego kółka odpadł Sasuke, który zaczął tańczyć z jakąś laską, która miała czerwone włosy. Dziwny kolor, ale jej sprawa, co ma na głowie. Trzeba było jej oddać, że ruchy ma świetne, choć lekko wyuzdane, bo ciągle ocierała się tyłkiem o krocze gbura. Swoją drogą, to jestem w szoku, że pojechał z nami na imprezę. Zawsze twierdził, że woli towarzystwo swoich znajomych, niż rodziny. Avicii! I to jeszcze Addicted To You. Od razu zaczęłam śpiewać tekst, próbując go zobrazować moimi ruchami. Zwracałam się to raz w stronę Itachiego, to w stronę Deidary, którzy odwzajemniali moje gesty z uśmiechami na twarzy. Blondyn zaczął wprowadzać kiczowate, aczkolwiek najbardziej znane ruchy, jak na przykład przesłanianie oczu literką V, utworzoną z palców, czy wystawianie przed siebie wyciągniętą rękę i falowanie nią od lewej do prawej strony. Stwierdziłam, że nie będę gorsza i wykonałam ruch na nurka, co chłopacy ochoczo kopiowali. Po serii wygłupów tańczyliśmy w rytm muzyki tak, jak nam pasowało. Gdy trafiały się wolniejsze partie, zwalnialiśmy, natomiast przy szybszych zwiększaliśmy nasze tempo. Poleciała kolejna piosenka. Na początku było słychać samą melodię bez wokalu i ciężko było mi ją zidentyfikować, lecz po chwili poznałam, że jest to Milky Chance i Stolen Dance, tyle że w wersji z saksofonem. Na drugi ogień poszedł Itachi, tyle że to on sam od siebie podszedł do dziewczyny. Była śliczna. Dzięki neonowym światłom widziałam jej ciemną karnację, nie była czarnoskóra. Określiłabym, że jest mulatką o białych włosach i jasnych oczach, choć tego ostatniego nie byłam na sto procent pewna. To tylko moje przypuszczenia. Spojrzeliśmy na siebie z Deidarą w tym samym momencie i robiąc głupie miny wzruszyliśmy ramionami na tą całą sytuację. Widziałam, że niektóre kobiety mają chrapkę na Deia, lecz nie są pewne czy podejść, czy nie. Wolałabym tą drugą opcję, ponieważ sama tańczyć nie miałam zamiaru. Co to, to nie. Aby zapobiec takiej sytuacji, przybliżyłam się do blondyna i oplotłam jego szyję rękami. Pewna, że nie stracę równowagi, stanęłam na palcach, żeby powiedzieć mu coś do ucha. Nie oszukujmy się. Ciężko jest przekrzyczeć muzykę w klubie.
- Jeśli zostawisz mnie tu samą, to cię uduszę i załatwię ci areszt domowy, zrozumiano? - chciałam się odsunąć, lecz powstrzymała mnie jego ręka na moich plecach.
- Kurde, ale fajnie. Moje zwłoki będą miały areszt domowy. Nawet na pogrzeb mnie nie wypuścisz, co? - zażartował, śmiejąc się przy tym - Ale tak serio, to nie miałem takiego zamiaru. W końcu przyszedłem tu z tobą, czyż nie? - dlaczego w jednej chwili zrobiło mi się bardzo gorąco, serce zaczęło tłuc tak, jakby miało zaraz wylecieć z mojej klatki piersiowej na parkiet, a w brzuchu lata stado motyli? Nigdy wcześniej nie czułam nic takiego. Poza tym dlaczego to zabrzmiało jak jakaś pieprzona deklaracja? Czułam się, jakbym robiła coś bardzo niegrzecznego, a przecież tak nie było, prawda?
- No właśnie - przytaknęłam, choć głos mi się łamał. Dziewczyno, weź się w ogarnij - Aleś ty wysoki - palnęłam pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Wcześniejsza wypowiedź blondyna sprawiła, że poczułam się inaczej. Chyba. Sama nie wiem, jak to określić. Jednak to nieważne. Mężczyzna faktycznie był wysoki. Na boga, przecież ja jestem w szpilkach, a i tak muszę się wspinać na palcach, aby móc mu cokolwiek powiedzieć do ucha!
- To chyba dobrze?
- Tak, to z pewnością atut u mężczyzny - odsunęłam się od niego, zaciągając się jego perfumami. Dlaczego do cholery mam takie wyostrzone zmysły? Wcześniej nie zwróciłam uwagi na jego zapach. Na moje szczęście puścili nową piosenkę, której nie znałam, ale porwała mnie do tańca. Chciałam się pokazać z jak najlepszej strony, więc wykonywałam ruchy i gesty, w których - według mnie - wyglądałam najlepiej. Wykorzystałam kilka kroków z choreografii, których się kiedyś uczyłam i o dziwo blondyn dotrzymywał mi kroku. Nie miał problemu z powtarzaniem moich ruchów. Wspominał mi w jednej rozmowie, że uczył się tańczyć, ale myślałam, że powiedział to specjalnie, aby mnie poderwać i pocieszyć. Pamiętam, jak mu się wyżalałam, że Rin nie lubi tańca i nie akceptuje mojej pasji, choć ja sama nie byłam lepsza, bo miałam takie samo zdanie na temat jego pływania. Piosenka błyskawicznie się zmieniła. Tym razem królowało Flume z przebojem Holdin On. Kocham ten utwór. Nim zdążyłam jakoś zareagować, wszyscy zebrani zaczęli tworzyć krąg. Miałam to szczęście, że stałam w pierwszej linii, bo w środku koła rozpoczęła się taneczna bitwa. Odbywała się ona na innych zasadach, niż w filmach typu Step Up. Tutaj każdy miał okazję pokazać swój talent, bez żadnego obsmarowywania się. Większość tańczyła break dance, choć zdarzali się tacy, którzy pokazywali elementy klasyczne bądź całkowicie mieszali style. Ja jedynie klaskałam i bujałam się w rytm muzyki, podziwiając każdego tancerza. Zazdrościłam im tej wolności i radości, nie wiem czemu, ale miałam opory przed takim występem.
- Idź tam. Chcę zobaczyć jak tańczysz - poczułam oplatające mnie ręce Deidary na swoich biodrach, oparł swoją głowę na moim lewym ramieniu, przez co czułam jego nierówny oddech. Odchyliłam delikatnie głowę, aby mógł mnie słyszeć.
- Pójdę, jeśli zrobisz to ze mną - obstawiałąm, że tego nie zrobi, dlatego rzuciłam tą propozycją.
- Maleńka, chętnie zrobię z tobą wszystko, czego tylko zapragniesz - cmoknął mnie w szyję, na co się zarumieniłam. Dziękuję jedynie za to, że w klubie jest na tyle ciemno, że nikt tego nie zauważy. Nie miałam też czasu, aby cokolwiek odpowiedzieć, bo niebieskooki pociągnął mnie za rękę wprost w środek kółka. I co? Zmienili piosenkę! Nie dość, że nie wiem, kiedy mi to tak szybko przeleciało, to jeszcze puścili Nicole Scherzinger, na moje szczęście znałam ten utwór, choć w sumie nie wiem, czy to dobrze, bo znałam jej sens. A tam! Raz się żyje. Zaczęłam kręcić biodrami i schodzić w dól do parteru, tymczasem Deidara zaczął mnie okrążać niczym zwierzyna ofiarę, aż w końcu podszedł do mnie od tyłu, chwycił za biodra tak, że między nami nie było żadnej przerwy i zaczął ze mną schodzić w dół. Oderwałam się od niego energicznie do przodu i na ugiętych nogach zaczęłam przenosić ciężar z jednej nogi, na drugą, nie zapominając przy tym o ruszaniu biodrami. Nie mam pojęcia, co blondyn wyczyniał za moimi plecami, ale publika żywo na nas reagowała. Poczułam szarpnięcie za rękę, więc odwróciłam się w stronę niebieskookiego. Wykonaliśmy kilka kroków, które zahaczały o tańce towarzyskie. Ja szłam na przód - on w tył. Wzmocniłam uścisk na jego ręce i odchyliłam się do tyłu. Dei załapał aluzję, bo szybko chwycił moje zgięcie pod lewym kolanem, dzięki czemu uzyskaliśmy efektowne odchylenie. Nie minęła sekunda, a już przyciągnął mnie z powrotem. Gwałtownie na niego wpadłam, lecz nie zachwiał się pod wpływem mojego ciężaru.
- W dół - usłyszałam jego krzyk, na który przytaknęłam głową. Jedną rękę ulokowałam na jego karku, natomiast drugą trzymałam nad swoją głową, kręcąc nią w rytm muzyki. Tym razem poczułam jego ciepłe dłonie na swoich pośladkach. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Wolałam czerpać przyjemność z tańca. Ściśle do siebie przylegając, zaczęliśmy powoli schodzić w dół, zwiększając odległość między sobą. Niemal usiadłam mu na kolanie, gdy zeszłam do maksymalnej odległości dzielącej mnie od parkietu. Tym samym tempem zaczęliśmy piąć się w górę. Będąc na szczycie, chwycił moją gumkę do włosów, którą ściągnął. Długie pasma, spadły mi kaskadą na plecy, lecz nie na długo tam zostały, bo Deidara zaczął mnie okręcać, więc posłusznie próbowały dogonić moje ciało. Korzystając z obrotów, w końcu chwycił mnie w swoje objęcia tak, że plecami przylegałam do jego klatki piersiowej. Zaczęliśmy się wić w tej pozycji to w lewą, to w prawą stronę. Blondyn wypuścił mnie ze swoich objęć, co wykorzystałam na wprowadzenie własnych ruchów. Gdy wyginałam dolną część w prawą stronę, tułów starałam się przekrzywić w lewo, energicznie przy tym machając rękoma naprzemiennie lewą i prawą w górę i dół, po czym zmieniałam ułożenie ciała w przeciwne strony. Okazało się, że mój partner od tańca kopiował moje ruchy, uśmiechając się do mnie głupio. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Chciałam również wykorzystać fakt, że mam rozpuszczone włosy, więc zaczęłam nimi wymachiwać na wszystkie strony, wykręcając się przy tym atrakcyjnie. Oczywiście wszystko zgodnie z rytmem piosenki. Nie zabrakło również skakania, wymachiwania kolanami, czy ponownego przytulania się do siebie. Po skończeniu utworu dostaliśmy głośne owacje, na co niebieskooki pocałował mnie z uśmiechem w policzek. Brakowało mi oddechu przez ten cały wysiłek fizyczny, choć przez ten gest omal się nie udusiłam. Chciałam powstrzymać uśmiech, naprawdę, ale nie potrafiłam. Walczyłam z mięśniami z całych sił. Nie miałam zamiaru mu pokazywać, jak na mnie działa, ale nijak uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy, nad którą kompletnie nie panowałam. To mój drugi raz w życiu, gdy mi się to zdarza. Pierwszy raz tak miałam, gdy wygrałam konkurs taneczny, dzięki któremu mogłam jechać na warsztaty z choreografem gwiazd. Atmosfera zelżała odrobinę, gdy z głośników wydobył się głos Elli Henderson w piosence Ghost zremiksowanej przez Olivera Nelsona. Krąg zniknął. Zewsząd otaczały nas tańczące pary. Spojrzeliśmy sobie w oczy, choć na krótko, bo zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Deidara dołączył do mnie i tak zleciały nam kolejne godziny, gdzie to niby przypadkiem stykaliśmy się ciałami. Niejednokrotnie nasze ręce lądowały na miejscach, w których nie powinny się znaleźć. Ile razy nasze dłonie były złączone ze sobą? Ile razy chciałam go pocałować? Wiele, choć kilka razy próbował to zrobić, ja niby to przypadkiem, niczego nie widząc, wykonywałam unik, który był świetnym ruchem tanecznym, a który on od razu kopiował. Nie był wściekły, w takich momentach uśmiechał się do mnie. W sumie był uśmiechnięty przez cały czas. Ja też. Cieszę się, że nie przekroczyliśmy tej granicy. To, co było między nami wydawało mi się być magiczne. Poza tym mam narzeczonego. Tyle tylko, że przy Rinie nigdy się tak nie czułam. Byłam zmęczona. Przytuliłam się do blondyna.
- Muszę się napić - wykrzyczałam w górę, nie miałam sił, aby unieść się do jego ucha. Na moje szczęście usłyszał mnie. Przytaknął mi jedynie głową i po chwili, trzymając się za ręce, przedzieraliśmy się przez tłum klubowiczów. Zamówił nam po koli z whiskey. Drink wypiłam duszkiem. Nawet nie miałam pojęcia, że jestem aż tak spragniona.
- Idę do toalety. Zaraz wracam - szczerze, to mimo moich największych chęci nie dałabym rady załatwić swoich potrzeb w łazience. Moim jedynym pragnieniem jest wypełnienie pęcherza, bo jest tak pusty, że nie ma go z czego wypróżniać. Mogłabym ewentualnie iść poprawić swój wygląd, choć niewiele by mi to dało. Pot ściekał ze mnie litrami, więc może to nawet i lepiej, że nie zobaczę siebie w lustrze, bo bałabym się wyjść z powrotem do ludzi.
- W takim razie ja idę do Rina - blondyn jedynie przytaknął i zniknął w przeciwnym kierunku do tego, gdzie zmierzałam. Z daleka widziałam fioletową czuprynę. Obok mego lubego stał Nanase-kun, jego kolega z pływalni. Musiałam przyznać, że chłopak miał w sobie to coś. Mógłby mieć dziewczyn na pęczki, gdyby nie jego osobowość, bo wyglądem powalał na kolana. Miał ciemne krótkie włosy, delikatne rysy twarzy, wąskie usta i przecudne, morskie oczy. Nigdy nie widziałam tak intensywnej barwy tęczówek. Nawet Deidara nie miał się z nim co równać. Jeśli chodzi o Harukę, to trzeba też wspomnieć o jego idealnej sylwetce. Pięknie wyrzeźbiony w każdym calu, ale co się dziwić, musi non stop trenować, skoro pływa. Tak samo jest z Rinem. Podeszłam do mężczyzn, choć czarnowłosy był odwrócony do mnie tyłem. Skorzystałam z okazji i zasłoniłam mu oczy dłońmi.
- Czyżby Yoki? - ściągnął moje ręce i uśmiechnął się delikatnie. Przywitaliśmy się ze sobą, wymieniliśmy pytania grzecznościowe typu "Co u ciebie słychać", po czym zwróciłam się do Matsuoki z prośbą o zakupienie jakiegokolwiek napoju niegazowanego. Gdy tylko skupiłam swoją uwagę na drogocennym dla mnie napoju, chłopacy całkowicie zignorowali moją obecność i zaczęli rozmawiać o swoich zainteresowaniach, co całkowicie wykluczyło mnie z konwersacji. Jak miło. Z wielką ulgą przyjęłam powrót blondyna. To było dla mnie wybawienie. Przetańczyliśmy może dwie piosenki, po czym zgodnie stwierdziliśmy, że wyjdziemy na dwór się przewietrzyć.
- Kurde, ale ty masz dużo energii, gdzie ty to mieścisz? - zaczął mnie powolutku okręcać, przyglądając mi się dokładnie z każdej strony. Zaśmiałam się głośno na jego stwierdzenie.
- A ty? Też nieźle wywijałeś na parkiecie - oparłam się o mur ściany, natomiast niebieskooki stanął naprzeciwko mnie - Gdzie uczyłeś się tańca? - zapytałam zaintrygowana.
- Och, czyli teraz już mi wierzysz? Wcześniej nie było widać po tobie takiej ciekawości - zbliżył się do mnie odrobinę, patrząc mi w oczy. Atmosfera między nami się zmieniła, zaczęłam gwałtowniej nabierać powietrze. Z każdą sekundą robiło się coraz cieplej, goręcej wręcz. Mimo wszystko nie chciałam dać po sobie znać, że coś się ze mną dzieje.
- A czego się spodziewałeś? Że zacznę piszczeć, a po sali zaczną latać biustonosze? - uniosłam lewą brew.
- Oczywiście, że tak. Na naszej sali ćwiczeń mieli się jeszcze pojawić moi poukrywani fani, którzy skandowaliby moje imię. Kobiety miały mdleć, a w tle huczeć fajerwerki, ale zawiodłaś mnie. Nie przygotowałaś się, jedynym usprawiedliwieniem był twój szok, choć wiem, jak możesz to naprawić - powoli zmniejszał dystans między nami, naszymi ustami. Nie patrzył mi już w oczy, lecz na wargi. Pochylał się nade mną. Swoją prawą rękę opierał o mur, tuż przy mojej głowie, natomiast lewą ręką uniósł mój podbródek - Jesteś piękna - ledwie usłyszałam jego szept przy mojej buzi. Patrzyłam na niego oczarowana i czekałam na dalszy rozwój sytuacji, lecz on, zamiast mnie pocałować lekko się odsunął - I wtedy jej powiedziałem, jak bardzo jej nienawidzę - powiedział to tak głośno, że nie wiedziałam co się dzieje. Ogarnięcie sytuacji w rzeczywistości zajęło mi sekundę, choć w głowie rozkładałam to na czynniki pierwsze. Deidara odsunął się ode mnie z żalem w oczach.
- Serio? - domyślił się o co mi chodzi. Przytaknął niemo głową. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, przy okazji poklepując blondyna po ramieniu - Nie wierzę, że jej to zrobiłeś, że to powiedziałeś - zachowywałam się tak, jakbym obejrzała najlepszą komedię na świecie. Może to dziwne, ale cała ta sytuacja zamiast mnie wystraszyć, bawiła mnie. Rin złapał nas niemal na gorącym uczynku, a ja się śmieję jak głupi z bateryjki. Chyba mam w sobie jakieś pozostałości po Harley Quinn.
- Hej - Matsuoka chciał skupić na sobie naszą uwagę - Jedziemy.
- Co? Ale... - próbowałam ugrać jeszcze godzinę, lecz fioletowowłosy całkowicie mnie zignorował. Wrócił na salę i z pewnością poszedł już do samochodu. Nie patrząc na Deidarę, z miną zbitego psa poszłam w ślady narzeczonego.
Po powrocie do naszej kryjówki poszłam się wykąpać. Gdy wyszłam z łazienki okazało się, że mój narzeczony już śpi. Coś było z nim nie tak. W drodze powrotnej w ogóle się nie odzywał. Kurde, no! To ja tu jestem od strzelania fochów, nie on! Przecież nic złego nie zrobiłam. Jeszcze.
Następnego dnia udałam się do Madary po misję. Na jej wykonanie mieliśmy tydzień, bo nie była zbyt skomplikowana. No, może przesadziłam. Są dwa problemy, ponieważ zadanie musimy wykonać za dnia, około godziny szesnastej, a ulica, na której znajduje się obiekt należy do ruchliwych o tej porze. Co to dla nas? Już z nie takich rzeczy wychodziło się cało i zdrowo, nieprawdaż? Razem z blondynem studiowaliśmy rozkład budynku oraz układaliśmy przeróżne scenariusze kradzieży. Po wielu kłótniach, ustaliliśmy wspólną taktykę i wybraliśmy się na przejażdżkę do danej dzielnicy, aby nie mieć żadnej wpadki. Nie byliśmy nigdy sami. Zawsze ktoś nam towarzyszył. Tym razem padło na Itachiego, więc świeciliśmy przykładem. Sytuacja z imprezy już się nie powtórzyła.
Dzień przed skokiem udałam się do pokoju blondyna. Nie weszłam do środka, staęłam w progu.
- Bądź na jutro gotowy - rzuciłam i miałam odejść, ale zatrzymało mnie jego pytanie.
- Na co? - oczywiście, że miało drugie dno. A jakżeby inaczej. Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam głowę w jego stronę.
- Na wszystko - boże! On oblizał wargę. Poczułam dreszcze na całym ciele. Musiałam przełknąć zalegającą ślinę. Właśnie zaczęłam się bać jutrzejszej misji.
Była równo czternasta, gdy wyjechaliśmy. Tak jak mu kazałam, założył dżinsy i kurtkę z tego samego materiału, buty najmodniejsze w tym sezonie - połowa miasta takie miała. W ręce odzianej w gumową rękawiczkę trzymał czapkę z daszkiem oraz okulary. Idealnie, dzięki takiemu strojowi nie wyróżniał się z tłumu, bo wszyscy teraz tak się noszą. Również założyłam dżinsy i buty według panującego trendu. Na tylnym siedzeniu leżała moja czapka, torebka i okulary - zerówki. Zamiast kurtki narzuciłam marynarkę, która jest dwustronna. Czekałą nas godzina jazdy, więc aby uniknąć niezręcznych rozmów włączyłam radio i udawałam, że śpię.
Całą godzinę przesiedzieliśmy w aucie, na parkingu, nim właściciele opuścili mieszkanie. Możliwe, że wybrali się razem na obiad do jednej z pobliskich restauracji, bo z tego co zdążyłam zauważyć przez lornetkę, nie jedli niczego, co przypominałoby środkowego posiłku dnia. Wraz z Deidarą rozumieliśmy się bez słów. Wyszliśmy z auta w tym samym momencie. Niby czapki są elementem rzucającym się w oczy, lecz nie dziś, bo słońce dawało niemiłosiernie po oczach. Blondyn miał dodatkowo założone okulary przeciwsłoneczne. Ja ze swoich zrezygnowałam. Nie mieliśmy większych problemów z dostaniem się do środka. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych sąsiadów bądź innych niepotrzebnych świadków. Dodatkowo dostaliśmy klucz wraz ze szczegółami zlecenia. Mieszkanie było bardzo niepozorne. Z zewnątrz zakrawało o ruinę, przez odpadający od ścian tynk, natomiast w środku roiło się od mebli i dekoracji z najwyższej półki, lecz nie to było naszym celem. Naszym zadaniem było zabranie rubinowego naszyjnika, którego nie zostawia się w zwykłej szkatułce na biżuterię, tylko w niepozornej skrytce, ponieważ błyskotka ta pochodzi z okresu rządów Elżbiety Wielkiej. Tym razem musieliśmy wszystko dokładnie przeszukać, aby odnaleźć kryjówkę przedmiotu. Dei zajął się sypialnią, natomiast ja garderobą. Z pewnością jest to królestwo pani domu. Pomieszczenie to było utrzymane w pedantycznym porządku. Ciuchy jak i buty ułożono w kolejności kolorystycznej, a na półkach nigdzie nie było kurzu, co jest wielką zaletą w moim zawodzie. Ofiary od razu się nie zorientują, że cokolwiek było tu sprawdzane, co było istną swobodą w działaniu. Szybko, lecz bez zbędnej ostrożności przesuwałam palcami po blatach, szukając czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na tajny schowek. Niestety przy butach nic nie znalazłam. Przesuwałam wieszaki z żakietami, lecz za nimi również nie było żadnego śladu. Sukienki - nic. To samo przy spódnicach i spodniach. Zaczęłam się odrobinę stresować, jestem tu już od dwudziestu minut.
- Sypialnia czysta, idę sprawdzić salon - usłyszałam głos mojego partnera, na co mruknęłam pod nosem ciche "ok". Słyszałam, jak odchodzi, więc kontynuowałam swoją pracę. Przejrzałam szkatułki z kosmetykami i biżuterią, lecz nie zawierały przedmiotu, którego szukałam. Na koniec zostały mi szufladki z bielizną. Zaczęłam od najniższej. Jak się okazało - z rajstopami i pończochami - nic. Z podwiązkami - nic. Paski do spodni - nic. Majtki - pustka. Została najwyższa - biustonosze. O dziwo - bingo! Szczena mi opadła. Żadnego zabezpieczenia. Naszyjnik leżał sobie od tak, wśród staników. Nie wierzyłam w to, co widzę, dopóki nie usłyszałam Deidary wchodzącego do garderoby. Podszedł do mnie i wyjął z ręki eksponat, któremu przyglądał się z bliska.
- Ładnie by na tobie wyglądał - dla sprawdzenia efektu przyłożył mi kolię do szyi, na co się uśmiechnął.
- Chyba nie mam żadnej sukienki, do której by pasował - zaśmiałam się - Choć czekaj, w końcu jestem złodziejką. Czemu nie wezmę, którejś z tych sukienek? - blondyn nie zaczaił aluzji bo zrobił zdziwioną minę. Myślał, że naprawdę to zrobię - Dosyć tych żartów, wrzucaj to cudeńko to torby - podsunęłam mu papier śniadaniowy, do którego złożył naszyjnik, a następnie wzięłam od niego zawiniątko i schowałam do swojej torebki. Wyszliśmy z obcego domu, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Co nawiasem okazało się błędem. Akurat sąsiad wyszedł na klatkę, gdy wyciągałam narzędzie z zamka. Pięknie.
- Ej, co wy robicie? - stał w miejscu i przechylał głowę, aby zobaczyć, co się dzieje. Spojrzałam na mojego partnera i dałam znak do ucieczki. Pędziliśmy co sił do wyjścia, w towarzystwie krzyków namolnego sąsiada. Gonił nas. Wybiegliśmy na dwór. Byłam pierwsza, więc zdążyłam zauważyć straż miejską, która odwróciła się w stronę hałasu. Szybko załapali o co chodzi i na nasze nieszczęście, całkiem nieświadomi, odcięli nam dostęp do naszego samochodu, bo ruszyli na nas z jego kierunku. Nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy skręcić w lewo, wprost do parku. W trakcie biegu zdążyłam się odwrócić, aby skontrolować sytuację. Mieliśmy miażdżącą przewagę nad stróżami prawa, a część parku, w której się znaleźliśmy świeciła pustkami, ponieważ była gęsto porośnięta drzewami, co również działało na naszą korzyść. Ludzie woleli być w miejscach, gdzie było więcej światła.
- Dei, zdejmujemy kamuflaż - na szczęście wcześniej obmyśliliśmy awaryjny plan na wypadek niewypału.
- Ok - usłyszałam tuż zza swoich pleców, gdy wpadliśmy za zasłonę ułożoną z drzew i krzewów, dzięki której mieliśmy niecałe dwie minuty, aby zmienić wygląd. Ściągnęłam żakiet i przewróciłam go na drugą stronę, ponownie go na siebie narzucając. Czapkę schowałam do torebki i rozpuściłam włosy, a na nos założyłam zerówki. Dei również odwrócił kurtkę na lewą stronę, która kryła pod sobą czarny dżins, ściągnął czapkę i okulary przeciwsłoneczne, a to wszytko zrobiliśmy w biegu. Pociągnęłam chłopaka za sobą na ziemię. Ja miałam miękkie lądowanie, ponieważ Dei obrócił nas w ostatniej chwili, przyjmując na siebie zderzenie z ziemią. Wziął głębszy wdech, lecz nie narzekał. Obrócił nas jeszcze raz, dzięki czemu górował nade mną.
- Rękawiczki - wydyszałam spanikowana przez wspomnienie konsekwencji mojej ostatniej roboty oraz przez pościg. Dosłownie w ostatniej sekundzie zdążyłam schować je do torebki, na której leżałam, nim służbiści wybiegli z zarośli. Poczułam delikatny dotyk na swoim policzku. Spojrzałam na blondyna zdziwiona.
- Uspokój się, jesteśmy już bezpieczni - zaufałam mu, gdy się uśmiechnął. Niespodziewanie nachylił się nade mną i pocałował. Na początku delikatnie, abym mogła się oswoić z sytuacją. Zamknęłam oczy, nie przejmując się już więcej funkcjonariuszami straży miejskiej, ani Rinem, ani czymkolwiek innym. Istniała tylko ta chwila i myślałam, że serce mi zaraz wyskoczy z piersi. Położyłam swoją dłoń na jego karku, który od razu zaczęłam masować. Żądna jeszcze większej bliskości rozwarłam usta, zapraszając jego język do środka. Kurwa! Podoba mi się to. Bardzo. Cholernie. Mocno. Chcę więcej, więcej, więcej! Poczułam, jak łapie moją wolną dłoń w swoją i delikatnie ją ściska. Westchnęłam mu prosto w usta, nie zaprzątając sobie głowy donośnymi chrząknięciami. Wolałam skupić swoją uwagę na ręce niebieskookiego, która znalazła się pod moją bluzką i delikatnie pięła się w górę od pępka. Tak, dotknij mnie tam - błagałam w myślach, nie chcąc przerywać pocałunku.
- Przepraszam bardzo - usłyszałam nieznany sobie głos. Deidara oderwał się ode mnie. Oboje dyszeliśmy i potrzebowaliśmy chwili, aby dojść do siebie. Blondyn odsunął się i usiadł obok na trawie. Spojrzałam na obcego, którym był strażnik. Wraz z nim obecna była jego koleżanka z pracy. Na oko mogli mieć około trzydzieści lat, ale nie skupiłam się na tym, ponieważ karcący wzrok tego mężczyzny deprymował mnie - Czy nie widziało może państwo biegnącej tędy dwójki ludzi? - och, czyli nawet nie znali płci sprawców. To zdecydowanie działa na naszą korzyść.
- Niestety nie. Mieliśmy inne, ciekawsze zajęcia - Dei specjalnie podkreślił słowo "ciekawsze", na co się zarumieniłam. Czułam się jak licealistka, której rodzice wchodzą do pokoju, podczas obściskiwania się ze swoim chłopakiem. Miałam tak i to nie raz, i faktycznie jest to bardzo porównywalne uczucie.
- Cóż, zmykajcie do domu. Publiczne mizdrzenie się nie jest dopuszczalne. W normalnej sytuacji dostalibyście mandat, ale mamy ważniejsze sprawy na głowie - wydukaliśmy razem "przepraszam", po czym funkcjonariusze pobiegli w głąb parku.
- Udało nam się - westchnęłam z ulgą, jakbym od początku w to nie wierzyła, choć podświadomie wiedziałam, że misja zakończy się sukcesem.
- Chyba zasłużyliśmy na nagrodę - nie wiedziałam, co ma na myśli, lecz przytaknęłam na propozycję. Obdarzając niebieskookiego całkowitym zaufaniem, splotłam nasze dłonie i ruszyłam z nim w miejsce, do którego mnie prowadził. Nie wsiedliśmy do samochodu tak, jak przypuszczałam. Zamiast tego szliśmy w ciszy przez kilka ulic. Przechodziliśmy obok restauracji "Mama Mia", w której zauważyłam Rina. O dziwo nie był sam. Siedziała z nim Terumi Mei - jego była. Nigdy nie zapomnę, jak wyzywała mnie od złodziejek chłopaków, gdy musieli się rozstać. Nie żeby słowo "złodziejka" mnie wtedy uraziło, bo faktycznie nią byłam, ale całe stwierdzenie wyprowadziło mnie z równowagi. Dobrze wiedziała, że między mną a Matsuoką nie jest dobrze. Oboje nie chcieliśmy tego związku, lecz cała wina spadła na mnie. Zaskoczyło mnie to, że trzymają się za ręce, a po chwili, Rin od tak, po prostu... odrzuca jej dłoń? Myślałam, że ją pocałuje, ale odrzucić? Cholera jasna! Dlaczego nie mógł jej pocałować? Poczułam, jak zaczynają mnie atakować wyrzuty sumienia. Gdyby ją pocałował, wtedy bylibyśmy kwita, a tak? Zdążyłam jeszcze zobaczyć oburzenie mojej "rywalki", dzięki czemu fioletowowłosy skupił całą swoją uwagę na niej. Nie zauważył nas. Zniknęliśmy za kolejnym zakrętem.
Pięliśmy się w górę po schodach w całkowitej ciszy. Otworzył przede mną drzwi mieszkania, gestem zapraszając do środka. Jak kultura nakazuje, ściągnęłam buty w przedpokoju, który z ledwością mieścił dwie osoby. Po pozbyciu się obuwia postąpiłam o krok w przód, dzięki czemu znalazłam się w pomieszczeniu, które robiło za salon i sypialnię. Domyśliłam się tego po wielkim, zasłanym łóżku. Ze wszelkich stron atakowała mnie burgundowa barwa ścian. Kolor był tak intensywny, że zaczął oddziaływać na moje zmysły. Nabrałam powietrza w płuca i podczas wydechu skupiłam się na innych szczegółach pokoju. Wielkie okno z lewej, przy przyległej ścianie stało biurko, obok łoże i regał z książkami. Na przeciwko znajdował się telewizor i szafa. Za moimi plecami znajdowały się drzwi zapewne do łazienki, przejście do kuchni i jeszcze jeden regał. Oraz On.
Nie ruszałam się. Czekałam. Nasłuchiwałam.
Pierwszy szelest. Musiał zrzucić kurtkę. Podłoga skrzypnęła. Raz. Drugi. Trzeci. Zgodnie z powolnym rytmem jego kroków. Oddychaj - upominałam siebie w myślach. Zatrzymał się za mną. Dzieliła nas odległość może jednego kroku? Kto wie. Był bardzo blisko. Wiem to, bo czułam jego ciepły oddech na moich włosach. Przymknęłam oczy, rozkoszując się wszelkimi doznaniami. Bez żadnego słowa chwycił moje włosy, które nagle szarpnął. Gwałtownie nabrałam powietrza. Pociągnięcie nie było bolesne, lecz musiałam się cofnąć do tyłu. Wpadłam na jego twardą klatkę piersiową. Wykonał gest jeszcze raz, przez co musiałam trzymać głowę wygiętą do tyłu. Nachylał się powoli nade mną, patrząc na moje usta. Zatrzymał się dosłownie milimetr od mojej twarzy.
- Wkurza mnie różnica naszego wzrostu - czułam ruch jego warg na swoich - Przez to nie mogę zrobić z tobą tego, co zaplanowałem - nie obchodziło mnie co mówi. Choć z trudem, to cierpliwie czekałam na pocałunek, który nie nastąpił. Deidara wyprostował się, przez co ponownie ściśle do siebie przylegaliśmy. Wypuścił moje włosy na prawe ramię. Zrobił minimalną przerwę między nami. Chwycił poły mojego żakietu, który powoli zsunął. Jego palce delikatnie muskały skórę moich ramion przy wykonywanej czynności. Zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Krople deszczu odbijały się od okna. Ile bym dała, aby choć jedna z nich spadła na moje rozgrzane ciało. Westchnęłam głośno, gdy poczułam Jego język na mojej szyi. Chciałam być cierpliwa, ale nie potrafiłam. Chwyciłam go za kitkę i odwróciłam się do niego przodem. Widziałam, że jest zaskoczony, co wykorzystałam, bo wpiłam się chciwie w jego usta. Byłam w takim stanie, że nie sprawiało mi to trudu.
O słodka rozkoszy, tyle na ciebie czekałam. Myślałam, że oszaleję, gdy blondyn znaczył sobie palcem szlak po moim ciele. Od brody przez szyję, zagłębie piersi, brzuch, pępek do szlufki spodni, za którą pociągnął. Nie wiedziałam, na co mam zwracać uwagę, ponieważ jego język przedostał się do mojej buzi. Powoli, dokładnie badał moje wnętrze. Brakowało mi tchu, musiałam się oderwać od kochanka, jednak ten nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Musnął wargami moją żuchwę i obsypywał szyję pocałunkami. Chwyciłam rogi jego koszulki, którą zaczęłam ciągnąć w górę. Dałam jedynie radę podciągnąć ją ponad jego głowę, więżąc w niej ręce. Miałam chwilę władzy dla siebie. Jedną dłonią błądziłam po jego umięśnionym torsie, drugą natomiast wbiłam w jego biodro. Przyssałam się do jego szyi. Spodobało mu się to, bo zamknął oczy przygryzając wargę. Cholera. Wyglądał jak bóg seksu. Zachęcona tym widokiem, zeszłam z pieszczotami niżej. Błądziłam językiem wokół jego sutka, aż wzięłam go do buzi ssąc i przygryzając delikatnie. Nawet nie zauważyłam kiedy uwolnił swoje ręce. Ściągnął ze mnie bokserkę i biustonosz. Blondyn napawał się widokiem mego półnagiego ciała. Efekty odbiły się przy jego spodniach. Przyciągająca spojrzenie litera V utworzona z mięśni, której połowa chowała się w jeansach straciła na znaczeniu, gdy zauważyłam wypukłość jego krocza. Czułam się jak najseksowniejsza kobieta świata. Zostałam popchnięta na łóżko. Jedną dłonią przytrzymywał moje ręce nad głową, uniemożliwiając mi dotykanie go. Dreszcze przeszły przez moje ciało, gdy do krocza przyłożył mi kolano, ciągle nim ruszając. Z mojej krtani wydobył się głośny jęk, a to za sprawą jego silnej ręki, która pieściła moją pierś. Jego dłoń była na tyle duża, że całkowicie nakrył moją kulę. Ściskał ją delikatnie, aby następnie dobrać się do sutka, który lekko szczypał i okręcał w dłoniach. Nieraz ciągnął lekko w górę. Pod wpływem pieszczot zaczęły twardnieć, natomiast ja wyginałam się w łuk, ocierając się o jego kolano. Spomiędzy palców, wziął mojego sutka do buzi. Ruch jego języka doprowadzał mnie do szału. Całe napięcie kumulowało się w moim podbrzuszu.
- Uwolnij moje ręce - wystękałam niewyraźnie. Mój głos był tak zachrypnięty, że zniekształcił słowa. Mimo to, Deidara pozostał głuchy na moją prośbę, którą powtórzyłam dwukrotnie. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy chciał odpiąć pasek moich spodni. Kilkoma szarpnięciami ściągnął je ze mnie wraz z bielizną. Byłam kompletnie naga, lecz nie czułam wstydu. Z niecierpliwością czekałam na kolejne pieszczoty, dobierając się przy okazji do paska jego spodni. Niestety nie poradziłam sobie z klamrą. Moje dłonie drżały zbyt mocno. Mężczyzna w ogóle się tym nie przejął. Obsypywał pocałunkami mój brzuch, zniżając się coraz bardziej. Był bliski przekroczenia granicy do mojego miejsca intymnego. Gdzieś w podświadomości, w całym tym szaleństwie dopuszczałam do siebie myśl, że może zrobi coś nieprzyzwoitego, lecz gdy faktycznie pocałował mnie Tam, gdy poczułam jego język na moich wargach sromowych. Ach! Jęczałam tak głośno, jak nigdy dotąd. Z pewnością blondyn dostanie upomnienie od swoich sąsiadów za hałasy, ale na boga, było mi tak dobrze. Przeżywałam to pierwszy raz. Z Rinem nigdy nie uprawialiśmy seksu oralnego, przez co teraz odczuwałam lekki wstyd. Nigdy nie uważałam się za osobę pruderyjną, lecz znam siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że cała się rumienię.
Walczyłam o każdy oddech, co nie było łatwe. Doznania stawały się intensywniejsze. Orgazm był bliski. Czułam to. Zacisnęłam pięści na posłaniu, po czym zawyłam z rozkoszy. Doszłam. Słyszałam, jak spodnie wraz paskiem spadają na podłogę. Dźwięk ten był jak obietnica czegoś wspaniałego. Ekscytacja na nowo zagościła w moim umyśle. Poczułam na sobie ciężar ciała blondyna. Wpił się łapczywie w moje usta. Poczułam lekko słonawy smak. Mój smak. Ponownie ścisnął mój biust, po czym wbił się we mnie jednym, mocnym pchnięciem. Wygięłam się w łuk i wbiłam paznokcie w jego ramiona. Westchnął mi do ust, po czym zaczął się ruszać powoli. Również zaczęłam ruszać biodrami, dostosowując się do tempa, które narzucił. Dłońmi badałam jego umięśnione plecy, zadrapując od czasu do czasu ich nieskazitelną skórę. Przez chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy, które zamglone były pożądaniem, po czym schylił się, aby pieścić moją szyję. Przyspieszył doprowadzając mnie niemal do szaleństwa. Ugryzłam go delikatnie w ramię, dokładnie tam, gdzie został ślad moich pazurów. Mężczyzna zaczął jęczeć. Byliśmy na skraju spełnienia. Szybciej. Mocniej. Szybciej! Mocniej! Nasze krzyki przemieszały się ze sobą. Nic nie widziałam. Nic nie słyszałam. Rozdygotana, zawieszona między niebem a ziemią, oddychałam. Całą sobą skupiłam się na uczuciu spełnienia. Nie chciałam go wypuścić, lecz tak szybko się ze mnie ulatniało. Cieszyłam się chwilą, aż wróciłam do pokoju. W pomieszczeniu panowała pozorna cisza, która szybko minęła.
Kap, kap, kap. Deszcz obijał się o taflę szyby.
Aaach, aaach, aach. Stabilizowaliśmy nasz oddech.
Łóżko zaskrzypiało, gdy mój kochanek postanowił ze mnie wyjść i położyć się obok. Zanim jednak to zrobił, ściągnął prezerwatywę. Całe szczęście, że o tym pomyślał. Ja byłam tak zamroczona swoim pragnieniem, że nie myślałam o takich szczegółach.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nasze więzi stawały się coraz silniejsze. Widziałam w jego tęczówkach bezgraniczne zaufanie, całkowite uwielbienie, bezkresną ciekawość i dziecięcą radość, która znajdowała odzwierciedlenie w grymasie twarzy. Uśmiechał się tak pięknie, że grzechem byłoby nie odwzajemnić tego gestu. Gdy tak leżał, zauważyłam efekty swoich działań. Nieświadomie drapnęłam go również po szyi. Przybliżyłam się do niego, po czym musnęłam ranę ustami. To samo uczyniłam z resztą obrażeń. Nie przepuściłam ani jednej. Na końcu pocałowałam go w policzek.
- Idę do łazienki - przez chwilę próbował mnie namówić na jeszcze chwilę lenistwa, lecz byłam nieugięta. Wiedziałam, że ta chwila, przedłużyłaby się aż nadto, na co nie mogłam sobie pozwolić. Zebrałam po drodze bieliznę i zamknęłam się w pomieszczeniu. Pierwsze co zrobiłam, to sprawdzenie, czy Deidara nie pozostawił na moim ciele jakichkolwiek śladów podczas seksu. Patrzyłam to na przód, to na tył, lecz nic nie przyciągnęło mojej uwagi. Na szczęście. Rozgościłam się. Z szafki wyciągnęłam ręcznik i wskoczyłam pod prysznic, aby opłukać ciało. Uważałam też przy tym, aby nie zmoczyć włosów. Szkoda, że nie wzięłam frotki. Kąpiel była ekspresowa. Nie używałam żelu, bo nie chciałam "obco" pachnieć. Wolałam uważać na każdy szczegół. Wolałam, aby mój romans nie wyszedł na jaw. Wyszłam z łazienki, po czym chwyciłam ciuchy, które na siebie nałożyłam. Usłyszałam krzątanie się po kuchni, więc się tam skierowałam.
- Co robisz? - spytałam, opierając się o łuk ściany.
- O, już wyszłaś? - blondyn był w samych bokserkach. Miałam idealny widok na jego umięśnione plecy, które zostały przeze mnie naznaczone. Zrobiło mi się gorąco, więc odwróciłam głowę, aby tego nie widzieć. Nie ufałam sobie. Bałam się, że zaraz się na niego rzucę - Chciałem przygotować coś do jedzenia, ale nie spodziewałem się, że tak szybo się ogarniesz - kątem oka widziałam, że mi się przygląda.
- Cóż, lubię zaskakiwać - zaczęłam się drapać po karku. Kompletnie nie wiedziałam, jak mam się zachować - To co? Może teraz ty idź się ogarnij i zjemy coś na mieście? Kiepska ze mnie kucharka - cóż za niedopowiedzenie. Jestem beznadziejna w kwestiach związanych z domem.
- Nie może być aż tak źle - wierzył we mnie. Jak miło.
- Niewiele brakowało do tego, abym dwukrotnie spaliła dom - spojrzałam na jego twarz i nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zrobił wytrzeszcz, a to dopiero początek historii. Mimo wszystko odwróciłam wzrok. Wolałam nie utrzymywać dłuższego kontaktu wzrokowego - Raz, gdy zostawiłam frytki na gazie, bo podczas obierania ziemniaków skaleczyłam się w palec i musiałam iść to opatrzyć, więc pamiętaj - kobiety nie zawsze są perfekcyjne w wykonywaniu dwóch czynności na raz.
- A drugi? - dzielnie powstrzymywał śmiech, choć był na granicy wybuchu.
- Kojarzysz te wszystkie szybkie dania do przygotowania w mikrofali? - w odpowiedzi kiwnął mi jedynie głową - Pomyliłam ustawienia i zamiast na trzysta volt ustawiłam mikrofalówkę na siedemset pięćdziesiąt. Minuta dłużej, a ustrojstwo by mi wybuchło. Oczywiście kanapka się sfajczyła i zostałam bez obiadu.
- Yoki - wypowiedział moje imię z lekkim politowaniem, ale w głównej mierze był rozbawiony. Może to nie był dobry pomysł, aby dzielić się z nim tymi przeżyciami - Szaleję za tobą - moje źrenice powiększyły się, a serce zaczęło tłuc w piersi tak mocno, że aż mnie to bolało. Zupełnie jak po zażyciu energetyka - Naprawdę, ale proszę, nie próbuj niczego gotować pod moją nieobecność, dobrze? - nie zwróciłam uwagi, że żartuje sobie z mojej osoby. Nie robił tego, żeby mnie obrazić. Chciał mnie rozbawić. Przy okazji stanął przy mnie, opierając się jedną ręką o ścianę, tuż nad moją głową. Drugą dłonią chwycił mój podbródek, który delikatnie uniósł. Nie miałam wyboru. Musiałam na niego spojrzeć - Ale chętnie się tobą zaopiekuję - wyszeptał mi wprost do ust, w które się wpił. Rozwarł moje usta za pomocą kciuka. Pocałunek był delikatny, romantyczny. Byłoby idealnie, gdyby nie mój brzuch, w którym niespodziewanie zaczęło burczeć. Pięknie. Deidara oderwał się ode mnie z głośnym śmiechem - Idę się wyszykować, obiecuję, że się pospieszę i od razu pójdziemy coś zjeść - cmoknął mnie w czoło, poczochrał włosy i zniknął w łazience. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Z całych sił starałam się opanować nerwy mojej twarzy, lecz to nie działało. Gdy tylko zrobiłam podkówkę, kąciki ust od razu unosiły się w górę. Nie miałam szans na wygraną. Byłam tak mocno szczęśliwa.
Zanim wyszliśmy z jego mieszkania, przyparł mnie mocno do drzwi wyjściowych. Położył swoje ręce na moich biodrach i pocałował delikatnie, krótko. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i uśmiechnęliśmy się jak dzieci. W moim brzuchu latały stada motyli, które trudno było ignorować. Z żalem opuściłam przystań blondyna. Chętnie zostałabym dłużej, lecz nasza zbyt długa nieobecność mogłaby być podejrzana. Schodząc kilka pięter w dół trzymaliśmy się za ręce, Puściliśmy się dopiero przy wyjściu z kamienicy. Nie poszliśmy na obiecany obiad. Zamiast tego wsiedliśmy do auta. Nie pojechaliśmy prosto do siedziby. W drodze zahaczyliśmy o kilka miejsc widokowych, przy których robiliśmy sobie zdjęcia. Nie rozmawialiśmy dużo. Zamiast tego wspólnie śpiewaliśmy piosenki, które leciały w radiu. Myślę, że nie odzywaliśmy się do siebie, bo chcieliśmy się nacieszyć swoją obecnością. Słowa były niewskazane. W końcu musielibyśmy zejść na ziemię i wrócić do rzeczywistości, w której jestem nieosiągalnym dla Deidary celem. Mam narzeczonego, którego nie kocham. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Nie raz powiedziałam Rinowi te dwa ważne słowa, lecz nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, co i jak wiele one znaczą. Owszem, wydawało mi się, że darzę go tym uczuciem, ale tak ja już mówiłam - wydawało. To, jak czuję się przy Rinie, a przy Deidarze - to zupełnie tak, jakby porównać dzień do nocy. Myślę, że przy Matsuoce trzymało mnie przyzwyczajenie. Owszem, lubiłam go, ale nie byliśmy sobie przeznaczeni. On nie lubił tańca, ja pływania. Ilość niezręcznej ciszy, która zapadła między nami jest wręcz nie do policzenia. Przy blondynie nie muszę planować rozmowy, mówię co chcę. Z narzeczonym mam odwrotnie, bo w przeciwnym razie zawsze zapadnie ta cholerna cisza bądź wybuchnie kłótnia. Nie zawszę mogę być sobą - aby naszym klanom żyło się dobrze, muszę się korzyć przed Rinem, czego nienawidzę. To ja jestem osobą, wokół której powinno się skakać nie na odwrót. W tym przypadku byłam całkowicie zdominowana, a ja kocham mieć władzę. Czuję, że spotkanie z Deidarą otworzyło mi oczy. W ciągu tych czterech lat związku z Matsuoką bardzo się zmieniłam. Z chamskiej, ambitnej i pewnej siebie kobiety przeobraziłam się w potulną, zgadzającą się na wszystko dziewuchę, która nie potrafi o siebie zawalczyć. Przez Uchihów straciłam możliwość na swoją młodzieńczą, prawdziwą miłość, lecz spoglądając na blondyna, który ze skupieniem patrzył na drogę, czułam, że nadrabiam zaległości.
- Co jest maleńka? - spytał, gdy zauważył, że mu się przyglądam. Położył mi rękę na kolanie, które delikatnie pomasował okrężnymi ruchami.
- Nie chcę wracać - zmarszczył brwi i siedział cicho. Po jego twarzy przebiegło wiele grymasów, jakby przypomniał sobie kilka rzeczy na raz.
- Więc ucieknijmy razem - odpowiedział po chwili, jakby z nadzieją. Chwyciłam jego rękę, którą przybliżyłam do warg i ucałowałam. Odłożyłam ją na kolano, lecz dalej mieliśmy splecione dłonie. Chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie brzmiał jego pomysł.
Z bólem serca wyszłam z auta, poszłam zdać Madarze raport, po czym poszłam do siebie. W pokoju zastała mnie pustka. Niepotrzebnie się spieszyliśmy. Rin wrócił trzy godziny po mnie. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Udawałam, że śpię.
Cholera, jak ja bardzo żałuję, że poszłam z nim do łóżka. To istna katorga przechodzić obok niego, lecz nie móc go pocałować, dotknąć. Moje ciało i dusza usychały z tęsknoty za nim. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mieszkamy dwa pokoje od siebie. Tak blisko, a tak daleko. Za każdym razem, gdy dochodzi do sytuacji, gdzie mamy zostać sam na sam w siedzibie - uciekam. Nie ufam sobie na tyle, aby pozwolić sobie na tak ryzykowne posunięcie. Gdybym została z nim sama, rzuciłabym się na niego, a istniało prawdopodobieństwo, że ktoś nas nakryje. Po pozytywnych opiniach, jakie wystawiłam Deidarze u Madary, nie byliśmy na żadnej misji razem. Tak minął mi miesiąc. Wszystko mnie wkurzało, byłam wiecznie rozdrażniona. trochę jak tykająca bomba - nigdy nie było wiadomo, kiedy wybuchnę. Przez moje humorki pokłóciłam się z Rinem raz, a porządnie. Oczywiście całą winę zwaliłam na niego. Na jego potajemne spotkania z Mei. Triumfowałam, bo po raz drugi to on przepraszał mnie, nie na odwrót. Powracałam do swojego dawnego wcielenia. Stawałam się zimną suką walczącą o siebie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia z powodu zdrady, wręcz przeciwnie. Czekałam na moment, w który uda mi się wyrwać sam na sam z Deidarą poza siedzibą, aby oddać się w jego objęcia - aby ugasić pragnienie, którego Rin nie jest w stanie ze mnie wydobyć, lecz jak na złość, nigdy nie ma takiej sposobności. Dostawaliśmy misje osobno, choć słyszałam, że ma się to zmienić, ponieważ ostatnio mieliśmy problemy z policją. Większość naszych ludzi niemal została aresztowana. Na szczęście dali radę uciec, choć mówili, że wyglądało to tak, jakby gliny wcześniej wiedziały, gdzie mają się udać. Mnie na szczęście to nie spotkało, ale żeby zwiększyć nasze szanse mamy pracować w parach. Jedna osoba będzie robiła za "zwiadowcę". Nie nastawiam się jakoś optymistycznie na tę propozycję - Madara pewnie przydzieli mi Matsuokę. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Dostałam sms'a.
"Rusz swoje cztery litery i łaskawie przyjdź do mnie. Mam dla ciebie misję" - elokwencja mego kuzyna potrafi nie raz powalić na kolana. Zwlekłam się z łóżka i powłócząc nogami dotarłam do gabinetu szefa. W środku znajdował się również - ku memu zaskoczeniu - Deidara. Również się mnie nie spodziewał, bo uniósł brwi do góry. Szok szybko minął, bo uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Czuję, że to będą dla mnie tortury. Pragnę go.
- Mam dla was misję. Nie należy ona do łatwych, bo macie na nią mało czasu - już mi się podoba - Na początku mieli ją wykonać Kagami i Naki. - może mi się wydawało, ale Deidara wyglądał na zdenerwowanego po tym, jak usłyszał imiona moich kuzynów. Nie wiem... Wolałam słuchać dalej - Niestety z pewnych przyczyn musieli z niej zrezygnować. Mieli na nią dwa tygodnie, natomiast wy macie niecałe dwadzieścia cztery godziny - wybałuszyłam oczy. Nie spodziewałam się tak małej ilości czasu - Wiecie, nasz klient, nasz pan - rozłożył bezradnie ręce, wręczył papiery i zaczął czytać inne dokumenty. Rozmowę uważał za zakończoną. Bez zbędnych komentarzy wyszliśmy z gabinetu. Kurde! Tam czułam się bezpiecznie, a teraz jesteśmy całkowicie sami. Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam do przodu.
- Chodźmy do kuchni - rzuciłam, lecz nie usłyszałam za sobą żadnych kroków. Ku memu zaskoczeniu, poczułam szarpnięcie za rękę. Blondyn przyciągnął mnie do siebie. Zacięcie unikałam jego spojrzenia. Skupiłam się na czubkach swoich butów, w wyniku czego uniósł mój podbródek w górę. Spoglądałam przez to na ścianę. Bałam się zobaczyć, co kryją jego oczy.
- Spójrz na mnie - nie zareagowałam - Proszę - cholera, ta prośba była tak nacechowana emocjami, że nie sposób było jej nie wypełnić. Z miną zbitego psa, skierowałam na niego swój wzrok - Nie traktuj mnie tak, jakbyś mnie nie znała. Dłużej tego nie zniosę - zdziwiłam się, nie sądziłam, że mnie tak odbiera. Poczułam wyrzuty sumienia tak wielkie, że byłabym w stanie się rozpłakać.
- Ja nie... - zaczęłam, lecz nie było dane mi skończyć, ponieważ mnie pocałował. W sumie nie wiedziałam, co chcę powiedzieć. Do diabła z tym. Błękitnooki całował mnie tak nachalnie, agresywnie. Przelał na mnie wszystkie swoje emocje. Od złości i irytacji aż po czułość. Mury stawiane prze ze mnie od miesiąca powoli się rozsypywały i wiedziałam, że jeśli zaraz tego nie skończę, to runą całkowicie. Co prawda czułam się wyjątkowa, dreszcze przechodziły przez całe moje ciało, a w podbrzuszu budziło się bolesne pożądanie, które od ostatniego miesiąca nie było zaspokojone. Traciłam nad sobą kontrolę. Nie mogę sobie na to pozwolić. Z trudem otworzyłam oczy i próbowałam go od siebie odepchnąć, lecz trzymał mnie zbyt mocno. Westchnęłam mu wprost do ust, po czym uszczypnęłam mocno w ramię. Nie spodziewał się tego posunięcia z mojej strony. Dalej był zamroczony i widać było, że nie wie, co się dzieje. Byłam roztrzęsiona. Nie wiem co mam kurwa robić.
- Czekam w kuchni - nie wytrzymałam napięcia. Pobiegłam do wymienionego pomieszczenia. Tak po prostu. Uciekłam. Nie zwracałam uwagi na to, że chłopak mnie woła. Nie mogę. Nie, nie możemy tak ryzykować. Tu już nawet nie chodzi o mnie, ale o niego. Nie wiem, co by mu zrobili, gdyby nasz romans wyszedł na jaw.
Wszedł do środka po kilkunastu minutach. Widocznie musiał ochłonąć, co było mi na rękę. Przynajmniej zdążyłam zapoznać się ze zleceniem i obmyślić plan. Wyjaśniłam jego zadanie. W sumie niewiele miał do roboty, bo musiał tylko wypatrywać, czy w pobliżu nie ma policji. Brudna robota należała do mnie.
- Maleńka - zwrócił na siebie moją uwagę - Zamiast się dąsać lepiej się uśmiechnij - całe szczęście nie był na mnie zły za wcześniejszą sytuację. Wykonałam jego polecenie - Tak lepiej - w dobrym nastroju wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Zaparzyłam sobie kawę i zaczęłam analizować całą sytuację. W sumie wina leżała po jego stronie, nie po mojej. To on mnie pocałował, a nie na odwrót, więc niepotrzebnie tak się zamartwiałam. No i miał dobre podejście do sprawy. Spodziewałam się, że będzie wściekły, czy coś, tymczasem zachował się dojrzale. Nie miał do mnie pretensji, za co byłam wdzięczna, bo zostałam z czystym sumieniem. Prawie.
Udawaliśmy parę, co wcale nie było takie trudne, zważając na otaczające nas warunki. Szliśmy przy plaży, nocą, gdy na niebie panowała połowa księżyca. Dodatkowym oświetleniem były uliczne lampy. Nasz cel znajdował się w kamienicy tuż przy drodze, którą spacerowaliśmy. Nie widząc nikogo wokół, weszliśmy do środka. Mieszkanie znajdowało się na parterze, więc obyło się bez zbędnych hałasów, które wydawałyby schody. Jedynym dźwiękiem był szczęk zamka. Dla niepoznaki, Deidara wszedł ze mną do środka i czatował przy oknie, sprawdzając czy nie ma żadnych patroli policyjnych. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że nie jest sobą. Chodził rozkojarzony, nie zawsze reagował, gdy coś do niego mówiłam. Może jednak nie mógł się pogodzić z dzisiejszą sytuacją. Martwiłam się, lecz teraz musiałam się skupić na zleceniu. Mam za zadanie zgrać pliki odnośnie projektu budowy centrum handlowego. Jedna z firm, która bierze udział w przetargu chce wiedzieć, co planuje ich najgroźniejszy przeciwnik. Znalazłam komputer stacjonarny, który odpaliłam. Oczywiście wymagane było hasło. Nie znałam go, ale współpracujemy ze świetnym hakerem, który wgrał na pendriva odpowiednie programy, które zapewniały mi dostęp do potrzebnych dokumentów. Pliki zaczęły się zgrywać. Według okienka, które wyskoczyło, zajmie to trzy minuty. Byłam w innym pomieszczeniu niż blondyn, więc podeszłam do przejścia, skąd miałam na niego dobry widok. Coś z nim było naprawdę nie tak. Kompletnie nie wyczuł mojej obecności, co było wręcz niedopuszczalne. Na tego typu akcjach powinien być maksymalnie skupiony i wyczulony, a ten bujał w obłokach, przyglądając się widokom zza okna. Wyglądał jak posąg, więc nieco się przestraszyłam, gdy gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
SKYFALL
- Szybko, spadamy. Gliny przyjechały - zimy pot oblał moje ciało. Na usta cisnęły mi się pytania typu: ale jak? jak to jest możliwe? Nie powiedziałam jednak nic. Zastygłam dosłownie na kilka sekund patrząc na Deidarę jak na debila. Nieraz miałam takie zawiechy i teraz mi się taka trafiła. W najgorszym możliwym momencie. Oprzytomniałam i pobiegłam po przenośną pamięć, wyłączając komputer głównym guzikiem. Nie bawiłam się w prawidłowe wyłączanie systemu. Podbiegłam do partnera, który już wyskakiwał przez okno. Ruszyłam w ślad za nim. Gdy byłam na parapecie, drzwi do mieszkania zostały wyważone. Wykonałam skok i biegłam tuż za blondynem, a za nami pościg wrzeszczących policjantów. Nie powiem, lubię adrenalinę, ale po ostatnich przeżyciach nie jest mi ona na rękę. Poza tym, po raz pierwszy jestem tak bliska więzienia, więc muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby się tam nie znaleźć. Dogoniłam Deia. Biegliśmy ramię w ramię, po czym zaczęłam go wyprzedzać. Znałam tę okolicę, więc lepiej, abym to ja wyznaczyła szlak. Odwróciłam się jeszcze i zobaczyłam, że mamy miażdżącą przewagę nad policjantami.
- Stój bo strzelam! - usłyszałam groźbę, lecz nie wzięłam jej na poważnie. Wbiegłam w zakręt, gdy usłyszałam wystrzał. Mimowolnie krzyknęłam, a serce zaczęło wybijać szalony rytm. Z ulgą zobaczyłam blond czuprynę i już miałam biec dalej, gdy mężczyzna nagle się przewrócił, jęcząc z bólu. Podbiegłam szybko do niego, aby sprawdzić obrażenia.
- Gdzie? Gdzie dostałeś? - z ledwością wypowiedziałam pytania przez ataki dławiącego szlochu.
- W nogę - warknął przez zaciśnięte zęby. Pościg był coraz bliżej - Uciekaj!
- Nie, nie, nie, nie, nie zostawię cię - nie mam pojęcia jakim cudem dałam radę powtórzyć tyle razy to samo słowo, ale nie chciałam go puścić. Bałam się o jego obrażenia.
- Uciekaj kurwa! Rozumiesz? Uciekaj natychmiast! - był w amoku. Nikt nigdy tak się na mnie nie wydarł. Wystraszyłam się jego krzyków oraz odgłosów policji. Nie potrafiłam opanować łez. Z bólem serca puściłam jego ramię i pędem pognałam przed siebie, w ciemną uliczkę. Niewiele brakowało, a policja zauważyłaby, gdzie się schowałam. Dla większego bezpieczeństwa wdrapałam się na murek, a z niego na dach, aby mieć widok na blondyna. Byłam niewidoczna dla większości par oczu. Tylko jedna z nich bacznie skanowała okolicę, aż natrafiła na moje, zielone. Chciałam, aby wiedział, że jednak go nie opuściłam, że go wspieram. Widziałam jak dwóch funkcjonariuszy zostaje z Deidarą. Reszta poszukiwała mnie. Ciężko było mi patrzeć na to, co ma nastąpić. Kajdanki i te sprawy. Szykowałam się na tradycyjną regułkę, jaką się wymawia przy aresztowaniu, lecz to, co usłyszałam było jeszcze gorsze.
- Deidara, nic ci nie jest? - przecież policjanci nie powinni go znać, prawda? - Cholera, celowałem w tego drugiego, ale nasunąłeś się na linię ostrzału - jeden z funkcjonariuszy odszedł na bok i zadzwonił po pogotowie - Cholera i pomyśleć, że byliśmy tak blisko, aby dorwać kogoś z Uchihów. Za poświęcenie dla pracy na pewno dostaniesz podwyżkę - patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Blondyn był wtyką? Przez ten cały czas nas oszukiwał? Wykorzystał mnie, a ja głupia wierzyłam, że być może mnie kocha. Nie mogłam powstrzymać zaprzeczającego ruchu głowy. Przykryłam dłonią usta, aby nie wydać żadnego dźwięku. Nowa fala łez napłynęła mi do oczu, od razu wypływając na twarz. Moje serce rozleciało się na kawałeczki. Zupełnie jak lustro, które roztrzaska się o podłogę. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował. Cała zdrętwiałam. Nie mogłam znieść tego, że ten oszust patrzy się teraz na mnie. Nie wiem, czemu mnie jeszcze nie wydał, ale nie mam zamiaru czekać, aż sobie o tym przypomni. Może to infantylne, ale pokazałam mu środkowy palec. Nie obchodziła mnie jego reakcja. Z trudem zeszłam z dachu tak, aby nie wydać jakiegokolwiek dźwięku i jakimś cudem mi się to udało. Szybkim marszem oddaliłam się od miejsca wypadku. Nie biegłam, aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Wystarczyło już to, że byłam cała zaryczana. Nie wiedziałam, co zrobić. Deidara miał kluczyki od samochodu, więc nie miałam jak wrócić do dziupli.
W bezpiecznej okolicy, gdzie nie powinno być policji, zadzwoniłam po Rina. Słysząc jak bardzo jestem roztrzęsienia, musiał od razu wsiąść do samochodu i złamać wszystkie zasady ruchu drogowego, bo był na miejscu już po piętnastu minutach, gdzie normalnie zajmuje to dobre pół godziny. Nie pamiętam jak wgramoliłam się do samochodu. Nim się obejrzałam, już byliśmy w połowie drogi. Zasnęłam.
Za każdym razem gdy się budziłam, wybuchałam niekontrolowanym płaczem. Dusiłam się, krztusiłam i trzęsłam. Nikt nie mógł mnie uspokoić, więc za którymś już z kolei razem wstrzyknęli mi środki usypiające. Po kilku przespanych godzinach obudziłam się na dobre. Rozejrzałam się dookoła. Byłam u siebie. Na stoliku nocnym stał zegarek, który wskazywał kwadrans po jedenastej. Przespałam ponad dziesięć godzin. Do pokoju weszli Rin z Itachim.
- Jak się czujesz? - beznadziejnie zagubiona. Nie wypowiedziałam jednak tego na głos. Fioletowowłosy usiadł za moimi plecami i przyciągnął do siebie, więżąc mnie w swoim uścisku, natomiast kuzyn usiadł w moich nogach, kładąc dłoń na moim kolanie w akcie współczucia. Gdybym mogła, płakałabym, ale nie miałam już czym - Co się stało? - usłyszałam szept tuż przy uchu, który sugerował, że nie od razu muszę odpowiadać. Obaj mężczyźni byli wyrozumiali i nie domagali się od razu odpowiedzi. Nie mogłam im powiedzieć prawdy. Na samą myśl wkopania Deidary zrobiło mi się niedobrze. Nagle poczułam do siebie odrazę. Jestem w objęciach świetnego faceta, który też musiał wiele się wyrzec dla naszego związku, a ja nie potrafiłam tego docenić, bo zakochałam się w innym. Odsunęłam od siebie narzeczonego. Widziałam, że jest zaskoczony i lekko zawiedziony, ale lepiej będzie, jeśli zacznę się od niego izolować. Nie chciałam ich okłamywać, lecz nie mogłam wszystkiego powiedzieć.
- Oni... - wyjąkałam - Oni, go złapali - strasznie pociągałam nosem podczas mówienia - I postrzelili w nogę. Zostawiłam go, bo kazał mi uciekać - nie dałam rady nic więcej wykrztusić, bo na nowo zaniosłam się płaczem. Trzęsłam się w ponownym uścisku Matsuoki. Czułam jego zapach. Nie potrafiłam go od siebie odepchnąć. Potrzebowałam wsparcia i bliskości drugiej osoby, lecz jedna myśl nie dawała mi spokoju. To blondyn powinien być na miejscu Rina. To z nim chciałam dzielić swoje życie, a on wykorzystał mnie w tak bezczelny sposób.
- Ciii, uspokój się - próbował uspokoić mnie szeptem, gładząc moją głowę i kołysząc mną jak dziecko. Ponownie zapadłam w głęboki sen.
Przez blisko dwa tygodnie spałam. Budziłam się jedynie tylko po to, aby skorzystać z łazienki lub żeby coś zjeść i wypić. Byłam wrakiem człowieka, lecz nikt nie zwracał mi uwagi, że powinnam wziąć się w garść. Wszyscy myśleli, że obwiniam się o to, że złapano blondyna, oraz że go zostawiłam. Nic bardziej mylnego. Próbowałam pielęgnować w sobie nienawiść do tego dupka. Nie mogłam przeżyć tego, że dałam się tak oszukać. Wydawało mi się, że byłam dla niego kimś wyjątkowym. Przysłowiowym pępkiem świata. Tymczasem chodziło o wkupienie się w łaski naszego klanu. Przy okazji dobrze się zabawił. Tyle, że przy wspomnieniu wszystkich spędzonych wspólnie chwil cała złość ulatniała się. Pozostawał tylko żal. Nie potrafiłam go nie kochać. Pierwszy raz czułam coś takiego, lecz chciałam się tego pozbyć. Potrząsnęłam głową. Ni chcę się już tym więcej zadręczać. Wstałam, poszłam się wykąpać i ogarnąć. Z nowymi, choć nikłymi siłami wyszłam do swojej rodziny, która znajdowała się w salonie. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na ducha. Nie spodziewali się mnie zastać na nogach.
- Co robicie? - zadałam pytanie w przestrzeń. Wśród obecnych wyłapałam postać Madary, na której postanowiłam się skupić - I jak tam ogarnęliście wszystko beze mnie?
- Było ciężko, ale dawaliśmy radę - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco - Dobrze cię widzieć w takim stanie - widziałam, że martwił się o mnie. Wielokrotnie mnie odwiedzał, lecz udawałam, że śpię. Wolałam uniknąć przesłuchania z jego strony, bo niechcący mogłabym udzielić zbyt wiele informacji.
- Taaa - westchnęłam - Dosyć z użalaniem się nad sobą - kłamałam, ale uświadomiłam sobie, że leżenie w łóżku nic mi nie da. Muszę żyć dalej.
- Jesteś gotowa na misję? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie spodziewałam się, że od razu mnie gdzieś puści. Widać moje zdanie podzielało wielu Uchihów, bo większość wlepiła w niego swoje ślepia.
- O niczym innym nie marzę. Już mam dosyć tego lenistwa - uśmiechnęłam się do niego sztucznie - Wynudziłam się jak mops - im więcej gadałam, tym bardziej byłam przekonywująca. Słynęłam z niezamykającej się buzi, więc zbyt mała ilość słów byłaby podejrzana.
- To dobrze, bo w przyszłym tygodniu wszyscy bierzemy udział w zespołowej misji - o! To nowość. Dobrze, że ogarnęłam się na czas.
- Jakieś szczegóły?
- Dowiedzieliśmy się z pewnych źródeł, że policja posiada w swoich szeregach tajne służby. Ludzie, którzy do niej należą, praktycznie nie istnieją, ponieważ jedyne dokumenty na ich temat, to ręcznie zapisane karty z dołączonymi zdjęciami. Nie ma o nich żadnych zapisów w komputerach. Wszystko to znajduje się w najmniej przypuszczalnym miejscu. Na posterunku policji, gdzie nikt nie ma dostępu do środka, poza najwyżej postawionym gliną - no jasne, najciemniej jest zawsze pod latarnią - Służby te mają za zadanie przenikać do zorganizowanych grup przestępczych i rozpracować ich. Żeby uniknąć przyjęcia do swoich szeregów wtyki, chcemy zdobyć te akta. Wiesz, strzeżonego i tak dalej - mrugnął do mnie. Nie zauważył mojej zmiany nastroju. Teraz przynajmniej wiem, jak Deidarze udało się do nas dołączyć. Każdy kandydat spoza rodziny jest sprawdzany w bazie danych. Przeszłość, powiązania z policją - czy był notowany, czy nie.
Stałam przed drzwiami mieszkania z zawieszoną w powietrzu ręką. Bałam się zapukać. Niby miałam dużo czasu na przemyślenia, ale nie wiedziałam czy podejmuję słuszną decyzję. Przegryzłam wargę i zaśmiałam się w duchu. Przecież to tylko rozmowa, prawda? Nie potrafiłam się jednak wyluzować przez świadomość, że od tej właśnie rozmowy będzie zależeć całe moje życie. W końcu tu przyszłam, czyż nie? Kości zostały rzucone. Moja pięść zetknęła się z drewnianą powierzchnią, wydając charakterystyczny dźwięk. Powtórzyłam czynność dwa razy po czym odwróciłam się na pięcie. To nie ma sensu. Chciałam uciec, lecz silne ramiona objęły mnie od tyłu. Moje serce na nowo zaczęło krwawić. Musiałam opanować duszności, co nie było łatwe, przez czucie ciepła drugiej osoby.
- Wytłumacz mi się - rzuciłam w przestrzeń, lecz zdawałam sobie sprawę z tego, że mężczyzna to słyszy. Wciągnął mnie do swojego mieszkania. Poddałam się bez żadnego "ale". Bez protestu. Usłyszałam szczęk zamka. Zaczęłam się zastanawiać, czy podjęłam dobrą decyzję przychodząc tutaj. Pocałował mnie w kark, na co włosy stanęły mi dęba. Było to dla mnie zbyt gwałtowne dlatego, że wykonał ten gest bez żadnego uprzedzenia. Mimo wszystko, dzięki temu oprzytomniałam - Puść mnie.
- Nie - zaprotestował, czym mnie zdziwił. Nie spodziewałam się nieposłuszeństwa z jego strony. Nie po tym, co mi zrobił.
- To nie była prośba, Deidara. Puść mnie - uniosłam głos, choć do krzyku wiele mi jeszcze brakowało.
- Dobrze, ale obiecaj mi najpierw, że mnie wysłuchasz - gdyby nie to, że więzi mnie w objęciu, pewnie zaśmiałabym mu się w twarz. Musiało mi wystarczyć jedynie parsknięcie.
- Przecież tu jestem - włożyłam w to nieco więcej jadu, niż zamierzałam.
- Przyjść to jedno, ale faktycznie wysłuchać, to drugie - w sumie ma racje, czego na głos nie przyznam. Zaczęłam nastawiać się bojowo, więc większość istotnych szczegółów bym pominęła. Mogłabym się skupić na tych rzeczach, które nadałyby mi inne światło na całą sprawę, choć trudno być w tej sytuacji obiektywnym. Cóż, spróbuję.
- Obiecuję - puścił mnie, po czym pokuśtykał przodem do salonu. Weszłam do środka zaraz za nim. Stał tyłem do mnie, tuż przy łóżku.
- Przepraszam - do cholery! Nawet nie potrafił mi tego powiedzieć prosto w oczy.
- Za co? Za to, że mnie wykorzystałeś? - niech cierpi, tak, jak cierpiałam ja - Czy może za to, że mnie okłamałeś, wystawiłeś moją rodzinę, udawałeś kogoś, kim nie jesteś? - wyliczałam - Dobrze się bawiłeś?
- Myślisz, że to było takie łatwe? - wkurzył się, choć to ja jestem poszkodowana. Nie on - Dostałem rozkaz przeniknięcia do waszego klanu. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufaliście, lecz przez to zacząłem się do was przywiązywać. To z tobą spędzałem najwięcej mojego czasu - odwrócił się do mnie przodem - Nie robiłem tego dla misji, tylko dlatego, że chciałem przebywać jak najdłużej w twoim towarzystwie. Minęło kilka dni, a zapomniałem o swoim zadaniu. Najgorsze było to, że czułem się tak, jakby moje miejsce było właśnie przy was. Przy tobie - byłam w szoku, nie spodziewałam się takiego wyznania. Całą siłą woli musiałam się powstrzymywać, aby nie rzucić mu się w objęcia. Szybkie bicie serca oraz motylki w brzuchu wcale mi zadania nie ułatwiały - Później trafiła nam się pierwsza wspólna misja. To było niesamowite, tyle emocji. Pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć i gdy leżeliśmy chwilę w moim łóżku, czułem, że to właśnie jest to. Chcę się z tobą budzić, zasypiać, dzielić najważniejsze chwile mojego życia - chciałam coś powiedzieć, lecz na to nie pozwolił - Wiem, że to wydaje ci się nierealne, że po tak krótkim czasie można się w kimś zakochać, ale trafiło mnie. Nigdy nie spotkałem kogoś tak zadziornego, odważnego, lubiącego adrenalinę, a przy tym pięknego, wrażliwego, miłego no i nie raz wrednego - zaśmiałam się przez łzy. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać - I gdy było tak dobrze, to nagle ściągnięto mnie na ziemię. Szefowie się odezwali, musiałem wrócić do swojego zadania. Dowiadywałem się kto i kiedy ma misje. Wszystkie te informacje udostępniałem policji z wyjątkiem tych o tobie i szlag by to trafił, bo podałem wszystkie szczegóły o napadzie Kagamiego i Nakiego, który jednak przypadł nam. Nie miałem jak tego cofnąć, więc przyjąłem na siebie kulkę, która była przeznaczona dla ciebie. Tylko tak mogłem odpokutować.
- Dlaczego więc się do mnie nie odezwałeś?
- Przez to, jak na mnie wtedy spojrzałaś. Myślałem, że nie mam szans. Uważałem, że mnie nie wysłuchasz, ale cieszę się, że przyszłaś - milczałam, zastanawiając się, co powinnam zrobić - Powiedz coś proszę. Ta cisza mnie dobija.
- Czyli to prawda, że należysz do tajnych służb policji?
- Tak.
- I to, że nie ma o was żadnych danych w komputerach to też prawda? Wszystkie akta są zapisane ręcznie i trzymane w jednym z zamkniętych na klucz pomieszczeń komendy, do którego dostęp ma najwyżej postawiony glina na posterunku, tak? - blondyn ewidentnie był zdziwiony.
- Tak, ale jakim cudem zdobyłaś te informacje? - odwróciłam się do tyłu, aby oprzeć się o szafkę i pomyśleć. To wszystko komplikowało sprawę. Przychodząc tutaj, miałam nadzieję, że jednak nie jest tajniakiem. Skoro to prawda, to moje kłamstwo o pojmaniu niebieskookiego wyjdzie na jaw, gdy tylko Madara dorwie się do policyjnych plików. Z góry wiedziałam, że żadna akcja odbicia Deidary nie będzie realizowana, więc nie bałam się o to, że ktoś pozna prawdę. Teraz jednaj jest inaczej. Muszę się włamać do środka, przed moją rodziną, aby ochronić mojego ukochanego. Zemsta Uchhów jest potworna i istnieje mało osób, którym bym jej życzyła. Westchnęłam i otworzyłam oczy, aby znaleźć jakąkolwiek inspirację na pomysł, lecz na wysokości moich źrenic znalazło się coś, co kompletnie wyprowadziło mnie z równowagi.
- Więc nie tylko ty jesteś zdrajcą, co? - cofałam się powoli w tył. Zupełnie tak, jakby zdjęcie miało mnie zaraz zaatakować. Nie wierzyłam własnym oczom. Nie chciałam im zaufać. Ile bym dała za to, aby móc to wszystko zwalić na jakąkolwiek wadę wzroku, lecz nie mogłam. Zdruzgotana przeczesałam włosy szukając jakieś innej rzeczy, której mogłabym się uczepić.
- Nie wiń go za jego wybór - byłam na tyle blisko, że przyciągnął mnie do siebie. Usiadł wraz ze mną na łóżku, tyle że ja umiejscowiona byłam na jego kolanie - Nie powiedział ci tylko dlatego, że nie chciał, abyś była rozdarta między nim, a rodziną. Nie byłabyś obiektywna znając prawdę. Albo byś nim gardziła, albo wspierała i poszła w jego ślady, a tego wolał uniknąć - starł krople z mojego policzka. Zauważyłam, że przez ostatni czas stałam się bezradną beksą - Wiesz, nie raz życie w niewiedzy jest lepsze, niż mieć świadomość rzeczy, które postawiłyby cię przed trudnymi decyzjami. Chciał ci ich zaoszczędzić.
- Zrobił to bez mojej zgody! Oczywiście, że stanęłabym po jego stronie - kurde! Zorientowałam się, że niezła ze mnie hipokrytka. Deidarze nie przebaczyłabym tak od razu - Jeśliby mnie poprosił, to nie zrobiłabym tego co on.
- Ale chcąc nie chcąc, nie wiedziałabyś, jak masz się zachowywać względem rodziny - nie. W tym przypadku byłabym wierna, bo kocham go bardziej niż resztę rodziny.
- Ale nie rozumiem. Dlaczego to zrobił?
- Bo nie chciał być taki, jak wszyscy. Chciał coś zmienić. Dobrze go znasz i wiesz, że jest wyczulony na ludzką krzywdę. Poza tym nie było dnia na uczelni, aby nie wspominał o tobie czy Sasuke. Chciał was chronić, dlatego też wybrał sobie za pomocnika mnie. Z góry powiedział, że jesteście jedynymi osobami, o których działalności nie wolno mi wspominać.
- Nigdy nie chciałam takiego poświęcenia od Itachiego. Nie prosiłam go o to. Rozumiesz?
- Rozumiem, a czy ty rozumiesz, że właśnie dlatego ci nie powiedział? Spójrz prawdzie w oczy. Jest utalentowany, ale nie nadaje się na złodzieja. Jest zbyt dobry na to, a waszą rodzinę traktuje tak tylko dlatego, że nie dają wam wyboru. Z góry wam narzucono to, że musicie kraść. A tobie? Tobie wmusili narzeczonego. Rodzina tak się nie zachowuje - blondyn miał rację. Mimo wszystko jestem zła na siebie, że nic nie zauważyłam. Przecież tyle rzeczy na to wskazywało. No i jeszcze sami się przyznali, że studiowali razem, gdy Deidara był werbowany w nasze szeregi. Przez targające mną emocje nie myślałam logicznie, więc nie skojarzyłam faktów. Widocznie razem uczyli się na tajniaków. O nie!
- Czyli akta Itachiego też się tam znajdują? - przez te wyjaśnienia trochę zeszliśmy z głównego tematu. Całkowicie zapomniałam o misji. Blondyn jedynie przytaknął - To niedobrze - odpowiedziałam przerażona - Za kilkanaście godzin Madara chce się włamać na policję i wykraść wszystkie dokumenty o was. Przyszłam do ciebie, aby się upewnić, czy należysz do tych służb, bo chcę zabrać stamtąd pliki twoje i teraz też Itachiego. On nie może się o was dowiedzieć. Tyle, że najpierw muszę wykraść klucz od... - zacięłam się. Nie pamiętałam imienia policjanta, który ma potrzebny mi przedmiot.
- Od Hidana - podsunął na co tylko przytaknęłam - Pomogę ci - nie byłam co do tego przekonana.
- Na pewno?
- Jesteśmy dobrymi kumplami, więc nie będę się musiał specjalnie wysilać, aby wykraść mu klucz. Poza tym nie chcę, abyś wykorzystywała na nim swoich wdzięków - uśmiechnął się do mnie, po czym ułożył głowę w zagłębieniu mojej szyi. Miło było czuć jego zapach, obecność i wsparcie. Ucałowałam czubek jego głowy.
- Dzięki.
- Co zrobimy po napadzie?
- Nie wiem, nie zastanawiałam się - bo nie wiedziałam, jak potoczy się nasza rozmowa. Wolę jednak to przemilczeć.
- Może gdzieś wyjedziemy? - jego ciepły oddech łaskotał moją skórę, co nie pozwoliło mi się całkowicie skupić.
- Dokąd? - to nie był zły pomysł. W Konoha nie będziemy mieli zbyt wielkiej swobody, zważając na to, że zamierzam przerwać zaręczyny. Praca blondyna też nie jest nam na rękę.
- Może Ame?
- Ale tam ciągle pada deszcz - zaprotestowałam.
- Suna?
- Na początek może być - podejrzewam, że to z radości, bo wessał się w moją szyję, przy czym jedną wolną ręką zaczął delikatnie masować moją pierś przez ciuchy. Drugą trzymał na moim biodrze. Westchnęłam, lecz póki potrafiłam zachować zdrowy rozsądek oderwałam go od szyi, przy czym schwytałam go za włosy, wyginając jego głowę w tył - Najpierw klucz, kochanieńki, potem nagroda - pocałowałam go, gdy zrobił minę na obrażonego chłopca. Udobruchałam go tym, więc ze spokojem mogliśmy się udać do samochodu. W drodze uzgodniliśmy, że wykonamy tylko kopię klucza, zamiast go zabierać. W końcu to ma być cicha robota.
Musiałam przyznać, że Deidara okazał się bardzo przydatny. Zdobył i odbił klucz w piance w niecałe piętnaście minut. W sumie nie ma się co dziwić. Skoro potrafił ukraść telefon Madary, to to musiała być bułka z masłem. Czego ich uczą na tych szkoleniach tajniaków? Nieważne. Teraz moja kolej. Wystarczyło wejść do komisariatu i otworzyć odpowiednie drzwi. Z tego co się dowiedziałam, to pomieszczenie z aktami znajdowało się na zakręcie, więc nie było monitorowane, ani jakoś specjalnie strzeżone. Wszystko zrobione jest tak, aby nikt się nie domyślił, że w środku znajduje się coś naprawdę wartościowego. Z ręką na sercu mogę przyznać, że jest to jedna z najlepszych metod na złodzieja, bo zawsze spodziewamy się nie wiadomo czego - pułapek, alarmów, straży, więc omijamy to, co mamy podane na tacy. Jedynym ryzykiem jest to, że nagle ktoś wyjdzie zza zakrętu. Każda próba włamania się do tego pomieszczenia karana jest natychmiastowym aresztowaniem, gdzie można dostać od ośmiu lat więzienia. Bez zawiasów. Ryzyko jest wielkie i nie chciałabym być przyłapana. Poza tym trochę się obawiam, bo posterunek to budynek, który nigdy nie jest pusty. Co jeśli nagle jakiś pijaczyna pomyli korytarze i mnie wyda? Nie mogę też założyć rękawiczek, bo będę podejrzana. Na dworze jest za ciepło na tego typu dodatki. Musiałam przykleić plastry fizjoterapeutyczne na opuszki palców, aby nie zostawić żadnych śladów po sobie. Włosy związałam w kucyk, którego końcówkę włożyłam za kołnierz, aby żaden niechciany kosmyk nie zdradził mojej tożsamości. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na tarczę kieszonkowego zegara. Za siedem siedemnasta. Idę za cztery minuty - jak się okazało, trzy minuty przed siedemnastą to godzina najmniejszego ruchu, aż do siedemnastej jedenaście. Mam czternaście minut na włamanie się, znalezienie odpowiednich papierów i przejście w dwie strony. Serce waliło mi jak szalone. Jak wiadomo człowiek to nieprzewidywalna bestia. Nigdy nie wiesz, co nagle strzeli mu do łba, co będzie potrzebować i gdzie pójdzie. Wbrew pozorom, ta misja nie jest tak łatwa, jaką mi się wydawała być na początku.
- Dasz sobie radę - poczułam lekki uścisk na nadgarstku, który miał mi dodać otuchy. Kiwnęłam jedynie głową, po czym wpiłam się w usta blondyna. Nie dotykałam go przez wzgląd na plastry na palcach. Bolało mnie to, bo nie miałam pewności, czy jeszcze kiedyś go pocałuję. Wszystko zależało od tego czy mi się uda, czy nie. Oderwałam się szybko, aby nie przegapić czasu. Westchnęłam, po czym wyszłam z auta, trzaskając drzwiami.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na wejście powitała mnie recepcja, której ni jak nie da się ominąć. Bez zgody dyżurującego nie wejdę w głąb budynku.
- Dzień dobry - w dyżurce znajdował się mężczyzna w średnim wieku, więc uśmiechnęłam się od ucha do ucha - Czy mogłabym skorzystać z toalety? To pilne.
- Oczywiście, tylko musi pani zostawić tutaj torebkę. Na oddział, do którego się pani wybiera, nie wolno wnosić cywilom takich rzeczy.
- Oj - westchnęłam, choć byłam na to przygotowana - No bo tu tkwi problem. Wie pan - udawałam zawstydzoną, czułam, że nawet udało mi się wymusić rumieniec, choć to pewnie przez powstrzymywanie nerwowego śmiechu - No bo ja w torebce mam tylko podpaski - pokazałam mu wnętrze torby, aby potwierdzić swoje słowa - I wstydzę się iść do łazienki trzymając je w ręce. Tak na widoku - mężczyzna od razu się zaczerwienił i przeprosił. Oczywiście pozwolił mi zachować worek, wytłumaczył drogę i życzył miłego dnia. Uff....
Skręcałam kilka razy, aż trafiłam na przedsionek, który znajdował się między dwoma zakrętami, gdzie były jedne, jedyne drzwi bez żadnego podpisu. Bingo. Nasłuchiwałam czy nikt nie idzie. Nie byłam pewna, czy cisza była idealna, bo odbiór zakłóciło mi moje mocno bijące serce. Drżącymi rękoma wsadziłam klucz do zamka, który prędko przekręciłam. Zamek ustąpił. Chciałam delikatnie uchylić drzwi, lecz to był zły pomysł, bo wydały ciche skrzypnięcie. Dla mnie oczywiście brzmiało to jak najgłośniejszy hit z pobliskiej dyskoteki. Szybko weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Ze stanika wyciągnęłam malutką latareczkę. Nie mogłam zapalić światła. Jeszcze tego by brakowało żeby jakaś łuna wydobyła się ze szpary drzwi. Odpaliłam przedmiot i o mało nie krzyknęłam, gdy oświetliłam manekina. W odpowiednim momencie ugryzłam się w język. Poczułam metaliczny smak i mrowienie mięśnia. Nie przejęłam się tym zbytnio. Pamiętałam, że mam mało czasu, więc od razu podeszłam do szufladek. Dokumentów było więcej niż się spodziewałam. Bo ja wiem. Myślałam, że tak elitarna jednostka będzie miała góra dwudziestu członków, tymczasem na oko było ich ponad sto, jak nie dwieście. Na moje szczęście akta były posegregowane alfabetycznie, więc szukanie nie zajęło mi wiele czasu. Gdy miałam schować dokumenty do torebki, na jednej z teczek zauważyłam kroplę krwi. Szlag by to! Pewnie zleciała mi z ust. Nie miałam wyjścia. Musiałam zapalić na kilka sekund duże światło, aby sprawdzić, czy nie zostawiłam nigdzie swojego śladu DNA. W pomieszczeniu zapanowała jasność. Rozglądałam się wszędzie, lecz nigdzie nie widziałam czerwonych kropel. Głupi ma szczęście. Zgasiłam lampę, schowałam informacje o Deidarze i Itachim do torebki, gdzie miałam ukrytą przegrodę. Teraz już tylko musiałam nasłuchiwać czy nikt nie idzie. Byłam tak bliska powodzenia misji, że bałam się, iż ją spieprzę. Uchyliłam delikatnie drzwi, przez które nasłuchiwałam i wypatrywałam zagrożenia. Nic takiego jednak się nie pojawiło. Wyszłam na zewnątrz i już miałam włożyć klucz, aby zamknąć drzwi, lecz zza zakrętu wyłonił się cień, a później postać. Zdążyłam schowaćnarzędzie za paskiem spodni, udając, że idę przed siebie. Wyminął mnie białowłosy mężczyzna, który dokładnie mi się przyjrzał, po czym przystanął i uśmiechnął szelmowsko.
- A dokąd to panienka się wybiera, co? - stanął tak, że zablokował mi przejście na wprost. Cofnąć też się nie mogłam. Byłoby to podejrzane.
- Do toalety - uświadomiłam sobie, że na zębach muszę mieć krew, więc szybko przejechałam po nich językiem. W duchu modliłam się, aby mężczyzna nie zauważył tego szczegółu.
- Ale to nie w tę stronę. Pomyliłaś jeden zakręt - o kurwa! - Chodź, zaprowadzę cię - kurwa do kwadratu! Nie mając innego wyjścia, ruszyłam za nim - Jak masz na imię? - nie byłam przygotowana na to pytanie. Jak na złość nie mogłam wymyślić żadnego kobiecego imienia.
- Ja? - grałam na zwłokę.
- Tak, ty - uśmiechnął się. Pewnie myślał, że jestem debilką. To nawet dobrze. Odsuwało podejrzenia od mojej osoby.
- Yumi, a ty?
- Hidan - serio? Ze wszystkich ludzi trafiłam akurat na kolesia, któremu miałam ukraść klucz? Ale w sumie to przydatna informacja.
- Miło mi - nie ma to jak dobra mina do złej gry.
- Mnie też - zastanawiam się czy od tego uśmiechania się nie bolą go twarz i szczęka - To tutaj - wskazał mi odpowiednie drzwi - Poczekam tu na ciebie - że co proszę?!
- No wiesz - próbowałam go jakoś spławić - To trochę krępujące - idź sobie. Sio!
- Nie, no co ty. Daj spokój. Nawet nie wiesz ile razy to przerabiałem - hę?
- No dobra - skapitulowałam. Im szybciej coś wymyślę, tym lepiej. Wyciągnęłam komórkę i wystukałam szybkiego sms'a do Deidary:
RATUJ! Zadzwoń do Hidana. Spraw, żeby gdzieś poszedł. Czeka na mnie, a ja nie zamknęłam drzwi.
Czekałam i czekałam. Mijały sekundy, a ja czułam się tak, jakby mijała któraś już z kolei godzina. Zejdę na zawał. Naprawdę. Już miałam wychodzić zrezygnowana, bo nie miałam innego pomysłu, gdy zza drzwi doszedł do mnie dzwonek komórki. Nie wiem z kim Hidan rozmawiał, ale usłyszałam jedno zdanie, na które tak długo czekałam:
- Tak już idę - doszło do mnie pukanie z zewnątrz - Yumi? - nie zareagowałam od razu, bo zapomniałam, że zmyśliłam to imię.
- Yhm - wystękałam zażenowana swoją głupotą.
- Przepraszam, ale muszę iść. Wierzę, że sama trafisz do wyjścia - tak, tak, tak, tak!
- Spoko, nie przejmuj się - chyba tego nie słyszał, bo gdy wyszłam na zewnątrz to już go nie było. Biegiem rzuciłam się do korytarza, z którego wyprowadził mnie białowłosy. W ekspresowym tempie zakluczyłam drzwi. Byłam niemal jak Bruce Lee. Z lekkim sercem ruszyłam do wyjścia. Pożegnałam dyżurnego i z uśmiechem przywitałam świeże powietrze.
Odwiozłam Deidarę do jego mieszkania i umówiłam się, że będę u niego o świcie. Z walizkami. Podczas gdy moja rodzina będzie się włamywać na policję, ja wyjadę do Suny. Martwiłam się, że ktoś odkryje mój plan i powstrzyma przed jego realizacją, choć byłby to niezły wyczyn, skoro wszyscy żyją teraz zdobyciem tajnych akt. Zapukałam do gabinetu Madary.
- Wejść - usłyszałam jego donośny głos. W przeciągu najbliższych lat pewnie go nie usłyszę, bo będę musiała się przed nim ukrywać ze względu na klan Matsuoki. Zrobiło mi się żal. Będę tęsknić za moim kuzynem. To naprawdę świetny facet, który zawsze mnie wspierał.
- Proszę - z uśmiechem położyłam klucz na mahoniowym biurku.
- Jak go zdobyłaś?
- No wiesz - usiadłam na brzegu jego biurka - Faceci mają to do siebie, że kochają ten widok - nachyliłam się specjalnie, aby było widać rowek moich piersi. Szef zaśmiał się głośno. To bardzo przyjemny dźwięk. Powinien to robić częściej. Odchyliłam się z powrotem i kontynuowałam - No i kompletnie nie wiedzą, co zrobić z kobietą, gdy płacze. Traktujecie nas wtedy jak tykającą bombę, od której zależy to czy przeżyjecie, czy nie. Na szczęście Hidan jest podręcznikowym mężczyzną, więc zachowywał się tak, jak przypuszczałam - mrugnęłam do niego. Zapytałam czy potrzebuje czegoś jeszcze. Zaprzeczył, więc wyszłam z gabinetu. Oparłam się o drzwi, przymknęłam powieki i westchnęłam głośno. Nie spodziewałam się, że będę za nim tęsknić skoro jeszcze jestem w dziupli. No nic. Chciałam znaleźć Itachiego. Nie było go w swoim pokoju, salonie, kuchni ani na siłowni, czy sali do ćwiczeń. Zrezygnowana ruszyłam do swojego pokoju, w którym o dziwo siedział brunet. Wstał z łóżka, na którym siedział, gdy tylko mnie zobaczył. Podszedł bez słowa i mnie przytulił.
- Już wiesz? - zapytaliśmy w tym samym momencie, gdy uznaliśmy, że czas przerwać ciszę. Odsunęliśmy się delikatnie, ale tylko tak, aby siebie widzieć. Przytaknęłam głową. Zrobił to samo.
- Przepraszam - usłyszałam jego piękny baryton.
- Chciałeś dobrze. Nie mogę cię za to winić - skoro dziś wyjeżdżam, nie chcę się kłócić.
- Jesteś pewna, że będziesz z nim szczęśliwa?
- To twój przyjaciel. Nie pozwoliłbyś mi z nim jechać, gdybyś nie był pewny, że mi z nim dobrze.
- Tak. Masz rację - uśmiechnął się do mnie, po czym znowu przygarnął do siebie - Odzywaj się do mnie. Dobrze?
- Ok.
- Dziękuję ci za wszystko. Powodzenia - odsunął się ode mnie i podszedł do drzwi.
- Nawzajem - w tym samym momencie do pokoju wszedł Rin. Itachiego już nie było.
- Jak tam? Gotowy na misję? - nie wiem. Może byłam zbyt życzliwa, bo ewidentnie był zdziwiony moim zachowaniem.
- Tak - mruknął, po czym wpił się w moje usta wlekąc mnie za sobą na łóżko. Skończył pieszczotę, po czym przygarnął mnie do siebie. Wtulony w moje ciało, zasnął. Obserwowałam go dość długo. Widziałam, jak marszczy brwi, kręci nosem, przygryza wargę, uśmiecha się lub szczerzy kły. Wystarczyło pogłaskać go delikatnie po głowie, aby się uspokoił i leżał w bezruchu z miną dziecka. Pierwszy raz zrobiło mi się go żal. Pierwszy raz pomyślałam o tym, że skrzywdzę go swoim zachowaniem, ale nie chciałam odwoływać swojej decyzji. To z Deidarą chcę dzielić swoje życie, nie z Rinem. Po godzinie dwudziestej trzeciej zasnęłam.
Słyszałam krzątanie się mojego narzeczonego. Leniwie uchyliłam powieki. Była czwarta trzydzieści siedem. No nieźle. Nie mogłam udawać, że śpię, bo faktycznie bym zasnęła i nie spotkała z blondynem. Wstałam więc i się przeciągnęłam. Poszłam do łazienki, aby ochlapać twarz zimną wodą.
- Po co wstajesz tak wcześnie? Mogłaś spać dalej - w lustrze odbiła się podobizna fioletowowłosego.
- Martwię się - to była prawda. Nie bałam się tylko o siebie, ale również o moją rodzinę. Co jeśli ktoś wpadnie? Żaden adwokat nie będzie w stanie mu pomóc.
- Daj spokój. Nic nam nie będzie. Trochę więcej wiary - przytaknęłam.
- Odwróć się - zdziwiony wykonał moją prośbę. Kopnęłam go symbolicznie w tyłek na szczęście - Uważaj na siebie.
- Yhm - musnął moje czoło i wyszedł zostawiając mnie samą. Wykonałam poranną toaletę, pomalowałam się i spakowałam wszystkie ciuchy do walizki. Dokładnie sprawdziłam, czy czegoś nie zostawiłam. Po upewnieniu się, iż wszystko mam, wyjęłam dwa zdjęcia. Jedno z Rinem, drugie z Madarą. Na odwrocie obrazków napisałam to samo:
Przepraszam. Nie wściekaj się na mnie, proszę. Bądź zawsze szczęśliwy.
Zdjęcie dla Matsuoki zostawiłam na naszym łóżku. To dla kuzyna musiałam zanieść do jego gabinetu. Wyciągnęłam rączkę walizki, którą pociągnęłam za sobą. Starałam się iść szybko, lecz zdążyłam postawić góra pięć kroków, nim zorientowałam się, że nie jestem sama w kryjówce.
- Ja... Ja... - jąkałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wyczerpałam już wszystkie wymówki.
- Rozumiem - ton głosu ewidentnie przeczył wypowiedzianemu słowu - Byłaś... Nie. Byliśmy - poprawił się - Do tego zmuszeni. Czuję się trochę oszukany, że mi nie powiedziałaś o tym, że uciekasz, ale jakoś to chyba przeżyję, nie? - fioletowooki pocierał kark ręką, gdy do mnie mówił. Nagle zaczął się do mnie zbliżać. Byłam sparaliżowana poczuciem winy. Nie mogłam się ruszyć. Spuściłam wzrok na buty - Hej, mała - zwrócił się do mnie, unosząc mój podbródek. Drugą ręką chwycił mój nadgarstek - Nie przejmuj się. Każdy ma prawo do szczęścia - na ręce poczułam zimno metalu i charakterystyczny dźwięk zamykania kajdanek.
- Co do...? Rin, wypuść mnie. Natychmiast! - całkowicie był głuchy na moje prośby i rozkazy.
- Tak się składa, że teraz to Ty jesteś moim szczęściem. Nie tylko Ty byłaś stroną, która musiała wiele poświęcić. Należysz do mnie i nie pozwolę ci odejść - wpił się brutalnie w moje usta, przygniatając do ściany. Próbowałam się wyszarpać, ale był ode mnie o wiele silniejszy. Wykorzystywałam każdą przerwę w pocałunku, na nakłonienie go do zaprzestania swoich czynów.
- Rin, puść mnie proszę. Ja nie chcę... - zupełnie jakbym mówiła do ściany. Masował moje udo. Całkowicie skupił się na moim ciele. Płakałam jak mała dziewczynka, powtarzając w kółko swoje prośby. Łzy nie leciały mi przez to, że robił mi krzywdę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie podoba, lecz wiedziałam, że to moja jedyna szansa na ucieczkę, która umiera. Skoro Rin mnie złapał, z pewnością powie o wszystkim rodzinie. Ślub zostanie przyspieszony. Znowu dostanę "szlaban" - będę pilnowana na każdym kroku, a moja przyszłość z blondynem legnie w gruzach. Chciałam być po prostu szczęśliwa, a nie osiągnę tego w Konoha, wśród rodziny. Traciłam już nadzieję na poprawę sytuacji do momentu, gdy ciało Matsuoki osunęło się na podłogę. Poleciałam razem z nim przez wiążące nas kajdanki.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam zmartwiony głos Deidary. Serce zaczęło bić szybszym tempem. Uratował mnie.
- Nie, nie. Zupełnie nic. Po prostu się bałam, że nam się nie uda - dopiero po czasie zrozumiałam, że przyznałam się do tego, że obłapianie mnie, nawet mi się podobało, lecz niebieskooki raczej nie zwrócił na to uwagi. Rozkuł mnie i wziął moją walizkę. Poszedł przodem do samochodu. Ja pobiegłam jeszcze do gabinetu Madary, aby wsunąć mu pod drzwi zdjęcie. Z doświadczenia wiem, że jest on zawsze zamknięty pod nieobecność właściciela, więc nawet nie próbowałam wejść do środka.
- Gotowa?
- Tak - odpowiedziałam, gdy tylko zapięłam pasy. Ruszyliśmy w kierunku, którym jeszcze nigdy się nie poruszałam. Jak się zastanowić, to w sumie nigdy Konohy nie opuściłam. To mój pierwszy raz, gdy mam przekroczyć granice miasta i Kraju Ognia. Po kilku godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na stacji, aby coś przegryźć i się napić. Nieopodal znajdował się strumień rzeki. Wybraliśmy się tam i spaliliśmy dokumenty na temat Itachiego i Deidary. Cały popiół rozmył się w nurcie wody, więc nie musieliśmy się obawiać o to, że jakiekolwiek szczątki zostaną znalezione. Ni stąd, ni zowąd, blondyn przyssał się do mojej szyi. Trochę mnie to łaskotało.
- Co ty robisz? - zapytałam, chichocząc.
- Malinkę, w końcu mogę na tobie zostawić ślady po sobie - zaśmiałam się, po czym z miejsca wskoczyłam na niego i pocałowałam namiętnie.
- Szybki numerek na łonie natury? - zapytałam cała rozpalona. Zbyt długo czekałam na jego dotyk.
- Pani jest bardzo perwersyjna i bezpruderyjna - udawał oburzonego - Bardzo mi się to podoba - byłam cholernie szczęśliwa. W końcu mogłam cieszyć się tym, co jest teraz i bez obaw czekać na lepsze jutro.
*****
*chodzi mi o szejki, ale nie mam pojęcia, jak się to odmienia ;/
Ponownie wzorowałam się na postaci z anime Free - Rin Matsuoka ;) Tytuł zaczerpnięty od piosenki Adele.
Jak widać, Skyfall jest w nieco innym klimacie niż Retrogade, ale mnie osobiście podoba się bardziej. Więcej akcji itd., ale ocenę pozostawiam Wam ;)
Kushino! Wiem, że za Deidarą nie przepadasz, ale chciałabym Ci dedykować tę partówkę. Nie tylko dlatego, że mnie strasznie poganiałaś i motywowałaś jeśli chodzi o pisanie, ale również dlatego, że niedawno obchodziłaś urodziny i chciałabym, aby to był swego rodzaju prezent.
Wiem, że to było 11 dni temu, ale chciałam Ci złożyć życzenia pod tą partówką :)
Oby zdrowia Ci nigdy nie zabrakło, niech szczęście zawsze u Ciebie gości, wszelkie marzenia się spełnią i czerp z życia dużo radości. Niech miłości nigdy Ci nie braknie, a na studiach niech profesorowie wpisują Ci najwyższe stopnie ;) <3
Cytując Yokinę: jestem w niebie!
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, od czego zacząć. Mam Ci tyle do powiedzenia i nie wiem, co najpierw, co potem, kiedy, co jak - tak jestem rozemocjonowana! CO TY ZE MNĄ ROBISZ DZIEWCZYNO! Uwielbiam Cię!!
Może zacznę od końca. Dziękuję pięknie za dedykację. To nie tak, że nie przepadam za Deidarą, jest mi po prostu obojętny, dlatego zrobiłam z niego geja. :D Choć teraz żałuję, po przeczytaniu tego opowiadania. ;) Jestem szczęśliwa i dumna i czuję się naprawdę wyróżniona, że to właśnie dla mnie jest ta partówka. Prezent idealny, to nic, że spóźniony. Nie wiem, jak dziękować Ci za życzenia, strasznie się wzruszyłam. :) Mam nadzieję, że wszystkie się spełnią. :)
A teraz już pójdę po kolei, żebym przypadkiem niczego nie ominęła. :D
Już na samym początku mnie zaciekawiłaś. To włamanie, napięcie, stres, adrenalina - świetnie to oddałaś! A chłopiec oglądający pornole? Gdyby nie to, że było już późno w nocy, jak czytałam tę partówkę, pewnie wybuchłabym śmiechem, a tak musiałam zadowolić się chichotem. :D No tak, co też ci chłopcy mają w główkach... Tyle dobrze, że się nie odwrócił, choć ja na miejscu Yokiny chyba zeszłabym tam na zawał. Trochę by się zdziwił, gdyby zobaczył w pokoju obcą babę. :D A tak poza tym to przecież do tego pokoju równie dobrze mogła wejść matka i nakryć go na oglądaniu pornoli, bo przecież kobiety mają z zwyczaju zaglądać do dzieci. Ciekawe, jak by się młody tłumaczył. :D No ale nieważne, wracając do późniejszej akcji - ekstra! Widać, że Yokina jest świetnym włamywaczem, dlatego pomimo ciągłego napięcia, trochę się rozluźniłam, gdy Uchiha włamywała się do sejfu. Ciekawie sobie wymyśliłaś z tym jajem, nie powiem. :D Szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko, gdybym miała takie cudeńko w domu. Co prawda nie mam pojęcia, do czego by mi pasowało, ale te jajka są naprawdę ładne. :D
Zdziwiłam się, gdy okazało się, że narzeczonym Yakiny jest jakiś Rin. Rin, którego nie znam, którego nie chcę - no ale okej. Jakoś go nie polubiłam. Nie wiem, czy to przez to, że czekałam niecierpliwie na Deidarę, czy po prostu... Rin był jakiś sztywny. Nudziarz i tyle. Co z tego, że seksy z nim były spoko, skoro bawić się nie umiał?! Nudziarz!
Nie spodziewałam się, że Yokina okradła Orochimaru. Dobrze, że sprawa szybko się rozwiązała, choć na początku myślałam, że motyw ucieczki i chowania się przed gadem będzie jednym z głównych tej partówki. Przynajmniej nie musiałam ciągle bać się, że ten dupek zabije mi Yokinę. :D
A tak swoją drogą - Ivy! <3 Ona też tu jest, dalej jako dziewczyna Madary, jejkuuuuu! Jak się ucieszyłam, gdy o niej przeczytałam, reaaaaally. :D Moja kochana Ivy! :D Sprytnie to wszystko łączysz. :D
I Itaaaaachi! Mój kochany Itachi! MATKO KOCHANA, JAKI ON JEST W TYM OPOWIADANIU CUDOWNIE LUDZKI, CIEPŁY, UROCZY! I motyw z batmanem, i słodycze, i - o jejuuuuu - no nie mogę! Itachi był w tym opowiadaniu najcudowniejszą postacią, serio! Mogłabym o nim czytać godzinami. Uwielbiam go w takiej ciepłej odsłonie. :3 Nic mi więcej nie potrzeba do szczęścia. :D
I Madara też był świetny. Szefuńcio, który martwi się o kuzynkę. Niby daje kary, a potem się tłumaczy. No cudooooo. :3
Nie mogłam doczekać się wprowadzenia Deidary do opowiadania. Usz matko, blondyn od samego początku uwodził Yokinę, co było strasznie fajne! Seksowna bestia. Wcale się nie dziwię, że Uchiha na niego poleciała, bo po tym ,jak go opisałaś, pewnie też wpadłabym w jego ramiona, albo się do nich sama pchała. :D Tylko podczas tej rozmowy, gdy Deidara był przyjmowany, trochę nie ogarnęłam jednego zdania Madary i zastanawiam się, czy nie pomyliłaś przez przypadek imion. Czy na pewno chodziło Ci o niesubordynację Ivy? Nie Yokiny? Bo później Uchiha się wkurzyła, że ją obraził, więc wychodziłoby na to, że przez to, że Yokina zawaliła, a nie Ivy, Dei jest w bandzie. :)
UsuńBezczelność Deidary jest świetna! Ich rozmowy z podtekstami, zawadiackie uśmieszki, flirty - świetnie, po prostu świetnie to wszystko opisałaś! Rumieniłam się wtedy, co Yokina i śmiałam razem z nią. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale strasznie mnie wciągnęłaś, chcę więcej, więcej, więcej!
Ich wypad do klubu... Musiałam wyglądać jak glonojad, z takim zainteresowaniem to czytałam. *______* Ich wszystkie ruchy, gesty, słowa - o mamuuuuuuniu! Nie mam słów, żeby opisać, co czułam, czytając ten fragment. Mówiłam już, że idealnie wszystko opisujesz? To się powtórzę - to było GENIALNE! I ta bitwa, i później to, że się prawie pocałowali i złość tego całego narzeczonego Yokiny... Oj dziewczyno, Ty to wiesz, jak zawrócić czytelnikom we łbie. :D
I nadszedł czas na pierwszą misję... Właśnie tego tak nie mogłam się doczekać! Samo włamanie, a później ucieczka i to, jak zdejmowali w biegu kamuflaż - kto by to lepiej opisał od Ciebie? Chyba nikt! W ogóle skąd Ty masz tyle pomysłów? W życiu bym na coś takiego nie wpadła, zazdroszczę Ci. :c Wracając jednak - ich pocałunek w trawie - łiiiiii! Miałam ochotę piszczeć jak mała dziewczynka! Tyle na to czekałam, a gdy w końcu zaczęło się coś dziać, jacyś policjanci wszystko przerwali. ._. Dostałam zawału, pewna, że ich rozpoznają. Na szczęście udało im się wyjść z tego cało. I ta nagroda... Czytałam o ich seksie z wypiekami na twarzy. Sam fakt, że Yokina pierwszy raz przeżyła coś takiego z Deidarą był niesamowity. Jak już mówiłam, idealnie wszystko opisujesz i oddajesz. Serce waliło mi jak oszalałe! Co prawda z wiadomych względów nie mogę powiedzieć, że czułam się, jakbym była Yokiną, ale naprawdę pięknie opisałaś ich zbliżenie. Szkoda, że nie mogli dłużej poleniuchować w łóżku. :C
A potem to unikanie siebie nawzajem, to zniecierpliwienie Uchihy, pożądanie... Nie dziwię się, po czymś takim pewnie też nie mogłabym się doczekać następnego razu. :D Miałam nadzieję, że po kolejnej misji znów pojadą do mieszkania Deidary, a tu takie BUM! Dei wtyką? Złamałaś mi serce. Wcale się nie dziwię Yokinie, że pokazała mu środkowy palec, bo pewnie zrobiłabym to samo. Nie potrafię natomiast wyobrazić sobie bólu, jaki czuła - strach, że blondyn został postrzelony, że go wsadzą za kratki, jego ukochanego, który jednak okazał się być zdrajcą... To rozczarowanie, zawód, szok, ból... Strasznie było mi jej szkoda, gdy tak wracała do domu, gdy budziła się z płaczem i nie mogła normalnie funkcjonować. :c
Miałam nadzieję, że w końcu dojdzie do ich spotkania. Na szczęście nie zawiodłaś mnie. :D Jeszcze większy szok przeżyłam, gdy dowiedziałam się, że wtyką jest również Itachi! Matko boska, ale żeś to sobie wszystko wymyśliła! Serio, odkąd tylko dowiedziałam się o planie wykradnięcia akt, serce miałam w gardle ze strachu o Deia, a później również o Itasia. Doskonale wiesz, jak mi zagrać na emocjach.
Rozmowa Yokiny z Deidarą, to, jak blondyn mówił o poświeceniu, a później o uczuciach - jeeeeeeeju, też bym nie mogła się długo gniewać! To było takie szczere, prawdziwe, piękne...
Gdy powiedział, że przekazywał informacje policji, od razu zorientowałam się, że o misji Kagamiego i Nakiego (dobrze zapamiętałam?) również powiedział. Dlatego drgnął w gabinecie lidera, dlatego był takie nieobecny, zdenerwowany... Wszystko zgrabnie sobie uknułaś.
UsuńI kolejna misja, tym razem tylko Deidary i Yokiny, tylko oni o niej wiedzieli... Świetne, świetne, cudowne! I to, że spotkała Hidana, że on również miał tutaj rolę i był taki, jak zawsze! Choć szczerze mówiąc również miałam "pełno w gaciach", gdy czekał na nią przed kibelkiem. :D
Trochę, podkreślam, trochę zrobiło mi się żal Rina, gdy Yokina chciała potajemnie uciec, ale gdy później cham chciał ją zgwałcić i zniewolić i nie pozwolić uciec, modliłam się, żeby wtargnął Deidara - i oto jest! Mój kochany wybawiciel! <3
Masz szczęście, że wszystko dobrze się zakończyło, że ta dwójka jest razem - nie wybaczyłabym Ci, gdybyś rozdzieliła ich po tym wszystkim. ;) Zastanawia mnie tylko, czy Madara nie będzie szukał kuzynki. Przecież on ma kontakty i znalezienie jej chyba nie powinno stanowić dla niego większego problemu? Ech, no i zostawiasz mnie z tą niewiadomą. Mam jednak nadzieje, że para żyje sobie teraz szczęśliwie. ;D
Podsumowując: tak jak poprzednia partówka, ta jest świetna. Zagrałaś mi idealnie na emocjach, wciągnęłaś w akcję, zaciekawiłaś, zraniłaś, a potem na nowo zdobyłaś moja serce. Byłam Yokiną, czułam to, co ona, bałam się jak ona, cieszyłam wtedy, gdy ona, śmiałam i rozpaczałam... Wszystko to sprawia, że Twoje opowiadania są naprawdę dobre, z wyższych półek. Nie dość, że fabuła była spójna, widać naprawdę przemyślana, bo nie znalazłam żadnych niedociągnięć, których mogłabym się przyczepić, to jeszcze naprawdę ładnie ubrałaś wszystko w słowa. Nie dopatrzyłam się żadnego błędu, no totalnie nic! Korekta widać nie była po łebkach. :D
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę partówkę, nawet w nocy, gdy niemal już padałam na pysk (od tygodnia śpię po maks 3-4 godziny, a to chyba jednak dla mnie za mało). Przez Ciebie znowu nie mogłam usnąć, skutecznie mnie rozbudziłaś. :D Ale jak zobaczyłam przed wyjściem z domu, że Skyfall już jest, to nie mogłam się doczekać powrotu. :D
Piosenka "This one for you" idealnie oddaje klimat tego opowiadania, nawet lepiej, niż "Skyfall". Oczywiście ląduje w mojej mp3 i słuchając jej będę sobie przypominać o losach Yokiny i Deidary. :)
Poza tym masz przepiękny szablon. Jest naprawdę klimatyczny, po prostu idealny! Nie wiem, jak inaczej mogłabym wyrazić swój podziw. Świetna robota, kochanie.
Trochę mi szkoda, że to już koniec, że muszę wreszcie opublikować mój długaśny komentarz i że znowu będę musiała tyle czekać na kolejną partówkę. (O kim tym razem będzie, hę? :D) Pewnie będę się niecierpliwić tak samo jak poprzednio, albo nawet bardziej, widząc Twoje możliwości i wyobraźnię. :)
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za życzenia i za to, że mogłam przeczytać coś tak dobrego. Oderwałam się od rzeczywistości, która każe mi uczyć się patologii, przez chwilę byłam złodziejką, zakochaną po uszy w Deidarze. Dziękuję Ci za to.
Będę czekać cierpliwie, ale do czasu. Później znów będę męczyć dupę, żebyś pisała i pisała, bo tak jak Yokina, chcę więcej, więcej, więcej. Tyle tylko, że nie seksu, a Twoich opowiadań. :D
Kłaniam się, kochanie!
Wykreowałam tak Madarę i Itachiego, aby pasowała tu zasada: "Każdy Uchiha dba o dobro Uchihy" - czy jakoś tak ;) Poza tym chyba w większości przypadków istnieje ten podział, że chłopacy z najbliższej rodziny dbają o spokrewnione dziewczyny. Ja tak zawsze miałam z kuzynem i bratem, że o mnie dbali i ochraniali, gdy była taka potrzeba ;) Poza tym od zawsze wyobrażałam sobie, że tak właśnie Itachi zachowywał się przed masakrą swojego klanu ;)
UsuńTak, tak. Masz rację, pomyliłam imiona, bo gdy piszę o Madarze, od razu nasuwa mi się imię Ivy. Ogólnie przez jakiś czas miałam ten problem, że zamiast Yokina, pisałam Ivy i chyba z 4 razy musiałam to poprawiać. Dzięki, że mi o tym napisałaś, bo podczas korekty tego nie zauważyłam ;)
Cieszę się, że mój styl pisania przypadł Ci do gustu ^_^
Powiem Ci, że sama nie wiem, skąd wytrzasnęłam ten kamuflaż, bardzo lubię sobie wyobrażać pewne historyjki podczas zasypiania i wtedy przyszło mi do głowy kilka pomysłów, które wykorzystałam. Między innymi kamuflaż podczas pierwszej wspólnej misji ;)
Wiesz, ogólnie zabierając się za tą partówkę miałam tylko wymyślony moment zdrady Deidary, więc wiesz, wszystko było pisane pod tę sytuację ;P Na początku miałam inny jej zamysł i gdy doszło do tego, że muszę ją opisać, to wiało w mojej głowie pustką, no bo "Co to tam sobie wymyśliłam? Cholera! Nie pamiętam", więc miałam kilka zawiech przy tej akcji :D Itachi też mi się tak nawinął po drodze - lubię zaskakiwać ;)
Co do rozmowy Deia i Yokiny... Myślę, że z góry było wiadome, że mu przebaczy, skoro to była jej pierwsza prawdziwa miłość.
Taaa, zastanawiałam się, kiedy wprowadzić dziwne zachowanie Deia, aby coś zasugerować. Co do imion - Dżizas! Ile ja się ich naszukałam! Dziękuję za istnienie wikipedii odnośnie Naruto, bo nie jestem dobra w wymyślaniu japońskich imion -.-' A jeśli ktoś jest wielkim fanatykiem Naruto, to z pewnością się ucieszy, że wykorzystałam prawdziwe imiona z mangi ;)
Pomysł z Rinem wpadł mi całkowicie przy końcówce pisania. No bo to by było zbyt łatwe, gdyby Yokina tak o sobie uciekła. Poza tym wcześniej specjalnie ukazałam jego stosunek do Mei i Yoki, bo chciałam pokazać, że on naprawdę się w niej zakochał i mimo, że miał okazję ją zdradzić, to tego nie zrobił. Był zdesperowany, dlatego posunął się do tego kroku. Napisałam też, że Yoki nie przeszkadzał dotyk Rina, tylko to, że przeszkodzi jej w ucieczce. Wolę nie propagować gwałtu, bo słowo samo w sobie wzbudza we mnie zbyt wielkie emocje, a co dopiero opisywanie tak brutalnego aktu. Nie mogę sobie wyobrazić, co ofiary muszą przeżywać. Brrrr.....
Bywały momenty, gdy chciałam napisać, że Yoki została złapana na gorącym uczynku przy kradzieży akt, ale podejrzewałam, że większość ludzi nie lubi nieszczęśliwego zakończenia, więc dałam sobie z tym spokój.
Hmmm, nie myślałam o poszukiwaniach Madary. Skoro Yoki zostawiła mu zdjęcie, to może jej dać spokój, a jeśli nie... Nie zapominajmy, że ona też jest Uchiha, więc też ma swoje sposoby, a Dei jest tajniakiem, więc nie powinni mieć problemów z ukryciem się.
Jejku, teraz to ja się rumienię od Twoich komplementów ^_^ Korekta trwała ponad 3h, więc cieszę się, że nic nie pominęłam, bo po tylu godzinach można coś przeoczyć ;)
UsuńO proszę, specjalnie nie spać dla czytania? Czuję się zaszczycona, bo skoro śpisz tak mało, to pewnie musiałaś walczyć z tym, aby nie zasnąć.
Co do piosenki, to też tak uważam, ale odnalazłam ją dopiero tydzień temu, a już w informacjach pisałam, że partówka będzie się nazywać "Skyfall". Poza tym, gdyby nie piosenka Adele, możliwe, że pomysł na partówkę nigdy by nie przyszedł mi do głowy, bo to ona była moją największą inspiracją do pisania tej historii ;)
Taaaa, nieskromnie mówiąc - też jestem zadowolona, choć cała zasługa należy do alexz, której obrazek znalazł się w nagłówku.
Kurka, no! Cieszę się, że skomentowałaś praktycznie wszystko, bo to dla mnie wiele znaczy, tyle, że teraz mam problem.
To był chyba mój najlepszy, najbardziej rozbudowany pomysł i boję się, że reszta moich partówek nie utrzyma tego poziomu... Poza tym, mam kilka pomysłów, ale tylko na epizody, nie całą historię, więc przez to też napisałam o przerwie do listopada, ale na pewno coś wymyślę, muszę w siebie wierzyć ;)
Nie ma za co! To ja Ci dziękuję za tak wyczerpujący komentarz, bo to bardzo mnie motywuje do dalszego pisania ;* Miłej nauki!
A męcz mnie! To naprawdę lepsze, niż pisanie z obawą, czy ktoś to przeczyta, czy nie.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały u Ciebie! <3
Ufffff tyle emocji:) w niektórych momentach<< zwłaszcza w ehmmm, wiadomo o czym mowa ;)>> wstrzymywałam powietrze na
OdpowiedzUsuńdobre dwie minuty:) czytając nabierałam tampa, a moje oczy wyglądały jak, by były opętane- "latały" od lewej do prawej i tak przez całe opowiadanie -normalnie sprint czytania- Chciałam więcej i więcej... Tak mi się niektóre (od momentu tańca z Deidarą aż po przyjście dziewczyny po wyjaśnienia w sprwie szpiegowania do domu chłopaka) fragmenty podobały, że wracałam do nich po kilka razy; albo czytałam całe opowiadanie następnego dnia. Wielkie uszanowanko za takie porwanie czytelnika, że aż mu brakuje tchu :D poprostu kochasz to, co robisz i to widać oby tak dalej:)
I jeszcze podkład muzyczny ta piosenka przy tańcu dziewczyny z Deidarą :) dobre tampo nie zaszybkie nie zawolne słuchając jej wyobrażałam sobie całe te figury taneczne i myślę, że w realu, to by zarąbiście wyglądało;p
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale komentarz pisany
Pozdraiam serdecznie ______Gal Anonim______
ale komentarz pisany na komórce
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz - to wiele dla mnie znaczy :) Bałam się trochę momentu tańca, bo chciałam dobrze to opisać, a okazało się, że jest to cholernie trudne do przedstawienia, ale cieszę się, że Ci się ten fragment spodobał ;)
UsuńNie spodziewałam się, że kogoś aż tak "porwę" ;)
Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam :*
Trafiłam tutaj w sumie po części przez Kushinę, która wspomniała, że piosenkę, którą mam na blogu, pierwszy raz słyszała u Ciebie. "Retrograde" było niesamowite <3 Może trochę za dużo scen erotycznych, których przesytu nie lubię, ale z drugiej strony, właśnie na tym polegało opowiadanie. Bardzo podoba mi się styl, którym piszesz. Jest taki swobodny i luźny, bez sztywnych opisów. Zupełnie, jakbyś opisywała sytuacje, będąc akurat ich świadkiem lub uczestnikiem. Niestety "Skyfall" nie podoba mi się aż tak bardzo. Również, jest dobry, ale czegoś mi brakuje w nim... No nic, czekam aż napiszesz coś jeszcze, mam nadzieję, że wkrótce się doczekam. ^^ Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńO, miło mi, że mamy ten sam gust muzyczny ^_^
UsuńCieszę się, że Retrograde Ci się podobało :) Co do scen erotycznych... Nie ukrywam, to główne założenie bloga - mało jest blogów o takiej tematyce, a ostatnimi czasy bardzo polubiłam tego typu opowiadania :)
Oooo, dziękuję bardzo za komplementy ^_^
Hmmm, szkoda, że Skyfall nie przypadło Ci do gustu w równym stopniu co Retrograde, ale rozumiem, że każdy lubi co innego i każdy poszukuje czego innego w opowiadaniach ;) Mimo wszystko cieszę się, że przeczytałaś obie moje partówki i napisałaś, co o nich sądzisz ;)
Również pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za opinię ;*
Retrograde było bardzo dobre chylę się w pokłonach za ilość tekstu ja bym nie mogła xD
OdpowiedzUsuńSkyfall...hmm było dobre naprawdę, tematyka zarąbista xD Naprawdę szkoda mi dziewczyny, że musiała mieć narzeczonego na siłę. Sama znam jedną panią, która też została zmuszona do małżeństwa i wiem, jaki to ogromny ciężar, no ale nie będę tutaj o tym pisała.
Smuci mnie tylko, że nic nie napiszesz o Kisame! Ubóstwiam go...
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
PS Super szablon, sama mam u siebie na blogu od tej samej autorki.
Ja siebie również nie podejrzewałabym o taką ilość tekstu, a jednak - udało się ;)
UsuńJa takiego przypadku nie znam, ale wyobrażam sobie, jaki to musi być ból dla zmuszonej strony..
Kto wie, może kiedyś coś o nim napiszę, choć średnio mi pasuje do jakiejkolwiek roli uwodzicielskiego mężczyzny... Kto wie? Nigdy nie mówię nigdy ;)
Dziękuję za miłe słowa :*
Pozdrawiam :)
Heej. Od razu bardzo mocno Cie przepraszam za komentarz ale bedzie dosc chaotyczny. Czytalam to opowiadanie po troche kazdego dnia bo pracuje i mam zbyt malo czasu na takie przyjemnosci. Z tego wszystkiego mocno sie pogubilam i nie wiem czy sie nie pomyle w jakims imieniu czy nazwie wiec od razu przepraszam.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie-ZAJEBISTE!! Ja sie zastanawiam- skąd Ty bierzesz takie pomysly?! Ni masz baniak :D serio. Tak wspaniale wszystko opisujesz z taką dokladniscia jak bys sama tam byla. Az mozna podejrzewac ze sama jestes w jakims gangu zlodziejskim :P hehe
Yokina i Dei- wspaniale polaczenie. Od poczatku ten Rin mi nie pasowal. Pierwszy raz czytam blog w ktorym jest opisana scena erotyczna z Deidara az go pokochalam <3 normalbie rewelka.
Musze sie przyznac ze sie poryczalam bo troche sie odnalazlam w tym opowiadaniu. Nie chce mowic w ktorej sytuacji ale to nie wazne. Plakalam jak idiotka jakas... Skradlas mi serce tym opowiadaniem. Serio . Te gierki Deidary, to podrywanie, ten pocalunek w krAkach, ta dyskoteka, i ich pierwszy raz... No to wszystko wywarlo na mnie tak sielnie emocje... Eh... To jak pozniej poczula sie oszukana, zdradzona, ... Eh wygadalam sie.. Tak plakalam razem z nia... Ale na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo :) aaa i Itas! Tak cudownie go zrobilas! No kocham Cie za to!!! Swietne wykorzystalas wątek z mangi o Itachim i jego cichym dzialaniu wbrew rodzinie. Spodobalo mi sie to. Jestes naprawde swietna w tym co robisz- szacun dla Ciebie! Pozdrawiam :*
A tak jakoś wpadłam na ten pomysł podczas słuchania "Skyfall" Adele ;) Nie, no w gangu żadnym nie jestem, ale bardzo lubię filmy kryminalne, thrillery i dramaty, więc może stąd taka wyobraźnia :)
UsuńKurka, no, a chciałam, aby Rin mimo wszystko był lubiany, bo go ubóstwiam xD no, ale co kto lubi :D W sumie, jak tak pomyślę, to też nie pamiętam, abym czytała coś erotycznego z Deidarą... Najczęściej dziewczyny biorą się za Itachiego :P
Cieszę się, że wywołałam w Tobie emocje, no bo ciężkie to jest... A co do zdrady.. Chyba każdy jakieś doznał, tyle, że każdy inaczej reaguje. Jakby nie patrzeć, w mojej pierwszej partówce Ivy również została zdradzona, tyle że przez swoje przyjaciółki... Kurde, lubię czytać opowiadania, gdzie osobowość Itachiego jest zmieniona, gdzie dla odmiany naprawdę jest zimnym draniem, ale najbardziej lubię tą jego wersję, gdzie jest "męczennikiem", bo to chwyta za serce, dlatego wykreowałam go tak, a nie inaczej. No i chciałam mieć taki element zaskoczenia ;)
Dziękuję ślicznie za komentarz i komplementy. Również pozdrawiam i całuję :*